Silniki za milion!
Fabryka Flemminga Graversena rośnie w siłę, a jego klienci Leon Madsen i Jason Doyle mogą zagrozić najmocniejszym.
Już w piątek pierwsza runda tegorocznego cyklu Grand Prix, a z każdym dniem coraz lepiej spisują się żużlowcy korzystający z usług tunera Flemminga Graversena (m.in. Jason Doyle, Leon Madsen, Anders Thomsen, czy Matej Žagar). Już teraz można powiedzieć, że Duńczyk wyszedł zwycięsko z awantury z przedstawicielami fabryki GM, którzy oskarżali go o kradzież ich rozwiązań technologicznych w produkcji własnego silnika. Po początkowych trudnościach klienci Graversena osiągnęli znakomitą formę i mogą niedługo pokrzyżować plany faworytom korzystającym z tradycyjnych silników GM przygotowywanych przez Ryszarda Kowalskiego i Ashleya Hollowaya.
Włosi z GM w zimowej przerwie grozili że każdy, kto będzie korzystał ze sprzętu duńskiego tunera, może dożywotnio stracić szansę na pomoc ze strony GM. Groźby nie odniosły skutku. Graversen sprzedał już 42 silniki, a kolejne ciągle są produkowane. Nikt nie narzeka na jakość sprzętu, a coraz częściej zdarzają się przypadki, że zawodnicy zrywają umowy z dotychczasowymi dostawcami i przechodzą właśnie do stajni Graversena. W tym roku zrobili już tak choćby Bartosz Smektała, Piotr Pawlicki, a ostatnio także Krzysztof Kasprzak. Każdy z nich bardzo szybko odzyskał moc i uzyskuje lepsze wyniki.
W PGE Ekstralidze wciąż więcej żużlowców korzysta z silników przygotowywanych przez Kowalskiego i Hollowaya, ale warto zwrócić uwagę na wpływy, jakie ma firma tunerska Graversen. Jeśli założymy, że 42 silniki sprzedała zawodnikom w takiej samej cenie, jak jednostki GM (25 tysięcy złotych), to wychodzi ponad milion złotych. Tak naprawdę to dopiero początek, bo wiadomo, że inżynierowie najwięcej zarabiają na regularnych serwisach. Najlepsi zawodnicy oddają im silniki do przeglądu co trzy mecze, a za serwis muszą wtedy zapłacić od dwóch do nawet siedmiu tysięcy złotych. Graversen przygotowując własny silnik dość szybko stał się groźną konkurencją dla – mającej do tej pory monopol – fabryki GM. Silnik faktycznie wyglądem łudząco przypomina ten włoskiej produkcji, ale wewnątrz kilka elementów zostało zastąpionych innymi, a zawodnicy są bardzo zadowoleni. W zeszłym roku włosi sprzedali raptem 300 silników żużlowych, a we wcześniejszych latach niewiele więcej, bo około 450. Pytanie, jak na takie informacje zareagują pozostali tunerzy. Może się bowiem okazać, że także oni przestaną być lojalni wobec włoskiego producenta i uznają, że lepiej tworzyć własny silnik, niż przerabiać większość części i płacić za nie dwa razy. Jeśli tak się stanie, to pozycja czołowych tunerów świata jeszcze wzrośnie i będzie zależało od nich jeszcze więcej. Oni sami nie muszą się niczego obawiać, bo Graversen pokazał, że żadne groźby ze strony GM nie mogą mu przeszkodzić w realizacji
swojego planu.