BIEGACZKA Z MOCNĄ GŁOWĄ
– Jestem swoim prywatnym psychologiem – mówi Angelika Sarna, nasza nadzieja na 800 metrów.
Jeszcze niedawno nie było o niej mowy w kontekście reprezentacyjnym. Nie miała na koncie nawet jednego medalu mistrzostw Polski seniorów. Jednak w tym sezonie Angelika Sarna rozbiła bank. Jako jedyna Polka przebiegła na 800 metrów w czasie poniżej dwóch minut. Zdobyła kwalifikację olimpijską i złoto mistrzostw kraju, zostawiając z tyłu m.in. piątą zawodniczkę ostatnich igrzysk – Joannę Jóźwik. Nikt nie stawia jej w gronie kandydatek do medalu w Tokio, ale też tego nie wyklucza. Bo tak naprawdę trudno określić kres jej tegorocznych możliwości.
W Rio prowadził Jóźwik
– Na pewno jest w stanie pobiec jeszcze szybciej. Aby wejść do olimpijskiego finału, trzeba będzie uzyskać wynik poniżej 1.59.00. Angelikę w Tokio będzie na to stać. A co wydarzy się dalej? Trudno prognozować, bo byłoby to tylko wróżenie z fusów – mówi trener Andrzej Wołkowycki, który pracuje z Sarną w AZS AWF Warszawa.
W Rio Wołkowycki był trenerem Jóźwik. Potem ich drogi się rozeszły, ale dopóki pracowali razem, biegaczka była w finałach niemal wszystkich wielkich imprez, w których startowała. Traf chciał, że Sarna pierwsze sportowe kroki stawiała tam, gdzie Jóźwik – obie pochodzą z okolic Stalowej Woli i do Wołkowyckiego przychodziły od trenera Stanisława Anioła. Kariera Angeliki rozwijała się powoli, bo urodzona w 1997 roku biegaczka oprócz sportu postawiła mocno na naukę.
Uczelnia była równie ważna
– Odbyłam studia inżynierskie na kierunku technologia energii odnawialnej. Czysta matma i fizyka. To kierunek przyszłościowy, przedmioty były bardzo trudne. Dużo mnie to kosztowało, ale cieszę się, że obroniłam tytuł inżyniera – mówi mistrzyni Polski. Treningi i starty Sarny układane były tak, by dopasować je do jej rytmu „naukowego”. Czasami rezygnowała z ważnego startu, bo akurat była sesja. Znaczenie miało też podejście zawodniczki do nauki. – Na studiach też musiałam być dobra. Nie chciałam ich skończyć na zasadzie, „aby tylko zaliczyć i do przodu” – mówi olimpijka na Tokio.
Po skończeniu nauki w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie jej kariera eksplodowała. Pierwszy raz uzyskała wynik poniżej dwóch minut w biegu na 800 metrów, co stało się przepustką na światowe salony. Podczas czerwcowego Memoriału Janusza Kusocińskiego w Chorzowie dotarła do mety z czasem 1.59.72. – Ten jej rekordowy bieg był ciut za szybki na pierwszych pięciuset metrach. Gdyby ten odcinek pobiegła nieco wolniej, to miałaby mocniejszy finisz i wynik na pewno byłby jeszcze lepszy. Zabrakło jej pary na ostatnich stu metrach – mówi Wołkowycki. O tym, jak mocny był to bieg, najlepiej świadczy fakt, że jego zwyciężczyni – Etiopka Freweyli Hailu, wskoczyła wtedy na siódme miejsce w światowym rankingu tego sezonu – 1.57.57.
Dowiedziała się godzinę przed...
Choć latem Agelika prezentuje się dobrze, to niemal do ostatniej chwili musiała drżeć o olimpijską nominację. Żadna z Polek nie wypełniła minimum na 800 metrów (1.59.50), za to aż cztery miały szansę awansu z tzw. rankingu olimpijskiego. Problem w tym, że w Tokio kraj mogą reprezentować maksymalnie trzy biegaczki. Działacze PZLA zdecydowali, że rozstrzygnie o tym kolejność zawodniczek w finale mistrzostw Polski. – Dowiedziałam się o tym jakąś godzinę przed biegiem. Było trochę napięcia, ale uważam, że to było uczciwe rozwiązanie. Wszyscy mieli równe szanse – mówi zawodniczka AZS AWF Warszawa. Bieg w mocnym tempie poprowadziła doświadczona Aneta
Lemiesz. Takie rozwiązanie najbardziej odpowiadało Sarnie i nie zmarnowała okazji, przybiegając pierwsza na metę. Cel został osiągnięty, zdobyła przepustkę do Tokio.
– Jak daleko sięgają moje marzenia? Teraz to olimpijski finał, a w przyszłości medal. Chciałabym cały czas utrzymywać progres, bo to świetnie wzmacnia głowę – mówi biegaczka. Właśnie „głowa” jest jej głównym atutem. Trener Wołkowycki podkreśla, że Angelika często uzyskuje wyniki lepsze niż wynikałoby to z parametrów treningowych. – Potrafię się tak nastawić i zmotywować, że potem ludzie dziwią się, jak mogłam tak szybko pobiec. To wszystko jest w mojej głowie. Nie pracuję z psychologiem. Ja jestem swoim prywatnym psychologiem – zaznacza zawodniczka.
Trzy mocne biegi
Sarna do Tokio nie leci w roli faworytki, ale to nie znaczy, że nie może tam dobrze wypaść. Wielką niewiadomą jest to, jak zniesie „turniejową” formułę rywalizacji. Bo aby odnieść sukces w igrzyskach, trzeba zaliczyć trzy dobre biegi w krótkim odstępie czasu. Do awansu do finału potrzebne są dwa mocne występy.
– Ona jeszcze w takich warunkach nie startowała. Zdarzało się jedynie, że miała trzy biegi w dość krótkim odstępie czasu, ale wchodziła w to też sztafeta. Myślę jednak, że sobie poradzi. Na dwa mocne biegi na pewno jest gotowa, a w igrzyskach właśnie na to należy się nastawiać. Każdy będzie ostro walczył w eliminacjach i jeszcze ostrzej w półfinale. W finale zawodniczki dadzą z siebie tyle, ile zostanie im jeszcze energii. W Tokio będzie o tyle lepiej, że przed finałem zawodniczki będą miały dwa dni przerwy, wcześniej był to tylko jeden dzień – mówi Wołkowycki. Szkoleniowiec AZS AWF Warszawa zwraca też uwagę na to, że wysokie miejsce w tabelach najlepszych wyników w sezonie wcale nie gwarantuje sukcesu w igrzyskach. Dobrym przykładem z tego roku jest druga w światowym rankingu Rose Mary Almanza (1.56.28). Świetna Kubanka jeszcze nigdy nie zakwalifikowała się do finału wielkiej imprezy.
800 metrów na pierwszy ogień
Polscy lekkoatleci lada dzień udają się do Japonii na przedolimpijskie zgrupowanie. Choć liczba miejsc jest ograniczona, to na liście szkoleniowców, którzy polecą do Azji, znalazł się też Wołkowycki. – Nie wyobrażam sobie, że zawodniczka miałaby jechać sama do Japonii na dziesięć dni przed startem. Przecież nikt jej nie zna, nikt jej wcześniej nie trenował na żadnym obozie – mówi szkoleniowiec Sarny, który już dwukrotnie był na takich zgrupowaniach w Japonii i zna tamtejsze warunki.
Biegi kwalifikacyjne kobiet w igrzyskach w Tokio odbędą się pierwszego dnia rywalizacji lekkoatletów – 30 lipca.