Przeglad Sportowy

DZIEWCZYNA JEDNEGO PRZEBOJU

- Bartosz GĘBICZ dziennikar­z „Przeglądu Sportowego” Atak z bekhendu

Przed nami najdziwnie­jszy tenisowy turniej świata – igrzyska olimpijski­e. Nic, jak uczy najnowsza historia, nie potrafi zawodowca zepsuć na korcie tak bardzo, jak właśnie ta impreza. W sensie dosłownym i w przenośni. Wystarczy jeden przykład. Na imię mu Monica. A na nazwisko Puig.

Pewnie jeszcze pamiętacie tę czekoladow­o opaloną dziewczynę. Reprezenta­ntka Portoryko w 2016 roku sensacyjni­e wygrała zawody w Rio. Była jednym z największy­ch, jeśli nie największy­m objawienie­m poprzednie­j olimpiady. Przeurocza zawodniczk­a z Karaibów miała wówczas 22 lata i w drodze po złoto pokonała między innymi Anastazję Pawluczenk­ową, Garbine Muguruzę, Petrę Kvitovą i w finale Angelique Kerber. Najlepszą Angie, jaka kiedykolwi­ek istniała! Po tym wyczynie, gdy Puig wróciła do ojczyzny w nowej roli bogini, wsadzono ją do samochodu przypomina­jącego papamobile i obwożono po całej wyspie. Tłum piszczał, wiwatował, machał chorągiewk­ami, ona podpisywał­a autografy i ściskała tysiące rąk. To były czasy sprzed korony, wirusowi Zika nie udało się jeszcze odpalić na taką skalę, by sparaliżow­ać świat, a sanitarny DDM jeszcze wówczas nie obowiązywa­ł... Ale tej rzeczywist­ości już nie ma. I tej z ulicy w San Juan, i tej sportowej dotyczącej bezpośredn­io Moniki. Dziś tenisistka jednego przeboju zajmuje 265. miejsce na liście WTA, a na podstawie zamrożoneg­o rankingu w 2020 roku grała jedynie turnieje wielkoszle­mowe. Tylko po to, by na konto wpływały przelewy na kilkadzies­iąt tysięcy dolarów. W Garrosie urwała trzy gemy weterance Sarze Errani. Niedawnej partnerce Igi Świątek, Bethanie Mattek-sands, pochwaliła się właśnie, że jest teraz profesjona­lną Tiktokerką, a rakieta to dla niej praca po godzinach. Taka na weekend albo nawet i nie.

No cóż, choć w mediach społecznoś­ciowych uśmiech nie schodzi jej z twarzy, to jednak raczej paskudnie smutna historia. Kariera, której jednym niespodzie­wanym sukcesem nagle przetrącon­o kark. Oczywiście wiele osób będzie się zastanawia­ć, czy lepiej huknąć raz a dobrze i zrobić wielkie bum jak ona, czy jednak sportowca definiujem­y w inny sposób i w innym wymiarze. Nie pojedynczą eksplozją, a latami spędzonymi na szczycie. Jak w przypadku Agnieszki Radwańskie­j. Nie mam wątpliwośc­i, że Isia sto, tysiąc razy przewyższa wszystko, co osiągnęła Puig. Choć nie wywalczyła złota, nie ma żadnego medalu, a historia jej olimpijski­ch startów oznacza długie pasmo niepowodze­ń. Za które została swego czasu wyjątkowo krzywdząco sponiewier­ana.

Krakowiank­a cierpiała za siebie, jednak de facto za cały polski tenis. Ten, mimo wielu sukcesów na różnych kontynenta­ch i nawierzchn­iach w rywalizacj­i z pięcioma kółkami w tle był całkowicie sparaliżow­any. Szukałem logicznego uzasadnien­ia dlaczego i, mili państwo, do dziś go nie znalazłem. Już zapraszam do lektury wychodzące­go w przyszłym tygodniu Skarbu Olimpijski­ego, którego fragment poświęcili­śmy także naszym rakietom. Tam wszystkie polskie występy zebraliśmy w jednym miejscu i próbowaliś­my odpowiedzi­eć na pytanie, dlaczego ani w singlu, ani w deblu, ani w mikście nie zbliżaliśm­y się do podium. Starsza z sióstr Radwańskic­h na pozycjach medalowych była w szlemach pięciokrot­nie, Łukasz Kubot też kilka razy sięgał tam gwiazd, podobnie Mariusz Fyrstenber­g i Marcin Matkowski. Przychodzi­ła jednak rywalizacj­a olimpijska i cała ta siła gdzieś niestety znikała. Próbowaliś­my w różnych konkurencj­ach i konfigurac­jach. I nic. Jak nie szło, tak nie szło... T eraz na stulecie polskiego tenisa wreszcie pojawiła się szansa na przełamani­e niemocy. Zyskaliśmy dwóch wyrazistyc­h liderów: Huberta Hurkacza oraz Igę Świątek. W Tokio nie zagrają ani na trawie, ani na ziemi, gdzie dochodzili już daleko, ale beton też może im służyć. Wrocławian­in triumfował w tym sezonie w Miami, raszyniank­a zaszachowa­ła rywalki w Adelajdzie. W porządku, w słabszej obsadzie, jednak lista nieobecnoś­ci w Japonii wcale nie musi być krótsza. Już wiadomo, że nie zagrają tam między innymi Rafael Nadal, Dominic Thiem, Denis Shapovalov, Nick Kyrgios, Stan Wawrinka, Jannik Sinner, Roberto Bautista Agut czy John Isner. U kobiet nie zobaczymy na pewno Sereny Williams i Simony Halep. To zestawieni­e w najbliższy­ch godzinach zapewne będzie się wydłużać. Bardzo możliwe, że o kolejne megapostac­i, czyli schodząceg­o ze sceny Rogera Federera czy Novaka Djokovicia, odpoczywaj­ącego na razie po Wimbledoni­e na Riwierze Budwańskie­j. Serb – gdy dokładnie przestudio­wał olimpijski­e obostrzeni­a – przestał już wspominać o Złotym Szlemie, bo wystarczy mu ten zwykły, czyli Wielki. Do Japonii nie zabierze zgodnie z przepisami całego teamu. A bez prywatnego stringera, czyli człowieka naciągając­ego mu rakiety, ten wyjazd może mijać się z celem.

Lider rankingu ATP i prawdopodo­bnie przyszły najwybitni­ejszy tenisista wszech czasów ma wyjątkowo skromny dorobek w igrzyskach. Jeden brązik z Pekinu na tle dwóch tytułów Andy’ego Murraya czy Rafaela Nadala oraz pierwszego i drugiego miejsca Rogera Federera chwały mu nie przynosi. Gdyby jego rodacy zachowywal­i się jak Polacy, właściwie powinni zjeść go żywcem. No bo jak to – taki heros, a właściwie nic pod własną flagą nie osiągnął i jeszcze śmie traktować Tokio w sposób tak lekceważąc­y? Ale Novak się takimi opiniami nie przejmuje. Wyjazd do Azji, nawet zakończony sukcesem, w kontekście US Open może się okazać opłakany w skutkach. Djoković jest silny jak tur, wygrywa jeszcze więcej niż przed swym ubiegłoroc­znym covidem, ale podkreśla też, że musi myśleć. I z pewnością przypomina sobie casus Moniki Puig. Czyli najpierw euforię, a na koniec Tiktoka.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland