Szacunek, komentarz i historia skręta
Ludzie bez honoru, brak im szacunku i tak dalej. W tym stylu komentowało sporo kibiców i ekspertów fakt, że angielscy piłkarze zdjęli srebrne medale po przegranym finale EURO. Nie mam pojęcia, gdzie w tym geście brak honoru ani tym bardziej szacunku do kogokolwiek. Przecież nikogo w ten sposób nie obrazili. Grupa zaprogramowanych na wygrywanie ludzi, w chwili, w której buzują w nich emocje nie do opisania, czuła, że nie zdobyła srebra, a straciła złoto. Tak to widzę. Dwadzieścia jeden lat temu (ech... czas leci za szybko) to samo zrobił Szymek Kołecki na podium igrzysk w Sydney. Schował srebro do kieszeni. Tak wtedy czuł i tak chciał zrobić, bo był gotowy i szedł po złoto, a zwyciężył ktoś inny. Może to i niepotrzebny gest, ale nie widzę w tym focha, braku honoru czy szacunku do tego, kto wygrał. Swoją drogą, jeśli komuś w Londynie brakowało szacunku i honoru, to tym idiotom z Wembley, którzy najpierw wyłamali bramy, a później kopali leżących. Być może to dwie różne grupy, ale obie łączy zwykła głupota. Mieć finał jednego z największych turniejów w historii, a w nim swoją drużynę, co akurat tej się zdarza wyjątkowo rzadko (co prawda przegrała, ale finał to finał), żeby wszystko mogła spektakularnie spieprzyć grupa „kibiców”. Brawo, bo to duża sztuka. Dzięki Anglikom mamy kolejny dowód, że niemożliwe nie istnieje. A nglia żyje skandalem z kretynami i tym, że sportowo byli blisko triumfu, co nie zdarzyło się wcześniej przez dziesiątki lat. Włosi żyją natomiast powrotem na szczyt, Hiszpanie tym, że znowu chcą na nim być, Niemcy – że czas na zmianę i tak dalej. U nas za to trwa wojna domowa o piłkarskich komentatorów. Twitter płonął przed ich zmianą na finał EURO, a po niej znowu są dymy, tylko na odwrót, więc jeśli ktoś tam nie zaglądał, to dobrze zrobił. Swoją drogą szczęśliwy musi być nasz kraj, skoro to akurat największy problem polskiej piłki nożnej, której najlepsi z najlepszych nie wyszli nawet z grupy w turnieju. A grało w nim pół Europy...
Dobrze, że zaraz igrzyska w Tokio, choć te zapowiadają się na skomplikowane. Wiem coś o tym. Ocha, Cocoa, activity plan, a później godziny siedzenia na lotnisku. Dwie pierwsze to aplikacje, które mają śledzić ludzi dla ich bezpieczeństwa, choć tym ludziom na miejscu i tak w zasadzie nic nie wolno, a plan aktywności to właściwie głupota, bo Japończycy z MKOL uznali, że reporter może przewidzieć, gdzie i którego dnia będzie najciekawiej podczas igrzysk. Ok, nie ma teraz co narzekać, trzeba zostawić sobie coś na same igrzyska. T e kłopoty ominą za to Sha’carri Richardson. Na Tokio popatrzy w telewizorze. Amerykanka miała pobiec po złoto na 100 metrów, ale okazało się, że w jej organizmie wykryto THC i dostała miesięczną karę. Łagodną, ale i tak komplikującą życie, bo do Japonii nie poleci. Kara to efekt palenia marihuany. Lud się zbuntował, ponoć zebrano pół miliona podpisów w proteście. Że trawka to nie doping, że w wielu miejscach jest legalna i tak dalej. Wszystko to prawda, ale są przepisy. Mądre czy niezbyt to dyskusja na inną okazję. W tej chwili są takie i Amerykanka je znała, a przynajmniej powinna. I prawdopodobnie jakoś by przeżyła bez skręta miesiąc przed igrzyskami. Nie dała rady i marzenia o medalu poszły... z dymem.