WIOŚLARKI CHCĄ POWTÓRZYĆ RIO
W dniu oficjalnego otwarcia igrzysk popłynie nasza medalowa osada wioślarek z Rio. W innym składzie, a jej były trener prowadzi rywalki.
Czwórka podwójna kobiet jeszcze przed otwarciem igrzysk stanie na starcie. Liczymy na pokaz siły!
Malowniczo położony obiekt Sea Forest Waterway usytuowano u brzegu sztucznej wyspy Odaiba w Zatoce Tokijskiej. To jedyny w Japonii tor regatowy spełniający standardy międzynarodowych zawodów wioślarskich, a poza tym ugości też kajakarzy. Występ w dniu ceremonii otwarcia to w przypadku wioślarzy nowość. Teraz wiele osad w trakcie piątkowego oglądania defilady państw będzie już po pierwszym przejeździe, a członkowie innych będą myśleć o wczesnym występie następnego dnia. Rywalizację wioślarzy zaplanowano bowiem tradycyjnie w godzinach porannych, co oznacza, że w Polsce będzie wtedy środek nocy.
Nowe nazwiska
Z grona Biało-czerwonych jako pierwsi na torze pojawią się startujący w dwójce podwójnej Mateusz Biskup oraz Mirosław Ziętarski, którzy wygrali będące ostatnim sprawdzianem przed Tokio zawody Pucharu Świata w Sabaudii. To brązowi medaliści mistrzostw globu z 2019 roku i na pewno trzeba brać ich pod uwagę, wymieniając kandydatów do walki o podium olimpijskie. Tego samego dnia w eliminacjach popłyną też czwórki podwójne i – nie przekreślając szans panów – bardziej można liczyć na sukces osady żeńskiej, która od wielu lat należy do ścisłej czołówki. To w zasadzie największa polska nadzieja wioślarska w tych igrzyskach. W 2016 roku w Rio złoto dla Polski zdobyła dwójka Magdalena Fularczyk-kozłowska, Natalia Madaj, ale był też drugi krążek, chyba trochę zapomniany.
W czwórce podwójnej trzecie finiszowały Monika Ciaciuch, Agnieszka Kobus, Joanna Leszczyńska oraz Maria Springwald, a ich trenerem był Marcin Witkowski. Obecnie żadnego z tych nazwisk nie zobaczymy w składzie, choć z różnych względów. Leszczyńska już nie wiosłuje, zaś Ciaciuch przeniosła się do czwórki bez sternika, a po ślubie zmieniła nazwisko na Chabel (jej mąż Wiktor jest członkiem męskiej czwórki podwójnej). Kobus i Springwald też wyszły za mąż – ta pierwsza dołożyła nazwisko Zawojska, ta druga jest dziś znana jako Sajdak.
Nie ma też trenera Witkowskiego, który po Rio skorzystał z atrakcyjnej oferty z Niemiec. Osiem lat pracy jako główny szkoleniowiec kadry kobiet, trzy medale olimpijskie, cztery krążki MŚ i dziesięć podiów ME – oto efekty jego pracy. Strata była podwójna, bo na stanowisku selekcjonera pojawił się wakat, a ponadto wzmocniły się groźne rywalki. W finale w Rio Niemki były przecież najszybsze i to one otrzymały złote krążki od wręczającej je w imieniu MKOL Ireny Szewińskiej. Mo
głoby się wydawać, że po takich zmianach trudno będzie powtórzyć wynik z Brazylii…
Nowy kwartet nie zawodzi
Jednak następca Witkowskiego Jakub Urban był innego zdania i skorzystał z mocnego zaplecza. Dwa tygodnie po finale olimpijskim, MŚ do lat 23 wygrała polska czwórka podwójna. Wiosłowały w niej Marta Wieliczko i Katarzyna Zillmann, które uzupełniły „dorosły” skład. Efekt był imponujący – już w sezonie poolimpijskim wicemistrzostwo świata w Sarasocie, a w kolejnym złoto MŚ w Płowdiw plus mistrzostwo Europy w Glasgow i tytuł najlepszej żeńskiej osady roku. Ten kwartet nie zawodził w wielkich imprezach (było jeszcze srebro MŚ 2019 w Ottensheim i brąz
ME 2020 w Poznaniu w składzie z Katarzyną Boruch), a zaledwie finał B tegorocznych ME w Varese to efekt nieobecności Kobus-zawojskiej. Będąc w komplecie, Polki rozkręcały się ze startu na start i w ostatnim PŚ w Sabaudii były już trzecie. W Tokio popłynie dziesięć czwórek, we wtorkowym finale A znajdzie się ich sześć. Ale w drodze do niego nie wszystkie osady popłyną dwukrotnie. Zwycięzcy wyścigów eliminacyjnych i zdobywcy drugich miejsc awansują od razu do decydującej rozgrywki. Polki będą się ścigać z Chinkami, Francuzkami, Włoszkami i Australijkami, a wysoka pozycja w piątek będzie miała podwójne znaczenie. Nagroda to dłuższa przerwa przed finałem, zaś zwycięstwo może się okazać pokazem mocy.
W tym sezonie największe wrażenie zrobiły do tej pory Chinki, które w swoim jedynym występie w PŚ w Zagrzebiu zdeklasowały rywalki. Polki tam nie startowały. Liczyć będą się także wspomniane Niemki, Włoszki i Holenderki, które w PŚ w Sabaudii były o 0.01 sekundy za Polkami! – Będą to o wiele trudniejsze igrzyska. Pięć lat temu różnica między osadami wynosiła po kilka sekund. Teraz nawet pięć ekip może dzielić tylko jedna sekunda. Szykuje się zabójczy bieg, ale jesteśmy gotowe – zapowiada Sajdak.