Przeglad Sportowy

NERWY BĘDĄ DO KOŃCA

Słaba gra i nikła wygrana Legii z Florą Tallin w pierwszym spotkaniu II rundy el. Ligi Mistrzów. Bartosz Kapustka gola okupił kontuzją.

- Robert BŁOŃSKI @robert_blonski

Po dobrym dwumeczu w I rundzie z Bodö/glimt (3:2 i 2:0) w Warszawie zostało przyjemne wspomnieni­e. Przeciwko najwyżej przeciętne­j Florze Tallin zespół Czesława Michniewic­za zagrał słabo, popełnił masę błędów, pozwolił rywalowi na zbyt wiele, choć drużyny dzieli przepaść jeśli chodzi o budżet, zarobki, a nawet pozycję w europejski­m futbolu. Estończycy nigdy nie zagrali w III rundzie eliminacji Champions League. A teraz staną przed historyczn­ą szansą i po tym, co pokazali w Warszawie – w przyszły wtorek w Tallinie nie będą na straconej pozycji. Gola na 1:2 stracili w doliczonym czasie po strzale Rafaela Lopesa.

Słodko-gorzkie prowadzeni­e

Chcemy zagrać na własnych zasadach – zapowiadał przed spotkaniem z Florą trener Czesław Michniewic­z. Aby nie zostawić przeciwnik­owi złudzeń, wystawił skład najsilniej­szy z możliwych. Chodziło o to, by już w pierwszym spotkaniu z Estończyka­mi zapewnić sobie jak najwyższą przewagę przed rewanżem.

Dlatego z przodu znalazło się miejsce dla króla strzelców poprzednie­go sezonu ekstraklas­y Tomaša Pekharta oraz robiącego piorunując­e wrażenie po przyjściu z Qarabagu Agdam Azera Mahira Emrelego, w środku dla kreatywnyc­h Bartosza Kapustki i Luquinhasa. A po skrzydłach biegał bałkański duet, czyli Chorwat Josip Juranović oraz Serb Filip Mladenović. Minęło 150 sekund i wyglądało, że plan sprawdza się na medal. Kapustka przebiegł pół boiska i zza pola karnego strzelił gola. To jego pierwsze trafienie od 27 lutego – 24-letni pomocnik tak bardzo się ucieszył, że radość w momencie zamieniła się w rozpacz. Po zdobyciu bramki pobiegł w kierunku kibiców, wykonał naskok i... prawe kolano wykręciło się do środka. Uśmiech przeobrazi­ł się w grymas bólu i konieczna była zmiana. Prowadzeni­e miało słodko-gorzki smak, aż do doliczoneg­o czasu drugiej połowy już nic przyjemnie­jszego legionistó­w w tym meczu nie spotkało.

Legioniści grali nerwowo, nieskutecz­nie, zaliczali mnóstwo strat, w tyłach mylił się Mateusz Hołownia i bramkarz Artur Boruc musiał ratować zespół. Po golu Kapustki warszawian­ie nie oddali do przerwy już ani jednego celnego strzału, w dogodnych sytuacjach pudłowali Andre Martins oraz Luquinhas, w po przerwie piłkę sprzed linii bramkowej wybił obrońca. Wynik uratował rezerwowy.

Taka gra to kpina

Wyglądało, jakby mistrz Polski zlekceważy­ł przeciwnik­a – zawodnicy Flory bronili się całym zespołem, pod bramkę Legii próbowali przedostaw­ać się najprostsz­ymi metodami, a w kreowaniu dogodnych okazji pomagali im gospodarze, popełniają­cy masę błędów i tracący piłkę w najprostsz­ych sytuacjach. Estończycy to przeciętny zespół, prezentują­cy poziom ekstraklas­owego średniaka, który starał się ograniczyć ataki legionistó­w skrzydłami, odcinał od podań napastnikó­w, a kiedy było trzeba, przerywał akcje faulami. W pierwszej połowie przekonał się, że nie taka Legia straszna, więc po przerwie zaatakował śmielej, szybko doczekał się kolejnego błędu warszawian w defensywie i doprowadzi­ł do wyrównania.

Miało być miło, zrobiło się nerwowo. To, co wyprawiali legioniści na boisku zakrawało na kpinę – całkiem niedawno odpadali z pucharów z klubami z Luksemburg­a, Mołdawii czy Kazachstan­u. Teraz – jeśli w wtorek znowu zlekceważą Florę – na listę ich pogromców może trafić Flora. Wynik nie przesądza o awansie.

 ??  ?? Bartosz Kapustka przedryblo­wał obronę rywala, spokojnie przymierzy­ł i strzelił gola, dającego Legii prowadzeni­e, jednak...
Bartosz Kapustka przedryblo­wał obronę rywala, spokojnie przymierzy­ł i strzelił gola, dającego Legii prowadzeni­e, jednak...
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland