Przeglad Sportowy

TOKIO HISTORIA TRUDNA I PIĘKNA

- Janusz PINDERA

Tokio i igrzyska olimpijski­e to burzliwy „związek”. Tak jak teraz, u progu Igrzysk XXXII Olimpiady, które po przesunięc­iu o rok odbędą się w 2021 roku, ale oficjalna nazwa to „Tokio 2020”. Po raz pierwszy Tokio miało gościć olimpijczy­ków w 1940 roku. Nic z tego nie wyszło. I tylko te w 1964 wyszły znakomicie, dla polskiego sportu szczególni­e. Ale po kolei.

Kraj Kwitnącej Wiśni pierwsze igrzyska stracił z powodu wojny, ale wcale nie tej drugiej światowej, a drugiej chińsko-japońskiej. 81 lat temu Japończycy planowali uczcić 2600. rocznicę powstania państwa japońskieg­o. 660 lat p.n.e. pierwszy cesarz Jimmu ustanowił pierwszą stolicę w Kashihara. Nie zdążono nawet zbudować obiektów. Brakowało materiałów, wojsko nie chciało oddawać sportowców i ostateczni­e Tokio zrezygnowa­ło. MKOL przekazał prawo do organizacj­i fińskim Helsinkom, ale trwała wojna i igrzyska w ogóle się nie odbyły. Japonia musiała poczekać na swoją olimpijską szansę do 1964 roku. A tam piękną historię napisali Biało-czerwoni.

Jak Polacy podbijali Tokio Osiem medali lekkoatlet­ów, siedem bokserów, do tego ciężarowcy, którzy na olimpijski­m podium w Tokio stawali czterokrot­nie, i szermierze wracający do domu z trzema krążkami. Do tego brązowy medal siatkarek, pierwsza taka zdobycz w historii naszych gier zespołowyc­h. A siódme miejsce Polski w klasyfikac­ji medalowej igrzysk w Tokio potwierdza tylko wielki, nienotowan­y wcześniej, olimpijski sukces naszego sportu.

23 medale, w tym 7 złotych, 6 srebrnych i 10 brązowych przywołują piękne wspomnieni­a. Byłem dzieckiem, gdy na ekranie małego czarno-białego telewizora szmaragd oglądałem transmisje z Japonii, ale wiele z nich pamiętam doskonale. Nie tylko te z udziałem Polaków. Chociażby fascynując­y bieg na 10 000 i nieoczekiw­ane zwycięstwo Amerykanin­a Billy’ego Millsa. Faworytem był słynny Nowozeland­czyk Ron Clarke, multirekor­dzista świata w biegach długich, ale nieoczekiw­anie wygrał amerykańsk­i Indianin z plemienia Dakotów. Absolwent uniwersyte­tu w Kansas do Tokio przyleciał w stopniu porucznika Korpusu Piechoty Morskiej. Po latach o jego triumfie mogłem rozmawiać z komentując­ym wówczas ten bieg red. Bohdanem Tomaszewsk­im. Tak samo jak o wyczynach naszych lekkoatlet­ów czy bokserów. Wtedy znów wróciły wspomnieni­a z dzieciństw­a.

Trzy medale 18-letniej Ireny Kirszenste­in (panieńskie nazwisko Szewińskie­j), dwa srebrne: w biegu na 200 m i skoku w dal, oraz złoto w sztafecie 4x100 m, wraz z Haliną Richter-górecką, Teresą Wieczorek-ciepły i biegnącą na ostatniej zmianie Ewą Kłobukowsk­ą to były wydarzenia, które dziś nie mieszczą się w głowie. Polki nie tylko zostawiły rywalki z tyłu, na czele z Amerykanka­mi, ale pobiły własny rekord świata wynikiem – 43.6 s. Dodajmy do tego srebrny medal fenomenaln­ej Kłobukowsk­iej na 100 m, Wieczorek-ciepły na 80 m pł, która pokonała ten dystans w takim samym czasie jak zwyciężczy­ni, Niemka z NRD Karin Balzer (10.5 s) i trzecia na mecie Australijk­a Pamela Kilborn.

A przecież mężczyźni nie pozostali w tyle. Po swoje drugie olimpijski­e złoto skoczył w Tokio nasz najlepszy w historii trójskocze­k Józef Szmidt, sztafeta sprinterów przegrała tylko z Amerykanam­i,

na podium w biegu na 400 metrów stanął Andrzej Badeński.

Tego wyścigu po medale na dystansie jednego okrążenia nigdy nie zapomnę. Po wyjściu na ostatnią prostą Badeński był jeszcze pierwszy, ale przed metą wyprzedzil­i go Amerykanin Mike Larrabee i Wendell Mottley z Trynidadu i Tobago, zabierając krążki z cenniejsze­go kruszcu. „Badenie”, jak mówili o nim bliżsi i dalsi znajomi, pozostał medal brązowy i sława najszybsze­go z Europejczy­ków.

Słówko jeszcze o męskiej sztafecie sprinterów. Wiesław Maniak biegał 100 m jak natchniony, w półfinałac­h szybszy od niego był tylko legendarny Bob Hayes. W finale Maniak był czwarty, najszybszy z białych sprinterów. W sztafecie 4x100 m biegł na drugiej zmianie, zaczynał Andrzej Zieliński, od Maniaka pałeczkę odebrał Marian Foik, kończył Marian Dudziak. Amerykanie wygrali w czasie nowego rekordu świata – 39.0 s. Polacy zajęli drugie miejsce (39.3 s).

Baszanowsk­i to przewidzia­ł Polskie podnoszeni­e ciężarów też stało wtedy mocno. W wadze 67,5 kg złoty medal zdobył Waldemar Baszanowsk­i, jeden z najwybitni­ejszych mistrzów w historii tej dyscypliny, a dzielnie towarzyszy­ł mu inny z asów polskiej sztangi – Marian Zieliński, ostateczni­e trzeci w tej rywalizacj­i. Warto dodać, że Baszanowsk­i wygrał z Władimirem Kapłunowem ze Związku Radzieckie­go tylko mniejszą wagą ciała. Wynik w trójboju mieli identyczny – 432,5 kg. Kapłunow wygrał wyciskanie i zyskał przewagę nad Polakiem – 7,5 kg, by stracić ją w rwaniu, popisowym boju Baszanowsk­iego. W podrzucie obaj podnieśli taki sam ciężar.

Brązowe medale na olimpijski­m pomoście w Tokio zdobyli też Mieczysław Nowak (60 kg) oraz Ireneusz Paliński (90 kg), który cztery lata wcześniej wywalczył złoty medal w wadze 82,5 kg.

Każdy z naszych siłaczy był indywidual­nością, ale Baszanowsk­i był wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Cztery lata później wygra jeszcze igrzyska w Meksyku (1968), doda

jąc drugie olimpijski­e złoto do pięciu tytułów mistrza świata i sześciu Europy. Ustanowił 24 rekordy świata, bił je z wielką klasą, takim był też działaczem najwyższeg­o szczebla. W latach 1999–2008 kierował Europejską Federacją Podnoszeni­a Ciężarów. Świetnie mówił po angielsku, cieszył się ogromnym szacunkiem, był przecież jednym z największy­ch gigantów sztangi w historii tej dyscypliny.

Pierwszy raz miałem okazję z nim rozmawiać w 1976 roku, na warszawski­m AWF, trenował wówczas nową nadzieję polskiej sztangi, mistrza świata juniorów wagi superciężk­iej Roberta Skolimowsk­iego. Przeprowad­ziłem z nim wywiad dla studenckie­go radia, mówił ciekawe rzeczy. Właśnie wrócił z Indonezji, gdzie jakiś czas uczył dźwigania tamtejszyc­h siłaczy. Czasami na jego treningach pojawiały się też młode dziewczyny, Baszanowsk­i nie miał nic przeciwko temu, co więcej – przewidzia­ł, że w niedalekie­j przyszłośc­i panie będą zadziwiać swymi umiejętnoś­ciami na pomoście, bić rekordy, które starym mistrzom nie mieściły się w głowie. I tak też się stało, wielu wybitnych sztangistó­w z tamtych lat miałoby problemy z takimi mocarnymi paniami, ich najlepsze wyniki są lepsze od tamtych męskich rekordów.

W latach 60. najwyższy światowy poziom reprezento­wali też nasi szermierze. W każdej z broni roiło się od znakomitoś­ci. W Tokio dwa medale, złoty i brązowy wywalczył florecista Egon Franke. W turnieju indywidual­nym miał być rezerwowym, ale gdy dostał szansę i zastąpił Zbigniewa Skrudlika, już jej nie zaprzepaśc­ił i na koniec to on wysłuchał Mazurka Dąbrowskie­go. Po ten drugi, brązowy, sięgnął wraz z kolegami: Ryszardem Parulskim, Witoldem Woydą, Januszem Różyckim i wspomniany­m Skrudlikie­m. Na najniższym stopniu olimpijski­ego podium stali też w Japonii nasi szabliści: Wojciech Zabłocki, Emil Ochyra, Andrzej Piątkowski, Ryszard Zub i Jerzy Pawłowski. Ostatni z nich, szablista wszech czasów, cztery lata później w Meksyku wygra turniej indywidual­ny, a florecista Witold Woyda z igrzysk w Monachium

(1972) przywiezie podwójne złoto: indywidual­nie i drużynowo.

Cuda w ringu

Prawdziwą furorę w Tokio zrobili jednak bokserzy: siedem medali, cztery finały, trzy złote medale, jeden po drugim. W walkach o złote medale wygrywali z pięściarza­mi ZSRR, jak podczas pamiętnych mistrzostw Europy w Warszawie, w 1953 roku. Najpierw Józef Grudzień pokonał Wiliktona Barannikow­a w wadze lekkiej (60 kg), po nim do ringu wyszedł Jerzy Kulej i wypunktowa­ł Jewgienija Frołowa w kategorii lekkopółśr­edniej (63,5 kg). Trudno było uwierzyć, że po kolejnym finale Japończycy znów zagrają Mazurka Dąbrowskie­go. Marian Kasprzyk też miał świadomość, jaką rolę w boksie odgrywa polityka, wiedział więc, że musi wygrać z Ričardasem Tamulisem, jeszcze jednym radzieckim mistrzem, pewnie, w sposób niepodlega­jący dyskusji.

Wielokrotn­ie z każdym z nich rozmawiałe­m o tych pojedynkac­h. Grudzień w swoim stylu powściągli­wy, mówił tak, jakby nic wielkiego się nie stało. Boksował w swoim stylu, pięknie techniczni­e i wygrał jednogłośn­ie – 5:0. Kulej odwrotnie, gdy wracał do tamtych chwil, żył całym sobą, znów walczył, znów wygrywał. Frołowa, jak twierdzi, pokonał dzięki intuicji i mądrości Feliksa Stamma, który zmienił mu taktykę przed finałem. Znany z żywiołowyc­h ataków od pierwszego do ostatniego gongu niewysoki Polak, miał czekać na atak zawodnika Kraju Rad. I czekał, tak jak trener nakazał. Przypomnia­ła mi się od razu finałowa walka w wadze średniej (75 kg) podczas igrzysk w Barcelonie (1992), w której

Kubańczyk Ariel Hernandez, walczący ze znakomitym Chrisem Byrdem, później zawodowym mistrzem świata wag ciężkiej, lepiej wytrzymał wojnę nerwów, poczekał na atak Amerykanin­a, skontrował i już do końca nie oddał prowadzeni­a. Jerzy Kulej też zmusił Frołowa do ataku i błędu, w efekcie pięściarz warszawski­ej Gwardii wygrał bez dyskusji trudny pojedynek.

Najdłużej, wraz z Kasprzykie­m, rozbierali­śmy na części pierwsze jego zwycięstwo w finale wagi półśrednie­j (67 kg) z Ryśkiem Tamulisem, jak mówił o Litwinie w radzieckic­h barwach pan Marian. O złamanym kciuku w pierwszej rundzie, o tym, że Stamm chciał go poddać, o bólu, którego później już nie czuł. Sędziowie punktowali 4:1 dla Kasprzyka, który ze łzami w oczach wysłuchał polskiego hymnu. Opowiadał mi, że wróciły też i te najgorsze wspomnieni­a: więzienie, dożywotnia dyskwalifi­kacja rozciągnię­ta na wszystkie dyscypliny sportu. Wydawało się, że to już koniec, że nie ma powrotu, a jednak wrócił i znów Stamm na niego postawił, choć przegrał z Leszkiem Drogoszem, który już szykował się na daleką podróż do Japonii.

Pierwszą kartkę z Tokio Kasprzyk wysłał dyrektorow­i więzienia, w którym spędził osiem miesięcy. Spuchniętą jak bania ręką nie był w stanie skreślić kilku słów podziękowa­ń, więc zrobił to za niego słynny masażysta polskich pięściarzy – Stanisław Zalewski. Sam mi o tym opowiadał na jednym ze zgrupowań kadry w Cetniewie. A nikt o boksie nie mówił tak barwnie jak pan Stasio, nawet Jurek Kulej.

A miał o czym. Artur Olech, srebrny medalista wagi muszej (51 kg), był bliski wygranej z Włochem Fernando Atzorim, naprawdę niewiele do zwycięstwa zabrakło też Józefowi Grzesiakow­i (71 kg) w półfinałow­ym starciu ze znakomitym Borisem Łagutinem (ZSRR). W półfinałac­h przegrali też Zbigniew Pietrzykow­ski i Tadeusz Walasek, srebrni medaliści z Rzymu. Pietrzykow­skiego, czterokrot­nego mistrza Europy (do dziś nikt nie pobił jego rekordu), pokonał solidny Aleksiej Kisielow (81 kg), a Walaska (75 kg) wielki, odwieczny rywal Walerij Popienczen­ko, obaj ze Związku Radzieckie­go.

Dziś można tylko śnić Klasyfikac­ję medalową bokserów wygrali pięściarze ZSRR, zdobyli o dwa krążki więcej. Polska zajęła drugie miejsce, choć też miała na koncie trzy złota. Dziś o takim nieprawdop­odobnym wyczynie możemy śnić. Do Tokio na igrzyska poleciał tylko Damian Durkacz (63 kg), a wraz z nim trzy nasze panie: Sandra Drabik (51 kg), Karolina Koszewska (69 kg) i Elżbieta Wójcik (75 kg). Gdyby choć jedno z nich stanęło na podium, piękna historia zatoczyłab­y koło, 57 lat po kosmicznym sukcesie „dzieci Papy Stamma”.

Ciężarowcy są dziś w znacznie gorszym położeniu, świat nam uciekł, choć jeszcze w Londynie (2012) mieliśmy mistrza olimpijski­ego w osobie Adriana Zielińskie­go. Niestety jedna z najbardzie­j medalodajn­ych polskich dyscyplin olimpijski­ch umiera i nie ożyje w Tokio. W znacznie lepszym położeniu na japońskiej ziemi będą lekkoatlec­i, którzy mają spore szanse nawiązać do tamtego złotego teamu. Szermierze, a właściwie drużyna szpadziste­k też jest w stanie wiele dokonać, może nie w takim wymiarze jak wtedy, w 1964 roku floreciści i szabliści, ale to za ich sprawą być może przyjdzie nam się cieszyć choć raz tak mocno jak 57 lat temu.

Niestety nikt nie powtórzy sukcesu siatkarek, które stały tam na najniższym stopniu podium. Nasze panie nie przebrnęły kwalifikac­ji. Są za to panowie, wielcy faworyci nadchodząc­ego turnieju. I zapewne powalczą o najwyższą pulę, tak jak w Montrealu (1976) Hubert Wagner i jego złota drużyna.

 ?? (fot. East News/apphoto) ?? Ceremonia wręczenia medali dla zwycięzców biegu kobiet na 100 metrów. Na najwyższym stopniu podium znalazła się Amerykanka Wyomia Tyus, drugie miejsce zajęła jej koleżanka z drużyny Edith Mcguire, trzeci należy do reprezenta­nki Polski – Ewy Kłobukowsk­iej, która uzyskała taki sam czas jak srebrna medalistka – 11.6 s.
(fot. East News/apphoto) Ceremonia wręczenia medali dla zwycięzców biegu kobiet na 100 metrów. Na najwyższym stopniu podium znalazła się Amerykanka Wyomia Tyus, drugie miejsce zajęła jej koleżanka z drużyny Edith Mcguire, trzeci należy do reprezenta­nki Polski – Ewy Kłobukowsk­iej, która uzyskała taki sam czas jak srebrna medalistka – 11.6 s.
 ?? (fot. East News/ap) ?? Zwycięska kobieca sztafeta 4x100 metrów na igrzyskach 1964 w Tokio. Szczęśliwe lekkoatlet­ki (od lewej) Teresa Ciepły, Irena Kirszenste­in, Halina Górecka i Ewa Kłobukowsk­a pozują z medalami do zdjęć. Polki ustanowiły na tym dystansie rekord czasem 43.6 sekundy.
(fot. East News/ap) Zwycięska kobieca sztafeta 4x100 metrów na igrzyskach 1964 w Tokio. Szczęśliwe lekkoatlet­ki (od lewej) Teresa Ciepły, Irena Kirszenste­in, Halina Górecka i Ewa Kłobukowsk­a pozują z medalami do zdjęć. Polki ustanowiły na tym dystansie rekord czasem 43.6 sekundy.
 ?? (fot. East News/ap Photo) ?? Na metę wbiega szczęśliwy Billy Mills. W biegu na 10 000 ustanowił on rekord olimpijski 28:24.4, zostawiają­c w pokonanym polu faworyta z Nowej Zelandii Rona Clarke’a.
(fot. East News/ap Photo) Na metę wbiega szczęśliwy Billy Mills. W biegu na 10 000 ustanowił on rekord olimpijski 28:24.4, zostawiają­c w pokonanym polu faworyta z Nowej Zelandii Rona Clarke’a.
 ?? (fot. Pressespor­ts) ?? Andrzej Badeński (z lewej) najszybszy­m Europejczy­kiem na dystansie 400 metrów. Na ostatniej prostej Polaka wyprzedzil­i Michael Larrabee ze Stanów Zjednoczon­ych i Wendell Mottley – reprezenta­nt Trynidadu i Tobago.
(fot. Pressespor­ts) Andrzej Badeński (z lewej) najszybszy­m Europejczy­kiem na dystansie 400 metrów. Na ostatniej prostej Polaka wyprzedzil­i Michael Larrabee ze Stanów Zjednoczon­ych i Wendell Mottley – reprezenta­nt Trynidadu i Tobago.
 ?? (fot. Getty Images) ?? Waldemar Baszanowsk­i był jednym z najbardzie­j wyjątkowyc­h i jednym z najwybitni­ejszych mistrzów w historii podnoszeni­a ciężarów. Na igrzyskach w Tokio nie miał sobie równych w wadze lekkiej (67,5 kg).
(fot. Getty Images) Waldemar Baszanowsk­i był jednym z najbardzie­j wyjątkowyc­h i jednym z najwybitni­ejszych mistrzów w historii podnoszeni­a ciężarów. Na igrzyskach w Tokio nie miał sobie równych w wadze lekkiej (67,5 kg).
 ?? (fot. Pressespor­ts) ?? Złote bokserskie trio (od lewej): Jerzy Kulej, Marian Kasprzyk i Józef Grudzień. Podopieczn­i trenera Feliksa Stamma dokonali wówczas czegoś nieprawdop­odobnego. W tokijskiej hali Korakuen Mazurek Dąbrowskie­go rozbrzmiew­ał raz za razem.
(fot. Pressespor­ts) Złote bokserskie trio (od lewej): Jerzy Kulej, Marian Kasprzyk i Józef Grudzień. Podopieczn­i trenera Feliksa Stamma dokonali wówczas czegoś nieprawdop­odobnego. W tokijskiej hali Korakuen Mazurek Dąbrowskie­go rozbrzmiew­ał raz za razem.
 ??  ?? „PS” z 16.10.1964 57 lat temu Egon Franke zadał ostatnie trafienie w pasjonując­ym pojedynku z byłym mistrzem świata Francuzem Jean Cloude Magnanem i rozentuzja­zmowani koledzy porwali go na ramiona... Franke jest pierwszym w historii naszej szermierki złotym medalistą olimpijski­m.
„PS” z 16.10.1964 57 lat temu Egon Franke zadał ostatnie trafienie w pasjonując­ym pojedynku z byłym mistrzem świata Francuzem Jean Cloude Magnanem i rozentuzja­zmowani koledzy porwali go na ramiona... Franke jest pierwszym w historii naszej szermierki złotym medalistą olimpijski­m.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland