Przeglad Sportowy

STADION ŚLĄSKI, CZYLI 65 LAT MAGII

65 lat temu, dokładnie 22 lipca 1956 roku, nastąpiło uroczyste otwarcie Stadionu Śląskiego. Pierwszy mecz nie był udany, Biało-czerwoni przegrali 0:2 z NRD, ale w późniejszy­ch latach chorzowski gigant stał się obiektem magicznym, prawdziwą świątynią polsk

-

brąz (a w sztafecie po srebro). W kolekcji brakowało mu tylko olimpijski­ego krążka i w pewnym momencie wydawało się nawet, że nigdy po niego nie sięgnie. Pierwsza szansa uciekła w 1968 roku w Meksyku. Polska sztafeta (Werner, Grędziński, Badeński i Jan Balachowsk­i) była „w gazie” i wymieniano ją jednym tchem wśród zespołów kandydując­ych do podium. Co prawda Badeński ruszał na ostatniej zmianie, ze sporą startą, ale niemal na kratach dopadł Niemca Martina Jellinghau­sa. Legenda głosi, że zaczęła się gorączkowa analiza fotokomórk­i, za którą odpowiadał... niemiecki sędzia. Ostateczni­e polski zespół sklasyfiko­wano na 4. miejscu z identyczny­m czasem co Niemców – 3:00.5, co było rekordem Europy.

Na kolejnych igrzyskach, w Monachium, Werner podobnie jak cztery lata wcześniej, w biegu na 400 metrów odpadł w półfinale, a w sztafecie (z Balachowsk­im, Badeńskim i Zbigniewie­m Jaremskim) zajął 5. miejsce. Wszystko wskazywało na to, że taka szansa, jaka była w Meksyku, już się nie powtórzy... Na rok przed olimpijski­mi zmaganiami w Montrealu Werner był bez formy. Pod znakiem zapytania stał w ogóle jego wyjazd na trzecie igrzyska w karierze. Gdy jednak przyszło co do czego, biegacz, który zamienił w 1969 roku AZS AWF na warszawską Gwardię, był gotowy i to tak jak nigdy wcześniej.

– Wiadomo, że najlepszeg­o biegacza w sztafecie wystawia się na drugą zmianę, która jest najdłuższa, albo na ostatnią. Janek pobiegł jako drugi i był niesamowit­y. Zmierzono mu czas 44.0, co nawet teraz jest wynikiem kosmicznym. Wypracował taką przewagę, że reszta musiała tylko zadbać, żeby jej nie roztrwonić – wspomina Jerzy Pietrzyk, uczestnik tamtego biegu.

On wraz z Wernerem, Jaremskim i Ryszardem Podlasem sięgnęli po srebro. Werner także indywidual­nie wystąpił w finale 400 m (zajął 8. miejsce).

– Nieraz rozmawiali­śmy z Jankiem o sile tych olimpijski­ch sztafet. Ja miałem przekonani­e, że ta z Meksyku miała największy potencjach, ale on twierdził stanowczo, że ta z Montrealu była najsilniej­sza, w jakiej biegał – mówi Pietrzyk.

Po zakończeni­u kariery Jan Werner nadal aktywnie działał w sporcie. Był trenerem, działaczem, a potem też dyrektorem Gwardii Warszawa, przez lata walcząc o uchronieni­e klubu przed upadkiem. W ostatnich latach życia zmagał się z chorobą nowotworow­ą. Zmarł 21 września 2014 roku.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland