JAN GOMOLA
Urodzony 5 sierpnia 1941 roku w Ustroniu; bramkarz; kluby: Stal/kuźnia Ustroń (do 1964), Górnik Zabrze (1964–74, 118 meczów/0 goli), Atletico Espanol FC (1974–75, 36 meczów/0 goli), CA Zacatepec de Hidalgo (1975–76), Atletico Espanol FC (1977, 7 meczów/0 goli)*
Mistrz Polski 1965, 1966, 1967, 1971, 1972, zdobywca Pucharu Polski 1968, 1969, 1970, 1971
Reprezentacja Polski: 7 meczów/0 goli
* uwzględnione są mecze i gole tylko w najwyższej klasie rozgrywkowej w danym kraju
Ja akurat zetknąłem się oko w oko z „Cergą” jako wysłannik „Sportu” na Tour de Pologne 1970. W peletonie prasowym przydzielono mnie do grupy harcowników dowodzonej przez Lecha, a to oznaczało, że miałem jechać prowadzoną przezeń zastavą, czyli jugosłowiańskim fiatem 600. Już na pierwszym etapie „Cergo” postanowił mi zaimponować jako nowicjuszowi wśród tytanów szos. Nagle zjechał z asfaltu i po bardzo stromych schodach z wielką precyzją wprowadził auto poprzez wąskie drzwi do przydrożnego baru, by po opuszczeniu szyby złożyć u barmana nieskomplikowane zamówienie: – To samo co zwykle!
No cóż, peleton dziennikarski nie podlegał kontroli dopingowej i reporterską wenę można było naówczas pobudzać dowolnymi środkami...
Dzięki Cergowskiemu (i jego fantazji) żaden wyścig kolarski nie był nudny. Etapy kończyły się barwnymi spotkaniami towarzyskimi. Wtedy „Cergo” ujawniał również zdolności aktorskie. Po Charliem Chaplinie i Ludwiku Sempolińskim był bodaj trzecim znakomitym wykonawcą parodii Hitlera. Współbiesiadnicy pękali ze śmiechu, gdy „Cergo”, dawny żołnierz Armii Krajowej, sczesywał włosy na czoło, tworząc charakterystyczny ząbek, grzebieniem imitował adolfowy wąsik i wygłaszał butne przemówienia.
Najpierw powstanie, potem więzienie...
W 1944 jednak wcale mu nie było do śmiechu. W przeddzień wybuchu powstania warszawskiego zdał akurat egzamin maturalny w konspiracyjnym Gimnazjum im. Stefana Batorego. Świadectwa dojrzałości nie zdążył odebrać, bo już nazajutrz włączył się do walki. Wojenne przygody późniejszego gwiazdora „Przeglądu” relacjonował pisarz Lesław Bartelski, podporucznik AK, pamiętający podchorążego „Kadeta” z powstania warszawskiego. Pseudo Lecha wzięło się z tego zapewne, że był wychowankiem Korpusu Kadetów w Rawiczu. W 1941 wstąpił wraz z bratem Wiesławem do batalionu sztabowego „Baszta”. Zanim wziął udział w powstaniu, ruszył do walki z okupantem na Podlasiu. Gdy zaczęły się powstańcze boje, znalazł się na Mokotowie, pełniąc funkcję celowniczego cekaemu. W połowie września został ciężko ranny. Cudem przeżył. Po kapitulacji powstania trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd sanitariuszki cichaczem wyniosły go do pobliskiego Brwinowa, gdzie uroki zawodu dziennikarza sportowego roztoczył przed nim przeglądowy weteran Kazimierz Gryżewski. W Brwinowie Lech leczył rany aż do momentu wyzwolenia spod okupacji niemieckiej.
W 1946 wręczono mu wreszcie świadectwo maturalne, ale w gimnazjum w Rzeszowie. W latach 1947– 1948 studiował w Akademii Handlowej w Krakowie i na Wydziale Dziennikarskim Akademii Nauk Politycznych w Warszawie.
Powojenna Polska nie była taką Polską, o jaką walczył. Tym chętniej zajął się pozostającym na uboczu ówczesnych wydarzeń dziennikarstwem sportowym. Zaczął od „Wieczoru”, by po krótkim okresie pisywania w „Rzeczpospolitej” przenieść się w 1949 do „Przeglądu Sportowego”. Nie na długo...
Niechętne Ak-owcom stalinowskie władze kazały „Cergę” aresztować pod zarzutem... szpiegostwa. Dostał wyrok 12 lat pozbawienia wolności. Przesiedział ostatecznie tylko pięć i pół w ciężkim więzieniu we Wronkach. Uratowała go polityczna odwilż 1956 roku i mógł powrócić do pracy w „PS”. Wielu innych na jego miejscu stałoby się zgorzkniałymi kombatantami, rozpamiętującymi przeszłość, on zaś wyszedł z ciupy jak nowo narodzony,
Mistrz krótkich form
„Cergę” dobrze pamięta kilka pokoleń w „PS”. Godzinami mogliby o nim opowiadać publikujący od 1975 roku w „PS” Sylwester Sikora czy Tomasz Jaroński, obecnie komentator Eurosportu. Jego długoletni partner w tej stacji, kiedyś dziennikarz TVP i „L’equipe” Krzysztof Wyrzykowski zapala co roku świeczkę na grobie Lecha, który został kiedyś ojcem chrzestnym jednej z jego córek i często odwiedzał go w Paryżu.
„Cergo” był człowiekiem uporządkowanym i skrajnym czyścioszkiem. Pozostawał dla nas wzorem kultury i koleżeńskości – opowiada Krzysztof. – Po którymś Wyścigu Pokoju organizatorzy zaprosili na bankiet w Pradze tylko część polskich dziennikarzy. Wtedy Leszek uniósł się honorem, wynajął osobną salę w tym samym hotelu i wydał dla nas przyjęcie na własny koszt – nie bez