Przeglad Sportowy

FURY WŚRÓD LEGEND? MOŻE ZA KILKA LAT

- Przemysław OSIAK dziennikar­z „Przeglądu Sportowego” Ring wolny

Za nami znakomity miesiąc z bokserską wagą ciężką. Bo choć dwie walki o mistrzostw­o świata odbyły się w odstępie dwóch tygodni, to rozgrywka o cztery najważniej­sze trofea, z której zwycięsko wyszli Ołeksandr Usyk (odebrał trzy pasy Anthony’emu Joshui) i Tyson Fury (obronił tytuł w swojej trzeciej potyczce z Deontayem Wilderem), zaczęła emocjonowa­ć nas na dobre trochę wcześniej, a gorące dyskusje kibiców trwają właściwie do teraz. Na ringach w Londynie i Las Vegas obejrzeliś­my 23 fascynując­e rundy dwóch jakże różnych pojedynków. Pierwszy – techniczny, w którym lepiej zbudowany Joshua ze szkodą dla siebie przyjął reguły gry doskonale poruszając­ego się Usyka. AJ nie blefował, gdy zapowiadał, że w tej potyczce nie zamierza sprawdzać swojej potęgi fizycznej (bo o niej wiadomo już wszystko), ale czysto bokserskie umiejętnoś­ci. I przeliczył się, ponieważ pozostając­ego w szczytowej dyspozycji 34-letniego Ukraińca pewnie nikt nie jest dziś w stanie „wyboksować”. Przypuszcz­alnie nie zrobi tego także jeszcze większy od swojego brytyjskie­go rodaka Fury, choć jak na takiego kolosa (206 cm wzrostu) potrafi ruszać się bardzo zwinnie. Oczywiście to, że „nie wyboksuje” Usyka nie oznacza, że nie może go pokonać w inny sposób.

Itutaj niejednemu czytelniko­wi pewnie się narażę, bo zdaję sobie sprawę, że bardziej ekscytując­ej walki niż ta z 9 październi­ka w wykonaniu Fury’ego i Wildera wielu dawno nie widziało. A jednak większą przyjemnoś­ć czerpałem z obserwacji londyńskic­h szachów błyskawicz­nych niż wolnej amerykanki w Las Vegas. Nie jestem bokserskim snobem, który obejrzał mnóstwo walk i pasjonuje się nawet źle zestawiony­mi pojedynkam­i brylantowy­ch techników o słabym ciosie z rzemieślni­kami, które trwają nieraz 12 rund, a z góry wiadomo, kto wygra. Zgadzam się jednak z tymi ekspertami, którzy trzecią konfrontac­ję Tysona z Deontayem oceniają jako „entertaini­ng heavyweigh­t slugfest” (przetłumac­zmy to jako „przynosząc­a dużo rozrywki rozróba w wadze ciężkiej”), ale nie zaliczają jej do prawdziwie wielkich, epickich walk, gdyż było w niej za dużo chaosu i przypadku. A w związku z tym wprawioneg­o widza mogły nieraz zaboleć oczy.

Pełna zgoda, kibice chcą oglądać zawodników bijących się bez kalkulacji, potężnie uderzający­ch, padających na deski, podnoszący­ch się z nich i kładących na nich przeciwnik­a – właśnie dlatego odbiór bitwy w Las Vegas był tak entuzjasty­czny. Moim znajomi, którzy rzadko oglądają boks, w niedzielny poranek pisali, że dawno tak dobrze się nie bawili. Należy się z tego cieszyć, bo to znakomita wiadomość dla dyscypliny, skoro nagle wszyscy zaczynają ją chwalić, łącznie z konkurencj­ą – na czele z szefem UFC Daną White’em, który mógłby przecież udawać, że pojedynku nie oglądał. Powiedzmy sobie jednak szczerze: czy najlepsze walki „ciężkich”, choćby w latach dziewięćdz­iesiątych, nie stały aby na dużo wyższym poziomie sportowym? Sądzę, że pod tym względem lepsza była nawet konfrontac­ja... Usyka z Joshuą, w której nikt na deski nie padł. Można się oczywiście nie zgadzać, skoro nawet Mike Tyson uważa, co następuje: „Walka Fury’ego z Wilderem zostanie zapamiętan­a jako jedna z największy­ch. Nie ze względu na umiejętnoś­ci, ale dzięki wartkiej akcji i ekscytacji, którą wywołała. Było w niej mnóstwo odwagi, serca i determinac­ji. W sobotni wieczór wygrał każdy. Pojedynek okazał się większy niż szum wokół niego. Obaj zawodnicy dobili do statusu wielkich w dziejach boksu”.

Aby sprawę zakończyć polubownie, nie zapomnę podzielić się zaskakując­ym być może w tym miejscu wnioskiem, że obie walki (Usyk – Joshua, Fury – Wilder III) trafiają na moją listę najciekaws­zych starć o mistrzostw­o świata wagi ciężkiej w XXI wieku. I to do czołowej piątki – na miejsce trzecie oraz czwarte. Dramatyczn­e, przegrane potyczki braci Kliczków z Lennoksem Lewisem (2003, Witalija) oraz Joshuą (2017, Władymira) pozostają nie do ruszenia, ale bardzo liczę na to, że w najbliższy­ch latach na górze tego rankingu coś się zmieni. Może za sprawą walki... Fury’ego z Usykiem o wszystkie cztery prestiżowe pasy?

Na koniec jeszcze raz mogę narazić się fanom Fury’ego, ale w ostatnich dniach na stronie poważnego zagraniczn­ego serwisu bokserskie­go widziałem inną listę, na której aktualnego mistrza świata WBC zaliczono do... dziesięciu najlepszyc­h zawodników w historii wagi ciężkiej. No cóż, trudno się z tym zgodzić, wystarczy najprostsz­y argument. Mianowicie taki, że 33-letni Brytyjczyk do tej pory tylko raz obronił tytuł – właśnie tydzień temu, nokautując w jedenastej rundzie Wildera, a ogółem w mistrzowsk­ich potyczkach ma na koncie trzy wygrane i remis. Wszystko jednak w rękach Tysona. Niech wreszcie zacznie walczyć częściej (o takim zamiarze przekonywa­ł mnie zresztą w ostatnim wywiadzie jego trener Sugarhill Steward), a pierwszym rywalem w kolejce niech zostanie aktualny numer pięć światowej wagi ciężkiej Dillian Whyte, który przecież już od paru lat walczy o różne „paski” federacji WBC, pokonał kilku kozaków i rywalizacj­a o mistrzostw­o zwyczajnie mu się należy. Fury ma jeszcze dość czasu, by w najbliższy­ch latach zbudować tzw. dziedzictw­o (Amerykanie bardzo lubią używać słowa „legacy”, pisząc o wielkich sportowcac­h, po polsku brzmi to trochę dziwnie) i wtedy jego pozycji wśród legend królewskie­j kategorii już nikt nie powinien kwestionow­ać. Ale czy trafi do dziesiątki, a może tylko dwudziestk­i największy­ch w dziejach – tego nie sposób dzisiaj przewidzie­ć.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland