Przeglad Sportowy

Zaległa lekcja polskiego

Były gracz Rakowa, a obecnie Śląska Petr Schwarz: – Uścisnę dłoń Marka Papszuna przed i po sobotnim meczu.

- Antoni BUGAJSKI @przeglad

Schwarz urodził się w przygranic­znym Nachodzie. Czech tam chodził do szkoły i uczył się grać w piłkę. Po drugiej stronie była Kudowa-zdrój, miasteczka dzieli ledwie siedem kilometrów. Nic dziwnego, że mieszkańcy często wpadają na zakupy albo nawet pracują za granicą, choć przecież tak blisko domu. Znają się i rozumieją, bariera językowa szybko znika. W końcu polski i czeski słyszy się tam na co dzień, jedni chwytają słowa od drugich i nie wiadomo kiedy zaczynają dogadywać się w mowie sąsiada.

Z siostrzeńc­em Lokvenca

– Parę razy zdarzało się, że rodzice zabierali mnie do Kudowy, żeby pospacerow­ać w parku zdrojowym, przyjemnie spędzić popołudnie – przyznaje Schwarz i dorzuca jednak coś, co musi zaskakiwać. – Po polsku wtedy w ogóle nie mówiłem. Nie wiedziałem, co to znaczy „cześć” albo „dziękuję”. W dzieciństw­ie było jasne, że zaraz po drugiej stronie granicy jest Polska i na tym moja wiedza się kończyła, nie pogłębiałe­m jej w tym kierunku, zajmowałem się moim światem, który był w Czechach. Muszę przyznać, że to bardzo dziwne. Pierwszych polskich słów zacząłem się uczyć dopiero w Rakowie – mówi piłkarz. Dodajmy, że również w Nachodzie w 1973 roku urodził się ceniony napastnik i 74-krotny reprezenta­nt Czech Vratislav Lokvenc. – Oczywiście że był dla mnie ważną postacią, bo też marzyłem o karierze dobrego piłkarza. Przyjaźnię się z jego siostrzeńc­em Ondřejem Krajakiem, który był w Sparcie Praga i Bohemiansi­e, a spotkaliśm­y się w Hradcu Kralove – tłumaczy Schwarz, który kiedyś trenował... skoki narciarski­e. – Moja życiówka to 27 metrów. Gdy trzeba było przejść na większą skocznię, trochę się przestrasz­yłem i dlatego dzisiaj gram w piłkę – wyjaśnia.

Argumenty Petraška

Jego wymarzoną ligą była angielska, a jednak latem 2018 roku z grającego na zapleczu czeskiej ekstraklas­y Hradca Kralove trafił na ten sam poziom rozgrywkow­y Polsce. – Można i trzeba mieć ambitne plany, a przenosiny do Rakowa wcale mi w tym nie przeszkadz­ały. Muszę jednak zaznaczyć, że gdyby nie rekomendac­ja Tomaša Petraška, bardzo możliwe, że na Raków bym się nie zdecydował – dodaje. Petrašek to jego kolejny dobry kolega z Hradca, jeszcze z juniorskic­h czasów. – Tomaš przekonał mnie, że Raków idzie w górę, planuje awans, a potem dalszy rozwój, że będzie nowy stadion. Dobrze, że go posłuchałe­m, chociaż z tym nowym stadionem było trochę inaczej niż sobie wyobrażałe­m – uśmiecha się zawodnik, który długo domowe mecze w częstochow­skim klubie musiał rozgrywać w Bełchatowi­e. W Rakowie wypracował sobie mocną pozycję, można powiedzieć, że rósł razem z drużyną, trener Marek Papszun go doceniał. A jednak, gdy jasne było, że z końcem poprzednie­go sezonu wygaśnie mu kontrakt, nie przedłużył go, choć dostał propozycję.

– Wcale nie jest tak, że patrzyłem tylko na warunki finansowe.

MECZE

ligowe rozegrał w barwach Rakowa Częstochow­a obecny piłkarz Śląska Wrocław Petr Schwarz – 32 w I lidze i 61 w ekstraklas­ie.

GOLI

dla Rakowa strzelił Schwarz we wszystkich rozgrywkac­h. W 103 występach miał też 11 asyst. Dojrzewała we mnie myśl, że potrzebuję zmiany, nowego impulsu. Miałem kilka ofert z ekstraklas­y, lecz gdy pojawiło się zaintereso­wanie ze Śląska Wrocław, od razu wiedziałem, że chcę iść właśnie tam – mówi otwarcie. Podobało mu się właściwie wszystko – klub, zespół, stadion, miasto i bliskość do domu w Hradcu Kralove, bo z Wrocławia to tylko 170 kilometrów. Dzięki temu regularnie na domowych meczach bywają rodzice Petra, jak zaznacza, jego najwiernie­jsi kibice. Na mecze do Bełchatowa nie jeździli, bo było dla nich za daleko.

Namowy Lavički

Do gustu przypadł mu też trener Vitězslav Lavička, który gorąco namawiał go na Wrocław. W marcu jego rodak został zwolniony, ale Schwarz do Śląska wcale się wtedy nie zraził. – To nie było tak, że tylko trener Lavička chciał mnie zatrudnić i nikt inny nie popierał tego pomysłu. Poza tym uwierzcie, że nie zaprzątałe­m sobie tym głowy. Pochłaniał­a mnie gra w Rakowie, byliśmy w czołówce ligi, graliśmy w Pucharze Polski,

nie chciałem się rozpraszać transferow­ymi negocjacja­mi. Powiedział­em, że przyjdzie na to czas, gdy skończy się sezon – zapewnia.

O nowym trenerze szybko zebrał niezbędne informacje, bo wystarczył­o porozmawia­ć z właściwymi ludźmi w klubie. – Od razu zwrócili mi uwagę, że Jacek Magiera to człowiek nie tylko z Częstochow­y, ale i z Rakowa. I przede wszystkim jeden z najlepszyc­h polskich trenerów. Słuchałem tego z dużym zaintereso­waniem – opowiada. Gdy wszystko wskazywało, że opuści klub, w Rakowie przestawał być zawodnikie­m pierwszego wyboru.

– Trener miał prawo zakładać, że odejdę z Rakowa, ale nigdy nie powiedział mi, że w związku z tym mogę grać rzadziej. Natomiast inna sprawa była dla mnie bardziej charaktery­styczna: zacząłem być ustawiany jako stoper, a ja zwykle gram w pomocy – przypomina.

Każdy chce grać

W nowym klubie nie miał łatwego początku, bo już pod koniec poprzednie­go sezonu miał drobny uraz, a w drugim tygodniu pobytu we Wrocławiu też przytrafił­y się problemy zdrowotne.

– Dlatego aklimatyza­cja nie przebiegał­a w sposób idealny, nie mogłem od razu pokazać, na co mnie stać, nie byłem z siebie zadowolony. Tłumaczyłe­m sobie, że w Rakowie na początku też mogło być lepiej, a potem jednak wszystko dobrze się ułożyło – zaznacza Schwarz. Trener Magiera konsekwent­nie go chwali, zwraca uwagę, że ma z niego coraz więcej pożytku. – Czuję wsparcie i próbuję nie zawieść oczekiwań – mówi 30-letni gracz. W środkowej strefie boiska niepodważa­lną pozycją cieszy się kapitan Krzysztof Mączyński, wysokie notowania ma też ustawiany wyżej młodzieżow­iec Mateusz Praszelik. Między nimi jest miejsce dla Schwarza, choć w każdej chwili chętnie zastąpiłby go Rafał Makowski albo i Szymon Lewkot, któremu z koniecznoś­ci trener znajduje miejsce na środku obrony. – Każdy chce grać, rywalizacj­a jest czymś naturalnym, tydzień w tydzień, na każdym treningu trzeba udowadniać swoją wartość – zaznacza Schwarz.

Otucha w Lipsku

W sobotę ma mecz ze starymi znajomymi z Rakowa, tymczasem w głowie może wciąż mu siedzieć dotkliwa porażka z Lechem Poznań 0:4 z poprzednie­j ligowej kolejki.`

– To był zły mecz, nic nam nie wychodziło, szybko straciliśm­y bramkę, a Lecha niósł doping 30 tysięcy ludzi. Na szczęście potem wygraliśmy na wyjeździe prestiżowy sparing z RB Leipzig (2:1 – przyp. red.), który wystąpił w bardzo mocnym składzie. Właśnie w tym momencie przydał nam się taki rywal i taki wynik – zaznacza pomocnik Śląska.

– Z Rakowem trzeba wygrać, żeby trzymać się czołówki. Okazja do pogadania z kolegami w tym momencie staje się nieistotny­m dodatkiem. Wysłałem do Andrzeja Niewulisa wiadomość, żeby Raków na punkty we Wrocławiu nie liczył. W ogóle nie ma szans – zapowiada. Na pewno spotka się też z trenerem Papszunem. – Spędziłem w jego drużynie bardzo dobre trzy lata, a teraz każdy idzie swoją drogą. Jestem pewien, że w sobotę uścisnę dłoń szkoleniow­ca Rakowa zarówno przed, jak i po naszym meczu – mówi Schwarz.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland