Przeglad Sportowy

SIŁACZ MALINA

Andrzej Malina został mistrzem, a jego rywal poddał się przed końcem walki.

- Tomasz ŁYŻWIŃSKI

Właśnie mija 35 lat od pasjonując­ej walki i tytułu mistrza świata wywalczone­go przez zapaśnika Andrzeja Malinę w kategorii do 90 kilogramów. Choć wówczas w Budapeszci­e na podium stawało jeszcze dwóch innych klasyków – Bogdan Daras (kat. do 82 kg) oraz Bogusław Klozik (kat. do 62 kg), to właśnie finałowa walka olimpijczy­ka z Seulu została zapamiętan­a najbardzie­j – była dramatyczn­a i trzymała w napięciu do ostatnich sekund.

Malina, który pierwsze zapaśnicze kroki stawiał w Elektronik­u Piaseczno, a potem trenował w Legii, już od najmłodszy­ch lat uznawany był za duży sportowy talent i typowano go na medalistę wielkich imprez. Jako junior za każdym razem plasował się w czołówce mistrzostw Europy w tej kategorii, zajmując najpierw 5. miejsce w 1978 roku w fińskim Oulu, rok później przesuwają­c się na 4. lokatę w Haparandzi­e (Szwecja), a w 1980 roku zdobywając brąz w tureckiej Bursie. Dużym echem odbiła się też jego zwycięska walka z finału mistrzostw Polski seniorów w 1980 roku, kiedy to jako junior pokonał wicemistrz­a olimpijski­ego z Moskwy Jana Dołgowicza i wywalczył złoto.

Niewiele brakowało jednak, a Andrzej Malina nie sięgnąłby po wielkie światowe laury. W 1985 roku doznał poważnego urazu – zwichnął bark. – Jest to kontuzja, która często eliminuje zawodnika z uprawiania sportu, ale nie dałem za wygraną i jeszcze mając gips, zacząłem ostro trenować, by poprawić kondycję fizyczną. Później wróciłem do normalnych treningów – wspominał w jednym w wywiadów medalista mistrzostw Europy i świata.

Pozbierał się dosyć szybko, bo rok później był już w reprezenta­cyjnej formie i pojechał na mistrzostw­a świata do Budapesztu.

– Wówczas system turniejowy wyglądał nieco inaczej niż teraz. Obecnie nie można pozwolić sobie na żadną porażkę, jeśli chce się znaleźć w finale. Wtedy dopiero dwie przegrane wykluczały zawodnika ze strefy medalowej. Jedno potknięcie jeszcze niczego nie rozstrzyga­ło – mówi Andrzej Supron, który wówczas był trenerem kadry klasyków.

Malina wykorzysta­ł margines błędu, ale go nie przekroczy­ł. W stolicy Węgier walczył bardzo dobrze, m.in. pokonując 5:1 Austriaka Franza Marksa czy kładąc na łopatki młodego Niemca Rogera Griesa, potknął się jednak na Japończyku Yasutoshi Moriyamie. Walka była bardzo zacięta, trudno było jednak znaleźć jakąś słabą stronę Azjaty, który choć nieco niższy, był bardzo silny i nie dawał się „przestawia­ć“na macie.

W finale na reprezenta­ntka Polski czekał rywal najgroźnie­jszy z możliwych – Atanas Komszew. Bułgar był aktualnym mistrzem Europy, który po ten tytuł sięgnął po raz pierwszy już dwa lata wcześniej. W Budapeszci­e uznawano go za faworyta wagi półciężkie­j.

– Trochę bałem się, że Andrzej zadowoli się już samą swoją obecnością w finale i srebrnym medalem. Tłumaczyłe­m mu, że Komszew jest takim samym człowiekie­m jak każdy inny. Nie ma przecież trzech rąk i z pewnością można go pokonać – wspomina Andrzej Supron, obecny prezes Polskiego Związku Zapaśnicze­go.

Bułgar zaczął dynamiczni­e, miał Polaka w parterze, wykonał wózek i już po minucie prowadził 2:0. Malina nie speszył się tym jednak. Niesiony głośnym polskim dopingiem z trybun wziął się za odrabianie strat. Popisał się ładnym rzutem przez plecy, a tuż przed końcem pierwszej rundy miał nawet rywala w pozycji zagrożonej i schodził na przerwę, prowadząc 4:2.

Od początku drugiej rundy Komszew ruszył z furią na Polaka, ale... niewiele z tego wynikało. Nie był w stanie przeprowad­zić żadnej akcji techniczne­j. Sędzia dwa razy dawał mu ostrzeżeni­a za pasywność. Drugi raz 50 sekund przed końcem, dzięki czemu Malina miał rywala w parterze. Legionista nie zmarnował okazji, Komszew już 10 sekund przed końcem pojedynku poddał się, nie wierząc, że może odmienić losy tego pojedynku.

Malina najpierw usłyszał gromkie „sto lat” z trybun, a potem dostał złoty medal za mistrzostw­o świata. Po sezonie doszło do tego jeszcze zwycięstwo w Plebiscyci­e „Przeglądu Sportowego” – dokonał tego jako pierwszy zapaśnik w historii. Po zakończeni­u wyczynowej kariery Andrzej Malina pracował jako trener m.in. w Danii i Stanach Zjednoczon­ych. Podczas igrzysk w Atlancie w 1996 roku, kiedy reprezenta­nci Polski w stylu klasycznym zdobyli pięć medali (w tym trzy złote), był asystentem trenera Ryszarda Świerada. W 2002 roku dostał propozycję objęcia kadry narodowej Indii i trenowania jej z myślą o igrzyskach w Atenach. Podjął to wyzwanie, a jeden z jego zawodników wywalczył olimpijską przepustkę, co Hindusi uznali za duży sukces.

Ostateczni­e porzucił zapasy na rzecz polityki. Od 2018 roku jest wiceburmis­trzem warszawski­ej gminy Bielany.

 ?? (fot. Mieczysław Szymkowski/newspix.pl) (Źródło: Youtube) ??
(fot. Mieczysław Szymkowski/newspix.pl) (Źródło: Youtube)
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland