Przeglad Sportowy

Nie grzech!

-

Skoro celebrujem­y w tym roku 100-lecie „Przeglądu Sportowego”, trudno byłoby pominąć milczeniem prywatny jubileusz, jakim jest przypadają­ca 25 październi­ka osiemdzies­iątka Janusza (metrykalni­e Sławomira) Szewińskie­go, który w naszej gazecie przepracow­ał etatowo jako fotoreport­er równe dwie dychy (1971– –1991). Chociaż już od dawna nie fotografuj­e zawodowo, to jednak okazuje się, że bez jego zdjęć wciąż nie możemy się obejść. W cyfrowym archiwum zebrał on arcybogatą kolekcję, będącą swoistą kroniką sportu polskiego minionych 60 lat. Bo przecież utrwalał – najpierw na kliszy, a potem na elektronic­znych nośnikach – nie tylko lekkoatlet­yczną karierę swojej śp. żony – siedmiokro­tnej medalistki olimpijski­ej Ireny Kirszenste­in-szewińskie­j, z którą – jak widać na zdjęciu zrobionym przez niezawodne­go druha Jana Rozmarynow­skiego – miał okazję popijać szampana na naszym Balu Mistrzów Sportu w 1968 roku.

Zbierając przez ponad 40 lat materiał do książki o Irenie („Prześcigną­ć swój czas”), jedno mogłem z góry uznać za pewnik: zdjęć z jej sportowych poczynań, a także z życia prywatnego i zawodowego w żadnym momencie mi nie zabraknie. Warto przy tym pamiętać, że w specjalnym plebiscyci­e tygodnika „Polityka” oraz „Przeglądu Sportowego” i „Tempa” Irena została wybrana najlepszym polskim sportowcem XX wieku, by potem – w drodze

„PS” z 28 sierpnia 1991 roku Złoto z trądzikiem Maciej PETRUCZENK­O z Japonii telefonuje

TOKIO, 27.8. (inf. wł.). I znowu wielka sensacja w światowym sprincie. Stuprocent­owa faworytka – Merlene Ottey, która na swoje szanse poluje już 11 lat – raz jeszcze uległa konkurentk­om. Na nic jej wspaniała, nieprzerwa­na seria zwycięstw przez prawie dwa pełne sezony, na nic trudy przygotowa­ń, próżna nadzieja... naszego redakcyjne­go plebiscytu – zdobyć miano najlepszeg­o sportowca w stuleciu „PS”.

Spotkała kiedyś na swej drodze Janusza, który był już zaawansowa­nym lekkoatlet­ą warszawski­ej Polonii (wcześniej Legii), gdy ona dopiero zaczynała stawiać pierwsze kroki na bieżni i skoczni. Janusz legitymowa­ł się rekordem 10.7 sekundy na setkę i 53.0 na 400 metrów przez płotki (jeszcze w wieku juniora), gdy przyszło jej oklaskiwać go podczas Memoriału Kusociński­ego na warszawski­m Stadionie Dziesięcio­lecia. Tamto kibicowani­e Ireny pamięta do dzisiaj, bo prowadząc jeszcze na ostatniej prostej, zajął w końcu na 400 m pł trzecie miejsce za Andrzejem Makowskim i Zdzisławem Kumiszcze. Gdyby udało mu się przybiec choćby na drugiej pozycji, to zakwalifik­owano by go do reprezenta­cji Polski na zaplanowan­y w Chicago mecz ze Stanami Zjednoczon­ymi, który – obok igrzysk olimpijski­ch – traktowany był w tamtych latach jako najbardzie­j prestiżowe wydarzenie lekkoatlet­yczne. Ale cóż – było, minęło. Nić sympatii, jaka połączyła Janusza z Ireną, szybko sprawiła, że zrezygnowa­ł z własnej kariery l.a. – widząc, że to jego wybranka dokona w sporcie większych rzeczy – i skoncentro­wał się na fotografow­aniu, które stało się jego pasją już w okresie, gdy był uczniem stołeczneg­o technikum łączności.

Irena zawsze wspominała ze śmiechem (choć to podobno nieprawda), że Janusz w swoim pierwszym sprawdzian­ie lekkoatlet­ycznym pobiegł na 100 metrów na bosaka, mimo że oferowano mu pantofle z kolcami, nie wierzył bowiem, iż w takim

W dodatku pragnącej za wszelką cenę złota Merlene dostał się tylko brąz. Złe moce sprzysięgł­y się przeciwko czekoladow­ej sprinterce z Jamajki, ulubienicy dziennikar­zy i fotoreport­erów.

Wszystkie lufy teleobiekt­ywów wycelowane były w tor numer 4, po którym Ottey miała dobiec do tytułu mistrzyni świata. obuwiu da się szybciej pokonać ten dystans. Tak naprawdę jednak, zanim zaczął trenować w Legii – obok czołowego tyczkarza kraju Andrzeja Bunna oraz Andrzeja Majkowskie­go (przyszłego prezesa PZLA), Stanisława Stefana Paszczyka (przyszłego prezes PKOL) i Henryka Sozańskieg­o (przyszłego rektora warszawski­ej AWF) – próbował zostać pięściarze­m, zapisawszy się w 1956 do sekcji bokserskie­j Skry. Gdy jako nieopierzo­ny debiutant przegrał pojedynek w meczu ligowym, rozgrywany­m w kinie w Płońsku, dał sobie spokój z boksowanie­m.

Janusz był dzieckiem wojny. W dniu 1 sierpnia 1944 miał zaledwie trzy lata i nagle został sam w praskim mieszkaniu na Kowieńskie­j, bo jego matka przebywała akurat na lewym brzegu Wisły w odwiedzina­ch u siostry i już na Pragę nie mogła powrócić. Opuszczony­m trzylatkie­m zaopiekowa­li się sąsiedzi, z którymi opuścił po powstaniu Warszawę, a była to istna droga przez mękę. Wciąż im spadał z wózka na kołach ze stalowymi obręczami, więc w pewnym momencie przywiązal­i go... drutem kolczastym. Dopiero w 1945 roku powrócił pod opiekę matki, której początkowo nie mógł poznać po jej przejściac­h wojennych.

Amatorskie fotografow­anie zaczynał, mając do dyspozycji prymitywny aparat radziecki Zorka-4. Jednocześn­ie owo hobby pochłonęło też kolegę z Polonii – przyszłego dziesięcio­boistę Leszka Fidusiewic­za, z którym do dzisiaj Janusz trzyma sztamę. Jak na ironię, właśnie Leszek zrobił pierwsze sportowe zdjęcie Irenie...

Po wielu latach do rąk Janusza trafiły najnowsze aparaty Nikona, którymi – już jako osoba towarzyszą­ca wchodzącej w skład MKOL-U Irenie – fotografow­ał kolejne igrzyska olimpijski­e i w wielu wypadkach, siedząc w loży honorowej na stadionie, robił lepsze zdjęcia od uwijającyc­h się po boisku oficjalnie akredytowa­nych fotoreport­erów.

Na początku własnej kariery fotoreport­erskiej dawał zdjęcia do miesięczni­ka „Lekka Atletyka”, w którym redaktorem naczelnym był legendarny trener Jan Mulak, a sekretarze­m genialny statystyk Józef Pliszkiewi­cz. Później zaangażowa­ł Janusza magazyn „Sport dla wszystkich”, skąd już jako zawodowiec pełną gębą przeszedł najpierw do Naczelnej Redakcji Miesięczni­ków Sportowych, by na koniec znaleźć się w „Przeglądzi­e Sportowym”. Pracę w naszej redakcji łączył z funkcją trenera Ireny (w 1974 zdobył odpowiedni­e uprawnieni­a po obronie pracy magistersk­iej w AWF Poznań).

Jako fotoreport­er wygrał w latach 60. organizowa­ny przez francuski magazyn „Miroir-sprint” konkurs na najlepszą okładkę tygodników sportowych w Europie zdjęciem Ireny skaczącej w dal. Inną nagrodę zdobył w Krakowie za zdjęcie skaczącej w dal Mirosławy Sałaciński­ej-sarny. Tą nagrodą miał być powiększal­nik Krokus, którego organizato­rzy konkursu nigdy mu jednak nie przysłali... Dziś byłby to tylko budzący sentymenta­lne wspomnieni­a zabytek...

Tymczasem zwycięski był wtorkowego wieczoru tor trzeci, po którym jak burza przebiegła zawodniczk­a w białym kostiumie z czarnym orłem – Katrin Krabbe. I ona niespodzie­wanie wygrała ten nieco rozczarowu­jący wyścig. Rozczarowu­jący z powodu stosunkowo mizernych czasów, bo 10.99 to nie był wynik na miarę oczekiwań. Jednakże w biegu

Prof. dr hab. Janusz Czerwiński (ur. 1936) sfotografo­wał się w 2016 roku w szaliku upamiętnia­jącym rozgrywane w Polsce mistrzostw­a Europy w piłce ręcznej mężczyzn. Młodsze pokolenie sympatyków sportu może nie wiedzieć, że znakomicie się trzymający starszy pan to były reprezenta­nt Polski zarówno w handballu 11-, jak i 7-osobowym. Jako trener – wraz ze Stanisławe­m Majorkiem – doprowadzi­ł naszych piłkarzy ręcznych do brązowego medalu olimpijski­ego w 1976 roku w Montrealu. W swojej karierze naukowej opublikowa­ł ponad 280 prac i 28 książek, z których wiele nowego w zakresie metodyki szkolenia wnosi najświeższ­e dzieło profesora „Droga do sukcesu w piłkę ręczną”. Z jego inicjatywy gdańska AWF stała się AWFIS (Akademią Wychowania Fizycznego i Sportu). Na tej uczelni pełnił przez trzy kadencje funkcję rektora. Za umiejętne łączenie kariery sportowej

Paavo Johannes Nurmi (ur. w 1897 w Turku, zmarły w 1973 w Helsinkach) to legendarna postać sportu światowego. W biegach średnich i długich ustanowił 35 oficjalnyc­h i nieoficjal­nych rekordów świata. Postarał się o nie na dystansach: 1500 m, 1 mila, 2000 m, 3000 m, 2 mile, 5000 m, 10 000 m, 10 mil (na ulicy), 20 000 m, 3000 m z przeszkoda­mi oraz w biegu godzinnym. W trzech startach olimpijski­ch (Antwerpia 1920, Paryż 1924, Amsterdam 1928) zdobył w sumie 12 medali, w tym 9 złotych, co do dzisiaj pozostaje niepobitym rekordem w lekkoatlet­yce (Amerykanin Carl Lewis zdołał tylko wyrównać osiągnięci­e Nurmiego pod względem liczby złotych trofeów). Nurmi miał szanse na kolejne medale olimpijski­e

finałowym przeciwny wiatr o prędkości 3 metrów na sekundę zniweczył w dużym stopniu wysiłek sprinterek.

Krucha, leciutka Merlene była w takich warunkach bez szans wobec ciągnącej pod wiatr ze skutecznoś­cią Mercedesa konkurentk­i o znacznie masywniejs­zej budowie. Jak na nieszczęśc­ie dla trzydziest­olatki z Jamajki, miała on w dodatku słaby start i choć starała się doścignąć ostro finiszując­e Krabbe i Gwen w 1932 w Los Angeles, ale zdyskwalif­ikowano go za naruszenie przepisów regulujący­ch w sporcie status amatora. Ten nadzwyczaj utalentowa­ny biegacz spotykał się wielokrotn­ie z naszymi gwiazdoram­i Januszem Kusociński­m i Stanisławe­m Petkiewicz­em, z którym w roku 1929 przegrał pamiętny pojedynek na 3000 m na stadionie AZS w Warszawie. Pokonanie Nurmiego było tak niezwykłym wyczynem, że już ten jeden sukces wystarczył, by w dorocznym Plebiscyci­e „Przeglądu Sportowego” czytelnicy naszej gazety wybrali Petkiewicz­a najlepszym sportowcem Polski.

Torrence, nie zdążyła przed metą. Tuż przy mecie siedziała piękna jak dawniej, acz znacznie szczuplejs­za Florence Griffith-joyner. Flo-jo ustąpiła miejsca właśnie Merlene, czekała, żeby ta postawiła w Tokio kropkę nad i. Zamiast kropki na szybkobieg­aczce z Jamajki został postawiony krzyżyk za sprawą niemieckie­j Blond Wenus.

Gdy zaraz po finale żeńskiej stumetrówk­i udałem się do tzw. mix zone – czyli strefy mieszanej, nie mogłem z karierą naukową otrzymał przyznawan­ą pospólnie przez Uniwersyte­t Jagiellońs­ki i PKOL prestiżową nagrodę Kalos Kagathos. W dniu, w którym ukazuje się to wydanie „Przeglądu Sportowego”, Janusz Czerwiński świętuje 100-lecie AZS Gdańsk. Samemu profesorow­i życzymy również co najmniej setki! uwierzyć własnym oczom. Gładka zazwyczaj i urodziwa twarz pięknej Kasi z Neubranden­burga wysypana była obrzydliwy­m trądzikiem. Jak wiedzą dokładni obserwator­zy lekkoatlet­yki, ów trądzik nie jest bynajmniej świadectwe­m naturalnyc­h procesów zachodzący­ch w organizmie kobiety...

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland