Duże straty to jesienna tradycja
Od lat jesienią Legia zostawała w tyle za rywalami, by potem skutecznie ich gonić. Ale nie była w tak złej sytuacji jak teraz.
Zaczyna się od porażki w Superpucharze, a potem przychodzi mniejszy lub większy kryzys w ekstraklasie i gdzieś od października następuje pogoń za rywalami. Ten scenariusz z mniejszymi bądź większymi modyfikacjami powtarza się co roku od sześciu lat. W tym czasie Legia na koniec sezonu pięć razy zdobyła mistrzostwo i raz wicemistrzostwo.
Daleko za Niecieczą
To daje powody do optymizmu, że teraz będzie podobnie. Tyle że Legia nigdy nie miała takiej straty jak teraz. Lech – rozegrał o dwa mecze więcej – wyprzedza ją aż o 15 punktów. Gdyby Legia je wygrała, nie miałaby aż tak dużej straty jak w sezonach 2015/16 i 2016/17. Za pierwszym razem długo musiała gonić Piasta Gliwice, po
17. kolejce miała aż 10 punktów straty. Była jednak wiceliderem, czyli musiała zmniejszać dystans do jednego zespołu. Ale już rok później po dziewiątej kolejce znów traciła 10 oczek do lidera – Jagiellonii, podobnie jak do Lechii i… Bruk-betu Nieciecza. Zajmowała zresztą dopiero
14. miejsce, ostatnie bezpieczne w tabeli, czyli tak jak obecnie, z tą różnicą, że nie miała żadnych zaległych meczów, znajdowała się na pozór w jeszcze trudniejszej sytuacji niż teraz. Tymczasem w obu wspomnianych sezonach zdobyła mistrzostwo.
Jednak wówczas nie musiała się tak martwić dużymi stratami, bo obowiązywał podział punktów po fazie zasadniczej. Mogła więc spokojnie skupić się na europejskich pucharach, już wtedy przekonywała się, jak trudno godzić je z ekstraklasą.
Inna sprawa, że w 2016 roku na koniec sezonu zasadniczego na
PUNKTÓW
straty do lidera miała Legia w rekordowym momencie w sezonach 2017/18 i 2018/19.
MIEJSCE
zajmowała Legia dwa lata temu po jedenastej kolejce, czyli na takim samym etapie rozgrywek co obecnie. Nie miała jednak zaległych meczów. Na koniec zdobyła mistrzostwo. podziale punktów nie tylko nie zyskała, ale i straciła. Wiosną Piast opadł z sił i Legia wyprzedziła go jeszcze przed 30. kolejką, a potem zdobyła mistrzostwo. Rok później było nieco trudniej. Długo zajmowała czwarte miejsce, na drugie wskoczyła po 26. serii gier. Sezon zasadniczy zakończyła na drugim miejscu, ale tylko ze stratą punktu do Jagiellonii, a liderem po raz pierwszy została po 34. kolejce. Na koniec świętowała jednak tytuł. W następnych latach też zostawała w tyle, ale zwykle w sezonie strata do lidera nie przekraczała czterech, sześciu punktów. Gorzej było przed rokiem, gdy po szóstej i siódmej kolejce traciła do Rakowa siedem oczek, mając jednak dwa mecze mniej. Po dziesiątej już prowadziła. Potem nie spadła poniżej drugiej lokaty, a od 18. kolejki do końca prowadziła.
Większa konkurencja
W tym sezonie jednak może być trudniej, bo Lech sprawia bardzo dobre wrażenie, Raków także dobrze się spisuje i też ma jeden zaległy mecz, ostatnio w świetnej formie jest Lechia. – Odrobić taką stratę do Lecha może być problemem, do pozostałych jest szansa, że się uda – mówi Dariusz Dziekanowski, były as Legii. – Jeśli warszawianie wygrają dwa zaległe mecze, będą mieć dziewięć punktów straty. Trudno to odrobić, ale różne rzeczy się zdarzają. Daje to teoretyczne szanse, jednak najgorsze jest to słowo „teoretycznie” – dodaje.
– Wszystko można odrobić – bardziej optymistycznie dla mistrzów Polski patrzy na tabelę inny były piłkarz Legii Sylwester Czereszewski. – Niby to piętnaście punktów, ale po zwycięstwach w zaległych meczach może być dziewięć. Legia pewnie załapie dobrą passę i trzeba liczyć, że Lech czy Raków wpadną w dołek. Zbliży się do podium, ale czy zdobędzie mistrzostwo? Trener Skorża nie dopuści do demobilizacji w Lechu. Legia musi po prostu wygrywać i za sześć, osiem kolejek powinna być wysoko – dodaje.