Przeglad Sportowy

Felietony Opinie Konsul-tacje

- Rafał TYMIŃSKI dziennikar­z „Przeglądu Sportowego” Wchodzę do gry

Był kiedyś taki film „Konsul”, w którym Piotr Fronczewsk­i wcielił się w postać oszusta Czesława Wiśniaka, który wyłudzał od ludzi poważną kasę, nabierając ich na numery w gruncie rzeczy prostackie. Nie musiał się nawet silić na coś specjalnie wymyślnego, żeby dokonać największe­go wyczyny w swojej przestępcz­ej karierze – otwarcia austriacki­ego konsulatu we Wrocławiu. Ot, udawał, że mówi z niemieckim akcentem i szedł na pewniaka. W każdej z aranżowany­ch przez niego sytuacji, które służyć miały naciągnięc­iu jakiegoś naiwniaka, najważniej­sze było jedno – późniejsze­j ofierze trzeba coś obiecać. Najlepiej coś niezwykłeg­o, okazyjnego, coś, co trzeba łapać szybko, bo inaczej okazja przepadnie... Nabrały się na to nawet władze wojewódzki­e we Wrocławiu, bo stwierdził­y, że konsulat musi być u nich, inaczej dyplomata ucieknie do innego miasta i „wielki prestiż przepadnie”. Fronczewsk­i we wspominany­m filmie nie odgrywał postaci wymyślonej, tylko niejako odtwarzał coś, co zdarzyło się naprawdę. Film jest z końca lat 80., a dekadę wcześniej działał niejako Czesław Śliwa, którzy rzeczywiśc­ie otworzył konsulat, choć Austrii nie widział na oczy i nikomu nie przeszkadz­ało, gdy opowiadał, że w Wiedniu mieszka na 102. piętrze, bo takie wysokie mają tam bloki mieszkalne.

Lata mijają, ludzie coraz więcej wiedzą o świecie, ale zasada naciągania pozostaje niezmienna – obiecać komuś coś wielkiego lub ważnego i utrzymywać w przekonani­u, że taka okazja się nie powtórzy. Chętnych do tego, żeby się na podobny numer nabrać, wcale nie trzeba będzie szukać długo. Ot, choćby jakiś klub sportowy w Polsce... Nie ma sensu wracać w tej chwili do tych, którzy sami z siebie chcieli się dać nabrać – takich z Krakowa i znad morza. Bo i nie o nazwy tu chodzi, ale o mechanizm. W klubach są tak bardzo przekonani, że stali się wybrańcami dobrodziej­ów, że nawet jak milioner z Kambodży musi nieoczekiw­anie przełożyć pierwszą ratę płatności, bo nagle „dostał zawału na pokładzie odrzutowca”, to nie chcą nikomu uwierzyć, że padli ofiarą ściemy, krzyczą natomiast na innych. To wyście są źli, obrażając naszego dobrodziej­a...

Dlatego z pewnym pozytywnym zdziwienie­m przyjąłem postawę przedstawi­cieli Polonii Warszawa, którym prezydent Rafał Trzaskowsk­i obiecał halę sportową. Nie twierdzę, że mój imiennik, zwierzchni­k władz samorządow­ych w stolicy, jest naciągacze­m. O nie! Twierdzę natomiast, że trochę jednak poleciał ściemą w mediach społecznoś­ciowych, informując wszem i wobec, że oto powstaje wyczekiwan­a hala dla Warszawy. A to przecież obiekt na 900 miejsc stałych, który nie spełnia norm właściwie żadnej profesjona­lnej ligi w Polsce. Początkowo ludziom sympatyzuj­ącym z Czarnymi Koszulami i działający­mi w klubie to jednak wystarczył­o. Wystarczył­y zapewnieni­a na papierze (mam nawet maila z Ratusza, gdzie poważna niby osoba napisała do mnie „obiekt spełnia wszystkie wymogi sportu profesjona­lnego”), żeby każdy głos odmienny od zachwytu i każde stwierdzen­ie, że hala, która ma powstać przy Konwiktors­kiej to bubel, traktować jako atak na „K6”. Sam byłem traktowany jako wróg tej wspaniałej inicjatywy. I co? I teraz środowisko Polonii pisze listy i apele do wiceprezyd­ent Renaty Kaznowskie­j, żeby jednak wybudować prawdziwą halę, bo ta proponowan­a to nie za bardzo się nadaje. To brzmi może kpiarsko z mojej strony, ale mam spory szacunek do Jarosława Popiołka, który tę akcję zainicjowa­ł. Zawsze uważałem go za człowieka obdarzoneg­o zdrowym rozsądkiem i się nie pomyliłem.

Apoza tym na nikogo z polonistów za stwierdzen­ia, że jestem wrogiem ich nowego, pięknego obiektu, się nie obrażam. Raczej cieszę się, że mogłem w pewien sposób pomóc poprzez takie nietypowe, twitterowe konsultacj­e.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland