KLASYK BEZ BŁYSKU
El Clasico bardzo szybko przebyło drogę od meczu, który elektryzował cały piłkarski świat, do starcia wciąż wywołującego zainteresowanie, ale dreszczyk emocji gdzieś zniknął.
Wostatnich latach dla wielu kibiców to nie tyle były mecze dwóch najbardziej utytułowanych hiszpańskich klubów, a bezpośrednie starcie dwóch największych futbolowych gwiazd. Klasyk definiowało to, co na boisku robili Leo Messi i Cristiano Ronaldo. A że zazwyczaj robili sporo, show nakręcało się samo.
Teraz, po raz pierwszy od lat, ani jednego, ani drugiego nie ma już w Laliga. El Clasico wkracza w nową erę. I musi określić się na nowo.
Nadzieja na lepsze dni
– Wcześniejsze Klasyki były mocno spersonalizowane. Myślę, że teraz nie będzie nacisku na żadnego gracza, przynajmniej u nas. Chcemy, by było znacznie więcej punktów odniesienia. Zamierzamy postawić większy nacisk na stworzenie drużyny – powiedział Joan Laporta w trakcie konferencji prasowej zwołanej przy okazji przedłużenia umowy z Ansu Fatim. Prezydent Barcelony nie ma wyjścia, musi budować taką narrację, bo po odejściu
Messiego w zespole Ronalda Koemana powstała wyrwa tak wielka, że jeden gracz nie da rady jej zasypać. A i w kilku będzie trudno. Dodatkowo fani potrzebują idola. Lidera, z którym mogą się utożsamiać.
I to właściwie jest jedyne, czym kibice Blaugrany mogą się pocieszać. W najbliższych latach klub czeka żmudna walka o powrót do europejskiej elity, ale przynajmniej wiadomo, kto ma w tych trudnych czasach stać na czele drużyny. Odnowienie umowy z Fatim kilka dni przed El Clasico to nie przypadek, a sprytna marketingowa zagrywka ze strony zarządu Barcy. Bardzo prawdopodobną porażkę w najbliższym starciu z odwiecznym rywalem będzie przecież znacznie łatwiej przyjąć, jeśli ma się świadomość, że za rok, dwa, trzy klub powinien wrócić na właściwe tory i już wiadomo, kto ma przekręcić zwrotnicę. Szefem ma być Fati, a tuż za nim podążać będzie Pedri, z którym kilka dni temu też udało się związać dłuższą umową. Jeśli do nich dołożyć Gaviego i Ronalda Araujo, Barca ma całkiem niezły kręgosłup drużyny na następne lata. Ale żeby kataloński organizm dobrze funkcjonował, potrzebny jest ktoś, kto będzie go umiejętnie prowadził. A Koeman kimś takim nie jest. Prawda jest taka, że holenderskiego szkoleniowca pewnera, nie już by przy Camp Nou nie było, gdyby w kasie klubu nie hulał wiatr. Barcy na zwolnienie 58-latka zwyczajnie nie stać i kibice muszą co kilka dni wysłuchiwać od Holendra, że z takimi piłkarzami nie można walczyć o trofea i trzeba to zaakceptować. Nic więc dziwnego, że wielu sympatyków Barcy, gdyby miało taką możliwość, wybrałoby sprowadzenie do klubu porządnego trezamiast piłkarza z górnej półki.
Spokój w Madrycie
Przed niedzielnym spotkaniem na Camp Nou kibice Realu mają prawo odczuwać spokój. Może Królewscy nie są w najlepszej formie, ale gdy porównać ich grę do tej prezentowanej przez zespół ze stolicy Katalonii, to śmiało można określić ich mianem faworyta. Przede wszystkim w szatni Królewskich bardzo szybko wyklarowała się grupa kilku doświadczonych graczy, którzy wzięli na siebie ciężar po odejściu Cristiano. Karim Benzema, Luka Modrić, Toni Kroos czy Casemiro pokazywali i wciąż pokazują młodym ścieżkę, którą mają podążać. – Wydaje mi się, że nie muszę wiele o nich mówić. Wygrali w piłce wszystko, co było do wygrania, a nadal mają chęć i motywację, by dalej triumfować. Nie pozostaje nam nic innego, jak patrzeć na to, co robią na boisku i ich oklaskiwać – powiedział po wygranym 5:0 meczu Ligi Mistrzów z Szachtarem Carlo Ancelotti.
Włoch to zupełne przeciwieństwo Koemana. Zamiast opowiadać o tym, jakie ma braki w zespole, eksponuje jego mocne strony. Zamiast narzekać, pracuje. To głównie dzięki niemu w końcu w Madrycie zaczął błyszczeć Vinicius Junior. W poprzednich sezonach Brazylijczyk tak samo często imponował umiejętnościami technicznymi, co irytował nieskutecznością i złymi wyborami w kluczowych momentach. Ale to już przeszłość. Dziś Vini wygląda jak hybryda wyciągniętego prosto z ulic Rio de Janeiro zuchwałego dryblera i doświadczonego, kalkulującego na chłodno doświadczonego gracza. W tym sezonie 21-latek strzelił już siedem goli i tym samym ustanowił swój rekord w barwach Realu. W poprzednich rozgrywkach Vinicius w 49 meczach trafił sześciokrotnie, teraz do osiągnięcia lepszego wyniku potrzebował jedenastu występów. – Duża w tym zasługa trenera. Cały czas wymaga ode mnie więcej. Kiedy widzi, że gram słabiej, krzyczy na mnie, żebym się skupił, bo inaczej mnie zdejmie.
To działa – przyznał ostatnio piłkarz Królewskich. Ancelotti, przychodząc do Realu wiedział, z jak ogromnym talentem będzie pracował. Nie ma w tym żadnego przypadku, że jedną z pierwszych rozmów po rozpakowaniu walizek w stolicy Hiszpanii odbył właśnie z Brazylijczykiem.
Vinicius usłyszał, że niezależnie od tego, czy do klubu trafi Kylian Mbappe, on będzie ważną postacią Królewskich. I to wystarczyło. Jasny, krótki komunikat dający młodzianowi pewność, że Ancelotti, w przeciwieństwie do Zinedine’a Zidane’a, w niego wierzy. Na razie Brazylijczyk odpłaca za zaufanie z nawiązką.
Stare wygi
Choć Laporta chciałby, by było inaczej, narracja przed El Clasico znów toczy się głównie dookoła dwóch piłkarzy. Owszem, Fati i Vinicius to jeszcze nie ten rozmiar kapelusza, co Messi i Ronaldo – ba, prawdopodobnie nigdy nie wskoczą na ich poziom – ale to w nich kibice, media i eksperci widzą liderów Barcy i Realu w następnych latach. Naturalne więc, że to wokół nich budowana jest otoczka pierwszego Klasyku rozgrywanego po tym, jak z Laliga pożegnał się Messi.
Ale młode barki mogłyby nie udźwignąć ciężaru tak wielkiego meczu. Dlatego w niedzielę ważnymi postaciami będą
ci, którzy na El Clasico zjedli zęby. Rolę może odegrać Benzema, i to nie drugo-, a pierwszoplanową. Gdy Francuz w meczu z Szachtarem zaczął w pewnym momencie utykać, fani Realu poczuli się zaniepokojeni. Na szczęście ze zdrowiem doświadczonego napastnika wszystko jest OK i zagra w Klasyku. A o tym, jak groźny jest w ostatnim czasie, najlepiej świadczą liczby. W obecnym sezonie 33-letni gracz w jedenastu meczach strzelił dziewięć goli i ma osiem asyst. Kosmos. Zatrzymać Benzemę spróbują Gerard Pique i Sergio Busquets. Obaj niby są w niezłej formie, ale chyba nie aż tak dobrej, by poradzić sobie z rozpędzonym Francuzem. Barcelona potrzebuje wygranej jak tlenu. Fatalny początek sezonu sprawił, że zespół Koemana jest na musiku i w Laliga, i w Lidze Mistrzów. Zwycięstwo nad Realem mogłoby być momentem przełomowym, ale na Camp Nou chyba mało kto w nie wierzy. Holender zaraził wszystkich pesymizmem i trzeba będzie się dużo napracować, by Barca znów była sobą.