Nikt nie jest w stanie zagrozić Bayernowi
Trzecia kolejka Ligi Mistrzów była dla klubów Bundesligi bardzo nieudana. Honor niemieckiej piłki musiał ratować Bayern Monachium. To, że RB Leipzig przegra z PSG (2:3) można było zakładać w ciemno. Byki mogły wkalkulować, że ze stolicy Francji wrócą z zerowym dorobkiem, bo jednak naszpikowani gwiazdami paryżanie to zupełnie inny poziom, niż drużyna z Lipska. Trzeba jednak przyznać, że sytuacja RB nie tylko w LM, ale także w tabeli Bundesligi jest zaskakująco słaba. Spodziewałem się po tym zespole zdecydowanie lepszej gry i lepszych wyników. Zwłaszcza po przyjściu Jesse Marscha, ale jak widać, to nie jest takie proste, jakby mogłoby się wydawać. Znajomość Red Bulla i filozofii klubów grających pod egidą tej marki, nie wystarczy. To też dowód na to, jak dobrą pracę w Lipsku wykonywał Julian Nagelsmann. Przechodząc do trenera Bayernu, to niestety krótko przed meczem z Benfiką (4:0) pojawiła się informacja, że u 34-latka zdiagnozowano zakażenie koronawirusem. Zastąpił go jego asytent Dino Toppmöller. Widać było, że nawet bez swojego wodza na ławce Bayern jest piekielnie trudny do zatrzymania. Co prawda wynik trochę przekłamuje rzeczywistość, bo długo utrzymywał się bezbramkowy remis i choć Bawarczycy byli zespołem lepszym, to Manuel Neuer musiał dwukrotnie interweniować. Raz po uderzeniu Darwina Nuneza, a raz po strzale Diogo Gonçalvesa. Jednak 35-latek pokazał, dlaczego zdaniem wielu jest najlepszym bramkarzem na świecie. Wykazał się klasą i utrzymał Bayern w grze, któremu wcześniej nie uznano – słusznie – dwóch bramek, w tym jednej Roberta Lewandowskiego. Monachijczycy byli bardzo cierpliwi. Z poziomu trybun wyglądali na zespół dojrzalszy od Benfiki. Poza tym w odpowiednim momencie błysnął Leroy Sane, dzięki czemu później Bayern mógł strzelać kolejne gole.
Wracając do wyników pozostałych niemieckich drużyn, najbardziej zaskakująco było w Amsterdamie. Wygraną Ajaksu z Borussią Dortmund 4:0 można rozpatrywać w kategoriach blamażu, oczywiście doceniając klasę Holendrów. Jednak patrząc na aspiracje BVB, które chce być pierwszą siłą Bundesligi poprzez detronizację Bayernu, zespół Marco Rose nie może grać z Ajaksem w tak bojaźliwy sposób. Przegrał również Wolfsburg z RB Salzburg 1:3, więc po bardzo dobrym początku w Champions League i w Bundeslidze widać lekką zadyszkę drużyny Marca van Bommela. Zobaczymy, jak Holender poradzi sobie z wczesnojesiennym kryzysem.
Niektórzy spekulowali, że w takim znajduje się Robert Lewandowski. Polski napastnik odpowiedział w najlepszy możliwy sposób, bo najpierw zdobył dwie bramki w hitowym starciu z Bayerem Leverkusen (5:1), a następnie strzelił gola w Lizbonie przeciwko Benfice. W dodatku Robert powinien po raz kolejny sięgnąć po koronę króla strzelców Bundesligi. Jak informuje BVB, Erling Haaland opuści nawet kilka tygodni z powodu kontuzji biodra. Myślę, że w tym momencie wyścig po miano najlepszego snajpera ligi stanął. Lewandowski może odskoczyć na tyle, że rywalizacja z niesamowitym Norwegiem zostanie zakończona.
Mówiłem, że mecz Bayernu z Bayerem pokaże kierunek obu zespołom, a w szczególności drużynie Gerardo Seoane. Wysoka porażka udowodniła, że w tym momencie w Bundeslidze nie ma drużyny, która w dłuższej perspektywie mogłaby zagrozić Bayernowi. Gdy przychodzi monachijczykom mierzyć się w ważnych meczach na krajowym podwórku, to nie potykają się, lecz łamią rywalom serca i niszczą morale. Tak było w Leverkusen, podobnie w meczu o Superpuchar Niemiec z BVB (3:1). Bayer przegrał dotkliwie, bo strata czterech bramek w siedem minut nie przystoi drużynie, która ma apetyt na sprawienie niespodzianki w tym sezonie. Siła Bayernu w mijającym tygodniu była niesamowita. Obecna tabela Bundesligi oddaje mniej więcej stan faktyczny i hierarchię, jaka obowiązuje w Niemczech. Zaskoczeniem są jednak wysokie miejsca Unionu Berlin i Freiburga.
Owszem, w poprzednim sezonie zespoły te także prezentowały się solidnie, ale na podstawie tego trudno było sądzić, że po ośmiu kolejkach oba będą w tabeli wyżej od Borussii Mönchengladbach, Lipska czy Wolfsburga. To z kolei pokazuje, że Bundesliga jest ligą wymagającą i w każdym spotkaniu trzeba zachować stuprocentową koncentrację. Zawodzi także Eintracht Frankfurt, który w Lidze Europy radzi sobie dobrze, ale już w lidze zajmuje odległe 14. miejsce. Jak widać, nie wszędzie zmiany trenerów przyniosły porządany efekt. Zatrudnienie przez Gladbach Adiego Hüttera jest rozczarowaniem i znacznie odbiega od oczekiwań m.in. dyrektora sportowego Źrebaków Maxa Eberla. Tej drużynie daleko do zespołu, który tak dobrze radził sobie w ubiegłorocznej LM, gdzie w fazie grupowej mierzył się z Realem Madryt, Interem Mediolan i Szachtarem Donieck. Tak samo Oliver Glasner nie odmienił Eintrachtu, który przegrał u siebie z Herthą Berlin (1:2).
Jeszcze słowo o meczu Legii z Napoli (0:3) w Lidze Europy. Mimo porażki nie można powiedzieć, że mistrzowie Polski przynieśli wstyd. W końcu ulegli liderowi Serie A. Widać było, że drużyna z Warszawy pojechała do Włoch, aby nie przegrać. Długo udawało się realizować plan, ale jednak wygrała jakość zespołu, jaką dysponuje Luciano Spalletti. W drugiej połowie na boisko weszli Fabian Ruiz czy Victor Osimhen. Na półmetku Legia jednak nadal przewodzi w grupie, co jest powodem do dumy. Zwłaszcza patrząc na wyniki, jakie ten zespół osiąga w ekstraklasie. Legia boryka się z tym samym problemem, z którym przed rokiem mierzył się Lech Poznań. Kolejorz gonił czołówkę tabeli z odległych miejsc, co ostatecznie się nie udało. Myślę, że Legia ma na tyle szeroką kadrę, że powinna sobie poradzić w walce o kolejną szansę gry w europejskich pucharach. Na razie jednak trudno jednoznacznie stwierdzić, że legionistom ten cel uda się osiągnąć.