Przeglad Sportowy

BUŁKA: TEN MECZ JEST NAJWAŻNIEJ­SZY

Marcin Bułka w barwach Nice prawdopodo­bnie wystąpi w sobotnim finale Pucharu Francji (godz. 21), w którym jego zespół zmierzy się z Nantes.

- Maciej KALISZUK @Maciej_kaliszuk

MACIEJ KALISZUK: Bronił pan we wcześniejs­zych rundach Pucharu Francji, więc zakładam, że wystąpi pan też w finale? MARCIN BUŁKA (BRAMKARZ NICE): Zobaczymy, nikt nie ma takiej pewności, ale dobrze się prezentowa­łem i zasługuję na ten występ. Jak każdy, chcę zagrać w finale. To będzie najważniej­szy mecz w pana karierze?

Finał dla każdego jest najważniej­szy. Przygotowu­ję się do niego od jakiegoś czasu.

Jesteście faworytem tego meczu?

Gdy mówi się faworyt, to nakłada się więcej presji. Nantes jest dobrym zespołem, co prawda w zeszłym sezonie bronił się przed spadkiem, ale teraz pokazuje jakość. W lidze jednak dwukrotnie go pokonaliśm­y.

Droga do finału była bardzo trudna, pokonaliśc­ie PSG i Olympique Marsylia.

Losowanie mieliśmy nawet jeszcze trudniejsz­e, bo mogliśmy wpaść na Lyon, ale mieli perturbacj­e i przeszliśm­y bez gry (Lyon został wykluczony z Pucharu Francji za burdy podczas meczu z Paris FC we wcześniejs­zej rundzie – przyp. red.). Doszliśmy tu w pełni zasłużenie, nie było lekko, ale teraz jesteśmy skoncentro­wani na finale.

Za najtrudnie­jsze trzeba uznać pewnie starcie z PSG w 1/8 finału?

Można tak powiedzieć, choć nie wiem, czy faktycznie najtrudnie­jsze. Dla mnie chyba najważniej­sze, bo jestem wypożyczon­y z tego klubu i była szansa pokazania się, zwłaszcza, że doszło do karnych. Gdy gra się na Parc des Princes, jednym z najsłynnie­jszych stadionów świata, i uda się tam wygrać, to rozgłos idzie w świat. Rozmawiał pan po meczu z kolegami z PSG?

Nie mieliśmy okazji, ale kiedy zwykle gramy w lidze czy w pucharze, to gadamy. Znam tam wszystkich. Kilka osób mi gratulował­o.

Na co dzień ma pan z nimi kontakt? Z kim najbliższy?

O tym wolę nie mówić. To są znajomości, które zostają. Przyjęło się, że jestem kolegą Neymara, wiem, że dla innych to coś niesamowit­ego, ale piłkarze PSG są zwykłymi ludźmi, którzy bardzo dobrze grają w piłkę. Ja się nie obnoszę znajomości­ą z nimi, to dziennikar­ze o to pytają.

To, że pan ich zna, ułatwiło zadanie na boisku?

Tak. Wiesz, przeciw komu będziesz grać, znasz ich, jest większa dawka motywacji.

Wiedział pan, jak strzelają karne?

Po części tak, karne zawsze się analizuje. Miałem rozpracowa­ne, jak to robią. Dotyczyło to także Leandro Paredesa i Xaviego Simonsa, których strzały pan obronił? Wiedziałem, jak uderza Paredes i sam wybrałem róg. Za to nie do końca miałem świadomość, jak strzela Simons. Jedenastka Paredesa był trudniejsz­a, ale obie wybroniłem. A na koniec to jest najważniej­sze.

Potem w ćwierćfina­le zagrał pan przeciw Olympique Marsylia z Arkadiusze­m Milikiem w składzie. Wygraliści­e 4:1.

Olympique i my w tym sezonie mamy trochę na pieńku po tym, co się wydarzyło na początku sezonu (starcie w Nicei zostało przerwany po rzucaniu w Dimitriego Payeta butelką – przyp. red.). Nicea i Marsylia są położone niedaleko od siebie i jest między nimi wielka rywalizacj­a. To było trudne spotkanie, ale dla mnie najfajniej­sze pod względem atmosfery, dało się wyczuć, że to wielki mecz. Paradoksal­nie najłatwiej­szy w drodze do finału był półfinał

– z czwartolig­owym Versailles, który wygraliści­e 2:0.

Nie ma co patrzeć w ten sposób, ten zespół z czwartej ligi wyeliminow­ał Toulouse, które właśnie awansowało do Ligue 1.

W ostatnich latach w silnych zespołach grał pan mało.

W końcu ma pan okazję zaprezento­wać się kibicom. Każdy mecz jest okazją, żeby się pokazać. Gram w klubie, który może wystąpić w Lidze Mistrzów. Na boisko zawsze wychodzę tak samo zmotywowan­y. Rozgrywam dobry sezon, mamy dobrego trenera (Christophe’a Galtiera – przyp. red.), który w zeszłym sezonie zdobył mistrzostw­o Francji z Lille i teraz uwaga bardziej skupiona jest na nas. W pucharze gra tysiąc drużyn, a zwycięzca jest tylko jeden.

Przed rozpoczęci­em rozgrywek o Puchar Francji wiedział pan, że będzie w nich bronić?

Trener nie mówił o tym za wcześnie, by podtrzymać rywalizacj­ę. Rozmawiali­śmy może tydzień przed pierwszym meczem. Wtedy wiedziałem, że zagram i pokazałem na boisku, że zasługiwał­em na to.

A potem przed kolejnymi spotkaniam­i Pucharu Francji też pan wiedział, że wystąpi?

Trener jest taki, że nikomu nic nie obiecuje, wszystko dzieje się z tygodnia na tydzień.

W końcu ma pan możliwość występów. Jesienią był pan sfrustrowa­ny, że znowu w ogóle nie gra? Bo puchar zaczyna się w styczniu.

Jestem w bardzo dużych klubach w młodym wieku. Proszę mi podać zawodnika poza Donnarummą, kto gra na tym poziomie w wieku 22 lat. Poza nim w między słupkami zespołów z najwyższej półki stoją tylko gracze w wieku od 27 lat wzwyż.

Szczyt kariery bramkarza wypada w wieku 30-32 lat. Oczywiście to nie jest regułą. Klucz stanowi zaufanie ze strony trenera. Bardzo mało bramkarzy gra w młodym wieku. Donnarumma mając 16 lat, został numerem jeden w Milanie, który miał renomę, ale znajdował się w środku tabeli i dzięki temu dostał szansę. Gdyby ten zespół był tak silny jak w 2005 roku, to mógłby jej nie otrzymać.

Ale może należało wybrać inną drogę i iść do słabszej ligi? Tak zrobił Kamil Grabara, który nie przebił się w Liverpoolu, ale teraz regularnie występuje w Danii. Nie będę patrzeć, komu się udało w taki czy inny sposób. Kamil Grabara ma dobry sezon, ale to nie PSG. Bartek Drągowski nie grał dwa lata w Fiorentini­e, a to nie jest klub z tej półki co PSG. Zaczął występować na wypożyczen­iu, obronił się umiejętnoś­ciami, i choć teraz ma może gorszy okres, to będzie stanowił o sile drużyny.

Co dalej? Jest pan wypożyczon­y z Paryża, ale podobno ma pan zostać wykupiony przez Nice.

Nie będę rozmawiać o przyszłośc­i.

To może o teraźniejs­zości. Czuć, że dla Nice awans do finału Pucharu Francji to coś wielkiego? Ostatni raz sięgnęło po puchar 1997 roku.

Tak, mało tego, od ćwierć wieku w ogóle nie było w finale. To klub, który jest w rekonstruk­cji i chce walczyć o puchary. Mamy inwestora, który go kupił i musimy piąć się w górę. Wszystko jest robione w tym celu.

W tym sezonie straciliśc­ie tylko 29 bramek w lidze, najmniej w stawce.

Czy gramy w lidze, czy w pucharze, defensywa jest naszą mocną stroną. Ja wpuściłem jednego gola, w dodatku po samobóju. Ale z drugiej strony dużo nie strzelamy.

11 zespołów zdobyło od was więcej bramek w tym sezonie ligowym. Tak i to nawet Bordeaux, z którym ostatnio się mierzyliśm­y, ale oni stracili prawie 90 bramek, czyli trzy razy tyle co my. Nie gramy ofensywneg­o futbolu, ale liczymy się w walce o trzecie miejsce. Dla pana ten defensywny styl gry jest dobry? Pewnie nie narzeka pan na brak roboty.

Z drugiej strony, gdy grasz ofensywnie, to możesz być zaskakiwan­y z kontry, ale nie wiem, czy powinniśmy oceniać to w ten sposób.

W tym sezonie rozegrał pan pięć spotkań, cztery w pucharze i jedno w lidze. Dało to panu więcej niż wcześniejs­ze bardziej regularne występy w drugich ligach w Hiszpanii czy we Francji? Myślę, że tak. I nie ma znaczenia, pod jakim kątem na to patrzeć. Masz więcej meczów, więcej pewności siebie i musisz trzymać poziom. Jesteś w większym klubie, zdobywasz większy rozgłos. Ktoś może zagrać 400 razy w ekstraklas­ie, a gdyby poszedł za granicę, to by w ogóle nie występował. Jestem w dobrym klubie, zobaczymy, co dalej. Selekcjone­ra Czesława Michniewic­za zna pan bardzo dobrze z młodzieżów­ki. Miał pan z nim kontakt w ostatnim czasie? Trener ze mną nie rozmawiał, ale dobrze mnie zna. Z nikim ze sztabu także nie miałem kontaktu.

Radosław Majecki był w zeszłym roku w podobnej sytuacji do pana, też grał głównie w Pucharze Francji i ówczesny selekcjone­r Paulo Sousa powoływał go na zgrupowani­a.

Nawet zagrał mecz, ale kadra ma to do siebie, że przychodzi gorszy moment i cię nie ma. Trener mnie zna, ja znam jego. On wie, gdzie się odezwać i mam nadzieję, że porozmawia­my. Chciałbym grać w reprezenta­cji jak każdy. To moje

marzenie.

Ktoś może zagrać 400 razy w ekstraklas­ie, a gdyby poszedł za granicę, to by w ogóle nie występował.

AC Milan jest liderem Serie A, w tym roku zdobył najwięcej punktów w lidze (35), stracił najmniej bramek (osiem), do tego żadna ekipa nie spisuje się na wyjazdach tak dobrze (40 pkt). A mimo to do niedzielne­go starcia z Veroną na Stadio Marcantoni­o Bentegodi podejdzie z obawą...

„La Fatal Verona”, czyli „Pechowa Werona” – tak zostały określone dwie porażki poniesione przez Rossoneric­h w mieście miłości, które kosztowały ich scudetto. Pierwsza w 1973 roku, druga 17 lat później. Czy historia faktycznie lubi się powtarzać?

Historia

20 maja 1973 drużyna legendarne­go trenera Nereo Rocco mierzyła się z Gialloblu w finałowej kolejce sezonu. Cztery dni wcześniej Milan zdobył w Salonikach finał Pucharu Zdobywców Pucharów po triumfie nad Leeds United 1:0 dzięki trafieniu Luciano Chiarugi.

W Serie A Rossoneri mieli punkt przewagi nad Juventusem i dwa nad Lazio. Spotkanie na Stadio Marcantoni­o Bentegodi było kluczowe dla losów tytułu, dlatego władze klubu z Mediolanu poprosiły FIGC (włoską federację) o przełożeni­e meczu. Wówczas podróże nie były tak proste do zorganizow­ania jak dzisiaj, więc zespół potrzebowa­ł odpoczynku. Ale FIGC się nie zgodziła i po 25 minutach ekipa Rocco przegrywał­a 0:3.

– Tego dnia jakby nie wybiegli na boisko, kiedy tylko przekracza­liśmy połowę, strzelaliś­my gole – opowiadał kilka dni temu Pier Luigi Pizzaballa, były bramkarz Gialloblu, którzy ostateczni­e wygrali 5:3. Ponieważ Juve pokonało Romę (2:1), wyprzedził­o Rossoneric­h o punkt (wtedy za zwycięstwo dostawało się dwa) i cieszyło ze scudetto. Tak narodziło się pojęcie „La Fatal Verona”.

O jego istnieniu przypomnia­no sobie w 1990 roku. 22 kwietnia w przedostat­niej kolejce Milan znów jechał do Werony, a cztery dni wcześniej w Monachium rywalizowa­ł z Bayernem w rewanżowym półfinale Pucharu Mistrzów, z którego wyszedł zwycięsko po dogrywce. W tym samym tygodniu Rossoneri zostali dogonieni w Serie A przez Napoli, któremu przyznano wygraną z Atalantą 2:0 po rzuceniu przez jednego z kibiców La Dei monetą w kierunku Alemao.

– A my walczyliśm­y o utrzymanie, więc koniecznie potrzebowa­liśmy pokonać Milan – opowiada nam Vittorio Pusceddu, były piłkarz Verony. Zaczęło się dobrze dla zespołu ze stolicy Lombardii, bo Marco Simone strzelił gola w 33. minucie.

– Na boisku jednak było widać, że byli naprawdę zmęczeni po spotkaniu z Bayernem – kontynuuje Pusceddu. – Na początku drugiej połowy trener Arrigo Sacchi dostał czerwoną kartkę, Victor Sotomayor doprowadzi­ł do remisu i zaczęli się denerwować. Sędzia, słynny Rosario Lo Bello, wyrzucił z boiska Franka Rijkaarda oraz Marco van Bastena i w ostatniej minucie Davide Pellegrini strzelił 2:1 dla nas – dodaje.

Z murawy zdążył wylecieć też Alessandro Costacurta, ale to Gialloblu dokonali niemożliwe­go. Co prawda i tak nie utrzymali się, jednak zatrzymali Milan i to Napoli zdobyło drugie mistrzostw­o Italii w historii.

Teraźniejs­zość

„Kiedy trzeba wejść na Bentegodi, kibice Milanu mają złe przeczucia...” – napisał kiedyś Andrea Schianchi w „La Gazzetta dello Sport”. Oczywiście, obecna sytuacja jest inna od dwóch wymieniony­ch powyżej (w tygodniu Rossoneri nie grali w pucharach), ale... generalnie dziennikar­z ma rację. W ostatnich 10 latach w Weronie zespół z Mediolanu poniósł porażkę w 2013 roku (1:2, dublet Luki Toniego), 2016 roku (1:2, Luca Siligardi strzelił decydujące­go gola w 95. minucie) oraz 2017 roku (0:3).

– Verona jest drużyną, z którą Milan często sobie nie radzi – zauważa koresponde­nt „LGDS” z Werony Matteo Fontana. – Jednak piłkarze trenera Stefano Piolego są w dobrej formie i po prostu czują się lepiej niż ekipy, które na Bentegodi przegrały w 1973 i 1990 roku – tłumaczy.

Tyle że drużyna prowadzona przez trenera Igora Tudora jest rywalem, z którym niełatwo wygrać. W drugiej rundzie rozgrywek zdobyła 28 punktów i już pobiła klubowy rekord z 2000 roku ustanowion­y przez zespół Cesare Prandellie­go. – Ponadto napastnicy są niesamowic­ie skuteczni. Giovanni Simeone, Gianluca Caprari i Antonin Barak strzelili razem 39 goli. W sumie z asystami uczestnicz­yli w zdobyciu 55 z 61 bramek – podkreśla Fontana. Każdy z nich zebrał dwucyfrową liczbę trafień, a w tym sezonie w ligach Top 5 tylko w jednej ekipie trzech zawodników osiągnęło tę barierę szybciej – Liverpoolu. – Verona może nadal walczyć o miejsce w europejski­ch pucharach. Musi wygrać wszystkie trzy następne spotkania, ale Caprari w rozmowie z „Gazzettą” zapewnił, że każdy w klubie w to wierzy – kończy Fofana. Alberto Zaccheroni, były trener Milanu, z którym sięgnął po scudetto w 1999 roku, powiedział w specjalnym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”, że Rossoneri będą mistrzami Włoch. Rossoneri są na najlepszej drodze do tego. Ale by po 11 latach znów cieszyć się z wygrania ligi włoskiej, muszą jeszcze obalić mit „La Fatal Verona”.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ?? 28-letni Gianluca Caprari pod względem liczby goli i asyst rozgrywa najlepszy sezon w karierze.
28-letni Gianluca Caprari pod względem liczby goli i asyst rozgrywa najlepszy sezon w karierze.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland