Szalone dni napastnika
Łukasz Zwoliński po raz pierwszy ustrzelił hat tricka w ekstraklasie. Osiągnięcie zadedykował najbliższym.
Gdyby w niedzielnym meczu ze Stalą Mielec 29-letni napastnik Biało-zielonych wszystkie bramkowe okazje zamienił na gole, po ostatnim gwizdku mógłby podwoić swój dotychczasowy dorobek z całego sezonu. Trzy bramki pozwoliły Łukaszowi Zwolińskiemu dogonić w klasyfikacji strzelców Karola Angielskiego. Obaj – z 14 trafieniami – zajmują w niej trzecie miejsce, ustępując jedynie Iviemu Lopezowi (18 goli) i Mikaelowi Ishakowi (17 goli).
Kołyska musiała poczekać
– To mój pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni hat trick. To piękne uczucie, więc będę pracował na takie chwile. Niestety Iviego już nie dogonię, ale jestem bardzo ambitny i zawsze chcę być najlepszy. Mam nadzieję, że na koniec sezonu będę chociaż najskuteczniejszym Polakiem. Wiem, że koledzy z drużyny pomogą mi w osiągnięciu tego celu – stwierdził po spotkaniu ze Stalą (3:2) snajper gdańszczan. Po pierwszym trafieniu napastnik wykonał z kolegami kołyskę. To z okazji narodzin jego drugiej córki – Luny, która przyszła na świat tuż przed wyjazdowym meczem z Zagłębiem (2:2).
– Już w Lubinie koledzy pytali, czy chcę robić kołyskę. Powiedziałem, że nie, bo sam chciałem zdobyć bramkę. Tym bardziej cieszę się, że udało się tego dokonać w Gdańsku, przed naszymi kibicami, w dodatku na oczach mojej żony i dwóch córek. Byli również moi rodzice. To był wspaniały dzień dla mnie, hat tricka dedykuję właśnie moim bliskim – mówi zadowolony Zwoliński.
Nieoceniona pomoc Lecha
Z narodzinami córki piłkarza wiąże się ciekawa historia. Na mecz 31. kolejki z Zagłębiem Lechia udała się już w czwartek, aby odbyć mini zgrupowanie w Legnicy. Wszystko po to, aby uniknąć korków związanych z wyjazdem ludzi na długi weekend majowy. Ruch i tak był duży, drużyna wyjechała o 13, aby o 20 zjeść kolację na miejscu. Ostatecznie do Legnicy dojechała o 22, wcześniej gdańszczanie musieli zrobić postój pod Poznaniem. W międzyczasie żona Zwolińskiego miała badanie kontrolne, które pokazało, że poród zbliża się wielkimi krokami.
– Inez (żona zawodnika – przyp. aut.) powiedziała mi przez telefon: „Ja dzisiaj urodzę”. Mówię sobie: „Co za głupoty mówi”, przecież termin był na 11 maja. Żona jednak nie żartowała. Wiedząc, że mecz jest za dwa dni, postanowiłem zawrócić. Od razu uruchomiłem telefony, nasz autobus pojechał do Legnicy, a ja zacząłem kombinować, byłem blisko Gniezna. Chciałem zamówić stamtąd taksówkę do Gdańska, ale całe szczęście, że Maciek Gajos, który grał w Lechu, zna jeszcze parę osób stamtąd, zadzwonił do kierownika Mariusza Skrzypczaka. Ten załatwił kierowcę z klubu, który wypożyczył auto i zawiózł mnie do Gdańska. Dzięki temu po północy byłem na miejscu, jadąc pociągiem, bym się nie wyrobił. Żona zdążyła mi jeszcze kolację zrobić przed pójściem do szpitala! – opowiada piłkarz.
– Luna przyszła na świat o 3:55. Mieszkam przy szpitalu, szybciej byłbym przeskakując przez płot, niż jadąc autem. Pani w szpitalu powiedziała mi o 1 w nocy, że mogę spać na takim wygodnym fotelu, na którym, co ciekawe, niedawno spał Marco Terrazzino albo zadzwonią do mnie. Wolałem pospać u siebie, o 3:20 dostałem SMS od żony, że się zaczyna, trzy minuty później byłem już na miejscu. Śmiałem się, że córka szybko załatwiła sprawę, tak jakby chciała, żeby tata się wyspał przed meczem – mówi zadowolony i podkreśla, że mógł liczyć na wsparcie Tomasza Kaczmarka.
Spóźniony na rozgrzewkę
– Trener od razu mnie spytał, co ja tu jeszcze robię w tym autokarze, że dziecko się rodzi i nie ma ważniejszej rzeczy. Nie każdy szkoleniowiec by się tak zachował, zwłaszcza w tak ważnym momencie sezonu i przed istotnym starciem. Trener zgodził się, żebym przyjechał nawet w dniu meczu do Lubina, co pewnie wiązałoby się z tym, że nie zagram od pierwszej minuty, ale wszedłbym z ławki. Stwierdził, że w tak ważnej chwili powinienem być razem z żoną i dziećmi. Jednak odebrałem poród, a już o 10 siedziałem w pociągu, chciałem zdążyć na trening w Legnicy, który był o 15. Spóźniłem się na rozgrzewkę, ale drużyna przerwała trening, koledzy zaczęli mi gratulować i zrobili specjalny szpaler – mówi napastnik Lechii.