Szykuje się na rzymskie igrzyska
Hubert Hurkacz liczy na dobry występ na Foro Italico. Z przyjazdu do Włoch zrezygnował Carlos Alcaraz.
Wostatnich dniach w Hiszpanii był show, ale to Rzym jest zawsze oceniany jako najważniejsza próba przed Międzynarodowymi Mistrzostwami Francji na kortach Rolanda Garrosa. Warunki w Caja Magica potrafią rozregulować faworytów i często nie pokrywają się z rezultatami osiąganymi potem w szlemie nad Sekwaną. Nawet Rafael Nadal potrafił w przeszłości przegrać Paryż z powodu Madrytu. Iga Świątek też brała to pod uwagę i zrezygnowała z Magicznego Pudełka. Chcąc odpuścić jeden występ, postawiła na grę w stolicy Italii. Położonej na poziomie morza, a nie na wysokości ponad 600 metrów, gdzie piłka, jak powiedział w sobotę wściekły po porażce z 19-letnim Carlosem Alcarazem Novak Djoković, „skacze do nieba”. We Włoszech będzie już normalnie, co nie oznacza, że nastąpi powrót do tego, co było. Czyli do rządów Serba i Nadala. Na razie mamy zamieszanie, bo z imprezy wycofał się nowy młody król męskiego tenisa. Grać, i to znowu na dwóch frontach, czyli także w deblu, postanowił za to Hubert Hurkacz. Tym razem jego partnerem jest nie John Isner, a Grigor Dimitrow. Para zaczęła start w Wiecznym Mieście od zwycięstwa 2:6, 7:6(5), 10–6 nad Ivanem Dodigiem i Austinem Krajickiem. Dziś wrocławianin zagra z Davidem Goffinem, a drabinka z jego punktu widzenia wydaje się dość sprzyjająca. W trzeciej rundzie może się zmierzyć z Casperem Ruudem, w ćwierćfinale z Nadalem. 1/4 finału to do tej pory na ziemi jego tegoroczna norma. Jeśli tak samo będzie w tym tygodniu, przygotowania do French Open zostaną uznane za udane. – Czuję, że na tej nawierzchni zrobiłem duże postępy i wiem to już po meczach, które do tej pory rozegrałem – mówi Hurkacz. – Widzę, że mój tenis zmienił się na plus i jeśli chodzi o technikę i taktykę jestem znacznie bliżej czołówki niż dawniej. Mam nadzieję, że Garros to potwierdzi – dodaje. Najlepszy polski tenisista znalazł się ostatnio trochę w cieniu Świątek, ale trzeba podkreślić, że tak dobrze i równo grającego singlisty w XXI wieku nie mieliśmy jeszcze nigdy. Jerzy Janowicz potrafił wystrzelić (także w Rzymie, kiedy w pamiętnym meczu z Jo-wilfriedem Tsongą podarł swoją koszulkę), ale nigdy nie był tak powtarzalny jak Hubi. Mamy więc zawodnika z potencjałem na Top 10. I wreszcie na to, by także na cegle, a nie tylko na szybszych kortach, odgrywać ważne role. BG