Zadowolenie, a nie smutek
Anwil nie zdobędzie czwartego mistrzostwa Polski. Co trochę nietypowo jak na Włocławek nie zostało to uznane za porażkę.
Włocławek to jedno z najbardziej zakochanych w koszykówce miast w Polsce, a ambicje miejscowych kibiców i klubu są ogromne od końcówki XX wieku. Rzadko zdarzało się, że sezon zakończony bez złotego medalu był oceniany jako sukces. Ostatnio atmosfera wokół Anwilu zmieniła się jednak znacząco. W poprzednim sezonie seria złych decyzji sprawiła, że zespół w szokujący sposób stoczył się niemal na dno tabeli. Równolegle rosły długi, a budowana przez lata reputacja klubu została zniszczona. Dlatego teraz mimo porażki 0-3 w półfinale z Legią Warszawa z Włocławka słychać więcej głosów pozytywnych niż negatywnych.
Plan długofalowy
– Na pewno bardziej zadowolenie niż smutek – powiedział o swoich odczuciach po zakonczeniu rywalizacji w stolicy trener Przemysław Frasunkiewicz. – Sezon oceniam pozytywnie na 4+ już w tym momencie. My nie kończymy pracy za tydzień, ale mamy pewien plan i chcemy go realizować. Gdyby przed sezonem ktoś nam powiedział, że będziemy grali równe mecze w półfinale i wygramy ligę północną (ENBL), to brałbym to w ciemno. Mam uczucie małego zadowolenia, że udało się wykonać część planu długofalowego, ale krótkofalowo mieliśmy oczywiście apetyty na to, by pokonać Legię – dodał Frasunkiewicz, który w poprzednim sezonie był trzecim zatrudnionym przez Anwil szkoleniowcem. Przejął go w trudnej sytuacji i skończył na 13. miejscu, najgorszym w ekstraklasowej historii klubu. Dostał jednak szansę dalszej pracy. W przerwie między sezonami rezygnację złożył prezes Arkadiusz Lewandowski, co spotkało się z niezadowoleniem sponsora tytularnego. Po kilku tygodniach okazało się, że Lewandowski zostaje m.in. dlatego, że proponowani przez władze miasta (które jest akcjonariuszem spółki zarządzającej drużyną koszykarską) kandydaci raczej nie podobali się sponsorowi. Frasunkiewicz z powodu zamieszania w klubie nie miał łatwego zadania przy budowie drużyny, a skład nie wyglądał na gwarantujący spokojną walkę o awans do play-off. Tymczasem Anwil długo był liderem, a rundę zasadniczą skończył na drugim miejscu i pewnie wygrał ćwierćfinał z Twardymi Piernikami Toruń. W międzyczasie triumfował we wspomnianej ENBL, choć warto dodać, że najgroźniejszy rywal, rosyjski Jenisej Krasnojarsk, został wykluczony. Przeciwko Legii Anwil wydawał się faworytem i może seria potoczyłaby się inaczej, gdyby nie katastrofalnie przegrana końcówka dogrywki pierwszego meczu. Zadania nie ułatwiły także urazy m.in. podstawowego rozgrywającego Kamila Łączyńskiego. Z jednej strony w każdym meczu Legia prowadziła przez ponad 30 minut, z drugiej wypracowała w trzech meczach łącznie ledwie 20 punktów różnicy. Anwil czeka teraz jeszcze walka o brązowy medal ze Śląskiem Wrocław lub Grupa Sierleccy Czarnymi Słupsk (czwarty mecz, rozgrywany przy stanie 2–1 dla Śląska zakończył się wczoraj po zamknięciu wydania).
Praca, czas, konsekwencja
– My mówimy, że celem był udział w play-off i dobrze, że mamy półfinał, a ktoś odbija piłeczkę mówiąc, że we Włocławku zawsze się gra o mistrzostwo. Czyli jeśli mielibyśmy w przyszłym roku 3 miliony złotych mniej, to też byśmy grali o mistrzostwo? Wszystko wymaga pracy, czasu i konsekwencji. My zrobiliśmy w tym roku pierwszy krok, by odbudować finanse i dobre imię klubu, a także wrócić do pucharów – wyjaśnił Frasunkiewicz, który już miesiąc temu przedłużył kontrakt o dwa lata. Występ włocławian w rozgrywkach międzynarodowych jest w planach, nie został jeszcze formalnie zatwierdzony, ale Włocławek przyjmie z radością każde rozgrywki międzynarodowe. Wydaje się jednak, że taryfa ulgowa na krajowych parkietach dobiega końca. I za rok sukcesem będzie znów tylko mistrzostwo. Bo słowa trenera o budżecie mniejszym o 3 miliony złotych to przecież tylko figura retoryczna...