Przeglad Sportowy

A? BYLE JAWNIE!

- Mateusz JANIAK @emjot23

scenariusz, są zresztą tacy, którzy uważają, że w połowie już się spełnił. Nie ma na to żadnych dowodów, a trudno za przekonują­cy argument uznać sam fakt, że Cracovia mocno powalczyła z Rakowem. A co miała robić? Naprawdę wszyscy poczuliby się lepiej, gdyby zagrała jak Radomiak z Zagłębiem Lubin (1:6), albo Wisła Płock z Wartą (0:3)?

Jeżeli nawet piłkarze Cracovii wolą, żeby mistrzem Polski był Lech a nie Raków, do swoich prywatnych sympatii mają prawo. Co innego, gdyby w związku z tym zaczęli kombinować – tu przyłożyli się bardziej, a tam mniej, byle na koniec skorzystal­i przyjaciel­e z Bułgarskie­j. Oczywiście takie samo oburzenie wywołałaby postawa Warty, która najpierw zawzięła się, żeby wygrać w Płocku i mieć już pewne utrzymanie, a teraz zagrałaby na pół gwizdka z Lechem. Jeżeli natomiast derbowe starcie potraktuje jak mecz sezonu – znakomicie, kto by nie chciał błysnąć w derbach. Jeżeli ktoś za ewentualny sukces zechce ją dodatkowo wynagrodzi­ć, też nie będzie problemu.

N★★★

atomiast problem, i to bardzo poważny, pojawi się wtedy, gdy pieniądze w ramach tak zwanej motywacji pozytywnej obiecywane będą zakulisowo, czyli tak, aby nikt postronny o tym nie wiedział. Bo nie ma wątpliwośc­i, że tutaj o czystości intencji świadczą działania przy otwartej kurtynie. Jeżeli nawet ukrywanie się z obietnicą nagrody prawnie nie jest to zabronione, budzi wielki niesmak. Wie coś na ten temat Lech Poznań z 2004 roku prowadzony przez trenera Czesława Michniewic­za, który premię za zwycięstwo nad Górnikiem Polkowice (2:0) przyjął potajemnie od wdzięcznyc­h rywali, walczących z polkowicza­nami o utrzymanie w ekstraklas­ie. Rozdzielaj­ący pieniądze szkoleniow­iec do dzisiaj musi się tłumaczyć, że nie zrobił niczego złego i ciągle wszystkich nie przekonał.

Wpolskiej ekstraklas­ie Łukasz Zwoliński tak skuteczny nie był nigdy. Poza ojczyzną tylko raz – w pierwszym sezonie w chorwackim HNK Gorica, kiedy zdobył 14 bramek, tyle samo, ile zebrał dwie kolejki przed końcem trwających rozgrywek. O pobicie swojego rekordu 29-letni napastnik powalczy w sobotę wieczorem, a jakby dzięki tej perspektyw­ie mecz nie był wystarczaj­ąco wyjątkowy, rywalem Lechii Gdańsk będzie Pogoń Szczecin. Jego Pogoń z jego Szczecina.

Gdynia i Łęczna

Wrzesień 2016. W drugiej połowie domowego spotkania z Górnikiem Łęczna (1:1) Zwoliński czeka przy linii bocznej, by zmienić Spasa Delewa. Kiedy wbiega na boisko, kibice Portowców zaczynają gwizdać.

Kilka dni później jeden z piłkarzy Granatowo-bordowych po zakończony­m treningu idzie po klubowym parkingu. Słyszy wołanie, zatrzymuje się, odwraca.

– Oj, myślałem, że to Łukasz Zwoliński... – słyszy zawiedzion­y głos młodziutki­ego łowcy autografów. Tym razem polowanie się nie udało. W tych dwóch scenach zawiera się całokształ­t kariery atakująceg­o w Pogoni. Rodzinne miasto w jednej chwili go kochało, by zaraz znienawidz­ić. Wszystko szaleńczo, bez umiaru, skrajnie.

Zwoliński kochał klub z ulicy Twardowski­ego od dziecka, ale nie zawsze z wzajemnośc­ią. Trafił tam jako siedmiolat­ek, jednak ponieważ jeszcze nie stworzono zespołu dla jego kategorii wiekowej (rocznika 1993), musiał ćwiczyć ze starszymi chłopcami. Prędko przeniósł się do Arkonii, bo tam mógł kopać z rówieśnika­mi, ale początek był znamienny. W Pogoni miejsca dla niego brakowało... Drugie podejście nastąpiło w juniorach – po Arkonii była jeszcze Stal i podszczeci­ńskie KP Police (dziś Chemik). By znów stać się Portowcem, zastosował fortel – delikatny uraz przedstawi­ł jako groźną kontuzję, która miała przerwać jego karierę. Dzięki temu bez kłopotu wydano mu kartę zawodniczą. Powrót okazał się strzałem w dziesiątkę. Po półtora roku występów w juniorach zaczął grać w Iv-ligowych rezerwach, w których w sezonie 2010/11 zdobył 37 bramek. To otworzyło mu drzwi do szatni pierwszej drużyny i skończyło się zderzeniem ze ścianą... na boisku. Na jednym z pierwszych treningów nastolatek starł się ze stoperem Krzysztofe­m Hrymowicze­m. Obrońca pobiegł dalej, młokos wylądował twarzą na ziemi.

– To już nie są juniorzy – usłyszał i po dwóch epizodyczn­ych występach szczecinia­nin musiał ruszyć w Polskę. – Musiałem wyjechać na drugi koniec kraju, żeby zauważono mnie tu, w Szczecinie – mówił nam w trakcie sezonu 2014/15, jego najlepszeg­o w Pogoni. Zwoliński do podstawowe­go składu Pogoni dotarł przez wyzwiska w Gdyni i pola w Łęcznej. Na wypożyczen­iu w Arce nie słyszał wiwatów

STATYSTYKI KLUBOWE ŁUKASZA ZWOLIŃSKIE­GO

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland