ZATRZYMAJMY „KUBIEGO” I „ZIBIEGO”
Zaproszenie Zbigniewa Bartmana do programu „Misja Sport” było strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o dawkę energii i zaangażowania byłego atakującego reprezentacji Polski. Czuć, że ten chłopak żyje i oddycha siatkówką, ma ją po prostu w DNA. Mimo upływu lat, jego podejście do tematu w ogóle się nie zmienia. Bije od niego pewność siebie, a wcześniej prezentował też wysokie umiejętności sportowe. Czyli mówiąc językiem boiska, szedł w górę i atakował naprawdę mocno. Dzisiaj nie boi się wyrażać opinii, które dzielą siatkarskie i sportowe środowisko w naszym kraju. Dostało się wszystkim, począwszy od „grupy Michała Kubiaka” po samego Wilfredo Leona, który akurat – moim zdaniem – powinien obrywać jak najrzadziej, bo przez kolejne lata to właśnie gwiazda Sir Safety Conad Perugia będzie stanowiła o sile reprezentacji Polski. „Zibiemu” nie można było odmówić sportowej ambicji i stu procent zaangażowania. Od dziecka koncentrował się na osiągnięciu celu, którym było związanie się z profesjonalną siatkówką. Już jako nastolatek postanowił wyjechać z Polski. Za granicą dotknął egzotyki, posmakował słodko-kwaśnej potrawy w Chinach, włoskiej pizzy czy argentyńskiego steka. Zdecydował się na wyjazd tam, gdzie inni bali się postawić stopę albo po prostu nie dostawali takiej propozycji. Przez wiele lat grał na międzynarodowym poziomie, dlatego ma prawo wyrazić swoją opinię na temat występów młodszych lub starszych kolegów-siatkarzy.
W★★★
iele lat temu Bartman i Kubiak byli przyjaciółmi, którzy dobrze radzili sobie na piasku, marząc jednocześnie o wielkiej karierze w hali. Ta zażyłość przerodziła się jednak w gigantyczny konflikt i dzisiaj ludzie, którzy stają w obronie byłego kapitana reprezentacji Polski,
używają tego faktu jako argumentu: „Zibi” atakuje „Kubiego”, bo go nie lubi. Na pytanie, czy Bartman był zdziwiony, gdy zobaczył listę powołanych, odpowiedział, że nie. Liczył właśnie na to, że nie znajdzie na niej ani Kubiaka, ani grupy trzymającej dotąd władzę, bo dla nich czas w reprezentacji Polski już dawno się skończył. Po występach Biało-czerwonych w igrzyskach olimpijskich w Tokio środowisko tylko przebąkiwało, że kadra pod wodzą Kubiaka zabrnęła w ślepą uliczkę. To właśnie on na ostatnim etapie współpracy z Vitalem Heynenem potrafił sam dokonywać zmian, ściągając lub wprowadzając siebie na boisko. Ludzie ponadprzeciętni, a takim był właśnie były kapitan kadry, czasami są trudni w prowadzeniu, a ich charyzma może okazać się destrukcyjna. Michał jest wielkim siatkarzem i na zawsze nim pozostanie, bo zdobył wiele medali dla Polski. Jednak zachowanie trenera Nikoli Grbicia, czyli odsunięcie od składu kilku kluczowych graczy jest naturalną platformą do tego, aby to Leon nadawał ton i tempo gry naszej reprezentacji. Również zmiana rozgrywającego, który jest najważniejszym zawodnikiem na boisku, jest zawsze obarczona sporym ryzykiem. Jednak transfer Marcina Janusza z Trefla Gdańsk do ZAKS-Y Kędzierzyn-koźle był trafiony. Janusz nie tylko potrafił się dostosować, ale także dodać wiele jakości sportowej do najlepszej klubowej drużyny Europy. Jego zachowanie pozwala mi wyobrazić sobie kadrę Polski bez Fabiana Drzyzgi, który chwilę po tym, jak Paweł Zagumny powiedział „pas”, stał się murowaną jedynką na pozycji rozgrywającego.
K★★★
ażda historia ma kiedyś swój początek. Do reprezentacji nie powołujesz się sam, tylko czekasz na decyzję selekcjonera. W wieku 19–22 lat po dobrze rozegranym sezonie przebierasz nogami, czekając na to, aby zobaczyć swoje nazwisko na liście powołanych. Nie ma wielkiej celebracji, jest tylko rodzinne święto. Wychodzisz na boisko, na którym grasz na duże bramki i albo masz predyspozycje, albo po sezonie lub dwóch cicho i grzecznie schodzisz ze sceny. Tak samo wygląda końcówka kariery. Nieliczni zawodnicy potrafili sami podjąć decyzję, mówiąc, że na 12-miesięczne granie nie mają już ani głowy, ani zdrowia, a w ich życiu pojawiły się inne priorytety. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby godzić „Zibiego” i „Kubiego”, ale nie wyobrażam sobie, że my, jako środowisko siatkarskie pozwolimy zniknąć takim postaciom. Chciałbym zobaczyć – choć może nie w jednym miejscu i nie w jednej hali, bo do tego potrzeba byłoby wielu ochroniarzy – tych reprezentantów, dzielących się opiniami z kibicami po tym, jak Biało-czerwoni będą kończyli udział w kolejnych siatkarskich imprezach. Widziałbym to w formie jasnego przekazu: nie każdy turniej, na który pojedziemy będzie tym, z którego przywieziemy złoty medal. Zbyszek i Michał szczególnie zasłużyli na takie wyróżnienie, bo wprowadzą wiele świeżości w opiniotwórczy świat. Takie spojrzenia są też bardzo ciekawe i na bazie tego można dowiedzieć się wielu niuansów.
★★★
Teraz piłka jest po stronie środowiska dziennikarskiego, aby wyłapywać właśnie takich ludzi i słuchać tego, co mają do powiedzenia. Czy będą się kłócić, czy godzić? Mam nadzieję tylko, że nie będą siebie nawzajem umniejszać. W olimpijskiej drodze wszyscy jesteśmy równi i to bez względu na to, kto pojechał na igrzyska. Bo jak na razie rywalizacja dla polskich siatkarzy zawsze kończy się w tej najważniejsze imprezie na ćwierćfinale.