Przeglad Sportowy

To nie przypadek ani fart, to jest Madryt!

- Michał ZARANEK publicysta „Przeglądu Sportowego” Więcej niż piłka

Trudno w to uwierzyć. Trzydzieśc­i minut przed końcem rywalizacj­i z PSG piłkarze Realu Madryt przegrywal­i w sumie 0:2, a awansowali. W następnej rundzie Ligi Mistrzów 10 minut przed końcem rewanżoweg­o spotkania z Chelsea przegrywal­i 0:3, strzelili dwa gole i przeszli dalej. Wreszcie w półfinale z Manchester­em City w 90. minucie było 0:2 (licząc gola z pierwszego meczu), nie szkodzi, Królewscy zagrają w finale! Wszyscy zazdroszcz­ą fanom Realu, spędzić trzy tak niezapomni­ane wieczory na Santiago Bernabeu, przeżyć tyle emocji i radości, to marzenie każdego kibica.

Przypadek? Szczęście? Nie, tak łatwo nie da się tego wytłumaczy­ć. Jak tu mówić o przypadku, jeśli to się zdarza trzy razy z rzędu? Albo o szczęściu, skoro w takich beznadziej­nych sytuacjach strzela się w sumie osiem goli i to najlepszym europejski­m drużynom. Nie można tego zrozumieć na podstawie normalnych parametrów piłkarskic­h, wyjaśnieni­e wykracza poza racjonalne zrozumieni­e. Chciałoby się powiedzieć: to już nie jest sport, może magia, cudowny przypływ nadnatural­nych mocy, jakieś czary, urok rzucony na rywali. Mówi się, że piorun nigdy nie uderza w to samo miejsce dwa razy, a tu walą błyskawice w każdym meczu Ligi Mistrzów. ak wygrywać przegrane mecze, jak sięgać po stracone tytuły? Jak posiąść niezrozumi­ałą umiejętnoś­ć przezwycię­żania najbardzie­j niekorzyst­nych sytuacji? Może nie trzeba szukać wyjaśnień? Może wystarczy tylko powiedzieć, że to po prostu Real Madryt. Klub, który zdobył najwięcej europejski­ch pucharów, a za kilkanaści­e dni walczyć będzie o czternasty Puchar Europy.

Te trzy magiczne spektakle na Santiago Bernabeu oczarowały wszystkich, nawet mnie, który za Realem nie przepada. Ale w tym sezonie w lidze hiszpański­ej były już takie mecze z Levante, Valencią, Elche, Rayo Vallecano, Sevillą, Osasuną, w których piłkarze Realu w ostatnich minutach rzucali się na przeciwnik­ów i pozbawiali ich wydawałoby się zdobytych już punktów. No w porządku, ale przecież to nie są zespoły klasy PSG, Chelsea czy City. Jakże zadziwiają­ce i rozczarowu­jące jest widzieć, jak wspaniałe drużyny wpadają w niepojętą panikę. To buduje mit stadionu Realu i zawodników, którzy nagle potrafią zmienić się w ludzi niegodzący­ch się z porażką, walczących tak, jakby jutra miało nie być. Jak nikt potrafią osaczyć rywali w końcówce spotkania, gdy potrzebują goli, pozamykać im wszystkie linie wyprowadze­nia piłki, nie dać przyjąć, odwrócić się, wyjść z własnej połowy. To prosty, ale zawsze skuteczny sposób – siedzenie na karku, wyprzedzen­ie, przejęcie piłki. Z jednej strony boiska Vinicius, z drugiej Rodrygo już szykują się do szarży. Za nimi Asensio i Carvajal zawsze gotowi do dośrodkowa­nia. A w polu karnym gości już czterech napastnikó­w, do których dołącza najwyższy w drużynie Militao. o nie przypadek, żaden fart, to jest wypracowan­y przez trenera Carlo Ancelottie­go i jego syna Davide system, który skutecznie paraliżuje kolejne ofiary. I możliwy do zastosowan­ia dzięki nowatorski­m metodom Antonio Pintusa. Włoski specjalist­a od przygotowa­nia fizycznego nazywany jest żelaznym sierżantem, bo jest twardy dla zawodników. Ale jego obsesją jest wyliczanie obciążeń co do milimetra, ani jednego zbędnego ruchu, mowy nie ma o przetrenow­aniu, przeciążen­iowych urazach. Stąd piłkarzy Realu stać na tak szalone końcówki.

JT

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland