Nagle zaczęli walczyć ZAGŁĘBIE LUBIN
Raków stracił szanse na mistrzostwo, bo nie potrafił złamać wyjątkowo zaciętego oporu Zagłębia.
Takiego Zagłębia Lubin jak w wygranym meczu z Rakowem (1:0) w tym sezonie jeszcze nie widzieliśmy. W ogóle w końcówce rozgrywek Miedziowi wrzucili wyższy bieg po serii nieudanych spotkań. W nich lubińska drużyna jeśli nawet zdobywała punkty, to raziła apatią. Do tej pory Zagłębie było jak rozklekotany ciągnik starej daty, który jakimś cudem znalazł się na trasie szybkiego ruchu, a teraz śmiga niczym rajdówka z podrasowanym silnikiem. Nawet jeśli technicznymi umiejętnościami odstaje od rywala, umie mu się przeciwstawić twardą grą, w której nie uznaje żadnych kompromisów.
Nie ulega wątpliwości, że tak zmotywowany i skonsolidowany zespół jest w stanie odbierać punkty każdemu przeciwnikowi w Polsce. W Lubinie żartują, że Lech powinien się podwójnie cieszyć, iż w przedostatniej kolejce zapewnił sobie tytuł, a Zagłębie utrzymanie, bo w przeciwnym razie w najbliższą sobotę Miedziowi przy Bułgarskiej mogliby totalnie popsuć gospodarzom planowane święto. A tak, 21 maja w Poznaniu odbędzie się „mecz przyjaźni” (kibice obydwu klubów żyją w dobrych relacjach), którego wynik nie będzie już miał istotnego znaczenia oprócz tego, że lubinianie w tabeli wciąż mogą zająć wyższą lokatę i zarobić dodatkowe kilkaset tysięcy złotych.
Trochę spokoju
Natomiast w minioną sobotę w Lubinie gra toczyła się o ciężkie miliony, które mógł zgarnąć Raków, zdobywając w tym sezonie mistrzostwo, i mogło stracić Zagłębie, spadając z ekstraklasy. Nie wydarzy się żaden z tych scenariuszy, co oczywiście wywołało euforię wśród gospodarzy. Chwila była tak podniosła, że na pomeczowej konferencji prasowej zwycięzców reprezentował nie tylko jak zwykle trener Piotr Stokowiec, lecz także szef pionu sportowego Piotr Burlikowski. Obaj po latach znowu zostali sprowadzeni do Zagłębia, by odbudować jego markę z niespecjalnie odległych czasów, kiedy zespół był na ligowym podium i nieźle prezentował się w kwalifikacjach do Ligi Europy. Ważni współautorzy tamtego sukcesu na razie zderzyli się z brutalną rzeczywistością i w dramatycznych okolicznościach musieli ratować dla Lubina ekstraklasę. Teraz są przekonani, że będzie już łatwiej, bo wreszcie jest trochę czasu, 1:0 Chodyna 90+5 (z karnego).