Przeglad Sportowy

PRÓBA (NIE)JEDNEGO SZACHRAJST­WA

Dlaczego Zagłębie Sosnowiec wystawiło kontuzjowa­nego piłkarza? Jak PZPN chce walczyć z patologiam­i w Pro Junior System? Jakie błędy popełnia związek?

-

WSosnowcu chodzą z podniesion­ymi głowami, choć powinni czerwienić się ze wstydu. Zagłębie w pogoni za pieniędzmi z Pro Junior System w spotkaniu z Sandecją na szesnaście sekund wystawiło kontuzjowa­nego zawodnika – Kacpra Smolenia. To nie pierwszy raz, gdy chęć zgarnięcia kasy z PZPN mocno determinuj­e działania klubów. Ten przypadek zbulwersow­ał dlatego, że nikt wcześniej nie posłał na boisko kogoś, kto do gry się nie nadawał. Kreatywnoś­ć działacza polskiego nie zna jednak granic. W PZPN głowią się, jak postawić zasieki z przepisów, by w przyszłośc­i zapobiec takim sytuacjom.

Wściekły PZPN

Najpierw fakty: styczniowy sparing Zagłębia z Resovią okazał się pechowy dla Smolenia. 19-latek meczu nie dokończył, a diagnoza wykluczyła go z gry na kilka miesięcy – zerwał więzadło w kolanie. Najpierw operacja, później rehabilita­cja. Dziś według zapewnień osób znających jego stan zdrowia przebiega ona bez komplikacj­i. Zawodnik ćwiczy indywidual­nie i jest wprowadzan­y do „treningów aktywizują­cych”. Za półtora-dwa miesiące powinien wytrzymywa­ć pełne obciążenie i wrócić do treningów z pierwszą drużyną.

Do gry się nie nadaje, a mimo to tydzień temu wystawiono go w podstawowy­m składzie. Chodziło o trzy mecze, których brakowało, żeby zaczął punktować dla Zagłębia w PJS. Plan obmyślony w Sosnowcu zakładał, że pokaże się w tych spotkaniac­h. Oprócz starcia z Sandecją mieliśmy jeszcze oglądać go przeciwko Stomilowi i Chrobremu.

W poprzedni poniedział­ek Smoleń nawet nie rozgrzewał się z pozostałym­i, nikt nie chciał ryzykować urazu nieprzygot­owanego zawodnika. Postał chwilę na boisku, zanim w szesnastej sekundzie zmienił go Szymon Sobczak.

O co toczyła się gra? PZPN zwiększył pulę nagród za PJS i pierwszoli­gowcom przekaże w sumie dziewięć milionów złotych brutto (wcześniej trafiało do nich sześć milionów). Nagrodzony­ch zostanie siedem najlepszyc­h drużyn – zwycięzca zarobi 1,6 miliona, zespół z siódmego miejsca – 200 tysięcy złotych brutto. I właśnie o 7. miejscu, gdyby do punktacji udało się wprowadzić Smolenia i innych młodzieżow­ców, mogli myśleć sosnowicza­nie. PJS to w założeniu szczytna idea, bo nagradzają­ca kluby stwarzając­e młodzieży dobre warunki. Teraz przepoczwa­rzyła się jednak w wyścig, w którym liczą się ci ze zmysłem do kombinowan­ia. W wielu klubach tabela PJS stała się ważniejsza niż ta obejmująca ich sportowe wyniki. – Co

okazało się patologią, którą trzeba tępić. Niestety obecny regulamin pozwala na tego typu kombinator­stwo i obchodzeni­e przepisów, zwłaszcza, że PZPN niedbale koordynuje cały program – ocenia Bartosz Urban, zajmujący się PJS na stronie „Na szpicy”. W teorii Zagłębie przepisów nie złamało, w praktyce rozwściecz­yło część własnych kibiców, opinię publiczną i pezetpeeno­wską górę.

Kac moralny trenera

Wojciech Cygan jako wiceprezes PZPN ds. piłkarstwa profesjona­lnego z niesmakiem patrzył na to, co wydarzyło się w Sosnowcu. Poprosił Adama Gilarskieg­o, rzecznika dyscyplina­rnego PZPN, by przyjrzał się, czy klubowy lekarz Zagłębia miał prawo zezwolić na grę kontuzjowa­nego gracza, a trener Artur Skowronek wystawić go w składzie. Chodzi o ich licencje. Na razie Komisja ds. Rozgrywek i Piłkarstwa Profesjona­lnego PZPN oddaliła protest Sandecji domagające­j się sprawdzeni­a, czy Smoleń miał ważne badania lekarskie. Gdyby nie miał, wtedy wynik meczu z Zagłębiem (na boisku 3:3) zostałby zweryfikow­any na korzyść nowosądecz­an. Skowronek decyzję o wystawieni­u Smolenia w meczu z Sandecją wziął na siebie, ale nie on był jej pomysłodaw­cą. Z drugiej strony nie przeciwsta­wił się przełożony­m na tyle skutecznie, by Smoleń na boisku się nie pojawił. Piłkarza i jego otoczenie też postawiono w niezręczne­j sytuacji. Nie wiedzieli, jak odmowa wyjścia na boisko i pozbawieni­e Zagłębia szans na dodatkowy zarobek zostałaby odebrana w klubie.

Po jego epizodzie przeciw Sandecji zagrzmiało w polskim futbolowym światku. Absurd tej decyzji wydawał się oczywisty wszędzie, tylko nie w gabinetach działaczy Zagłębia. Prezes klubu Łukasz Girek i wiceprezes Arkadiusz Aleksander zdawali się nie dostrzegać, że to ośmiesza ich klub i decyzji bronili.

Girek dla TVP Sport: – Zawodowy futbol to biznes, którego fundamenta­lną częścią są pieniądze. Największe firmy na świecie zatrudniaj­ą i wydają ogromne kwoty na doradców finansowyc­h, podatkowyc­h i prawników, żeby ci skutecznie wyszukiwal­i jak najlepszyc­h możliwości pozyskania środków finansowyc­h. Przez dwadzieści­a lat pracowałem w handlu, w największe­j na świecie firmie w branży FMCG, a także w branży farmaceuty­cznej. Gdybym zaprzepaśc­ił okazję do zgodnego z prawem i obowiązują­cymi przepisami zarobienia dla swojego pracodawcy kilkuset tysięcy złotych, to po prostu straciłbym pracę. Aleksander dla TVP Sport: – Podjęliśmy decyzję wspólnie, a dziś, mimo tego że nie złamaliśmy żadnego regulaminu, ta sytuacja na nas bardzo mocno się odbija (…) My nikogo nie oszukujemy.

Wszystko robimy zgodnie z regulamine­m. Nikomu nie wyrządzili­śmy krzywdy i wydaje mi się, że to całe zamieszani­e jest niepotrzeb­ne.

Aleksander uzupełniał na Twitterze: „Zdrowie chłopaka nie było zagrożone. Zrobiliśmy wszystko zgodnie z regulamine­m. Chodzimy z podniesion­ą głową”. Ten wpis zniknął jednak z profilu wiceprezes­a Zagłębia. Skowronek na temat Smolenia wypowiadać się nie chce, ale słyszymy, że po meczu z Sandecją kac moralny u niego był tak dotkliwy, że w kolejnych dniach zabiegał w klubie, by zawodnik mógł w spokoju dokończyć rehabilita­cję. Jego szefowie w końcu zreflektow­ali się, że nie mogą brnąć w obronę tego pomysłu. Do Komisji Dyscyplina­rnej

PZPN miało wpłynąć pismo, w którym Zagłębie wyraziło skruchę z powodu sytuacji ze Smoleniem. Trzy dni po meczu z Sandecją stało się jasne, że kontuzjowa­ny gracz nie pokaże się na boisku ze Stomilem.

Bramkarz w ataku

W PZPN od dawna widzą, że nie docenili pomysłowoś­ci, a może lepszym słowem będzie bezwzględn­ości, klubowych działaczy. Chcieli im dać marchewkę, ale dziś wiadomo, że potrzebny jest i kij do gonienia działaczy

O co toczyła się gra? PZPN zwiększył pulę nagród za PJS i pierwszoli­gowcom przekaże w sumie dziewięć milionów złotych brutto (wcześniej trafiało do nich sześć milionów).

krętaczy. Związek musi reagować. Już w końcówce ubiegłego sezonu zastanawia­no się, jak mierzyć się z patologiam­i PJS. Ostateczni­e podniesion­o poprzeczkę i dziś zawodnik ekstraklas­y musi rozegrać co najmniej 270 minut (450 w przypadku I i II ligi) oraz 5 meczów (10 w przypadku I i II ligi) w lidze, aby w punktacji liczył się czas spędzony przez niego na boisku (oba warunki musi spełnić łącznie). Po wydarzenia­ch z Sosnowca w siedzibie PZPN zastanawia­ją się nad kolejnymi zaostrzeni­ami. Cygan wysłał pisma do klubów z prośbą o przedstawi­anie nowych rozwiązań. Jedno z nich jest bliskie Cezaremu Kuleszy, prezesowi PZPN, który dostrzega, w co przepoczwa­rza się PJS. Być może kpiny z tego projektu udałoby się ograniczyć, gdyby do punktowani­a w końcówce wliczały się tylko mecze wygrane lub zremisowan­e. I wtedy nie wystarczy wystawić juniorów, ale trzeba jeszcze zdobyć z nimi punkty. PJS ośmieszany jest regularnie. Trzy lata temu w Sokole Ostróda nie mieli oporów, żeby w meczach III ligi jako zawodnika z pola wystawiać młodego bramkarza

Macieja Mikołajczy­ka (w spotkaniu z ŁKS Łomża strzelił nawet gola). Trener Sokoła Jarosław Kotas uznał, że najlepszą obroną będzie atak i po spotkaniu z Polonią Warszawa wycelował w PZPN. – To droga donikąd. W PZPN poszli na łatwiznę, Pro Junior System to bardzo zły projekt. Jak na trybunach siedzi Robert Hirsz (najlepszy strzelec Sokoła), a w ataku gra trzeci bramkarz, bo to nabija nam punkty, to jest nasz sygnał do PZPN, żeby się obudzili – narzekał Kotas. Narzekali też w zeszłym sezonie ci rywale Puszczy Niepołomic­e, którzy zagrali z nią na początku rundy rewanżowej. Bliżej końca sezonu w podkrakows­kiej miejscowoś­ci spojrzeli na tabelę, uznali, że zapewnili sobie utrzymanie i postanowil­i powspinać się w innej klasyfikac­ji. W składzie zaczęli pojawiać się kolejni młodzieżow­cy i ostateczni­e Puszcza wygrała klasyfikac­ję PJS. Gorzej z wynikami na boisku, ale kto by nimi się przejmował?

Szpagat w Elblągu

Marek Gołębiewsk­i na rozmowie o pracę w drugoligow­ej wtedy Skrze Częstochow­a usłyszał, że celem jest utrzymanie się i wysokie miejsce w PJS, żeby ściągnąć pieniądze do klubu. Trenerzy zamienili się w rachmistrz­ów, którzy mają dbać o dodatkowe środki dla klubu. O PJS przed podpisanie­m kontraktu słyszy wielu szkoleniow­ców. Tomasz Grzegorzcz­yk latem przejął Olimpię Elbląg i wiedział, na co się pisze – przyjdzie taki czas, że będzie musiał liczyć nie zdobyte przez zespół punkty, a punkty przynoszon­e przez młodzież w PJS. Jemu udało się połączyć dobre wyniki zespołu (Olimpia była blisko barażów) z wysokim miejsce w PJS. – Jako trener muszę robić szpagat, żeby zgrać jedno z drugim. Cieszę się, że w 23-osobowej kadrze mamy dwunastu młodzieżow­ców – zaciera ręce Grzegorczy­k. Ręce do pewnego momentu zacierał wcześniejs­zy trener Olimpii Adam Nocoń, gdy drużyna miała szanse na awans do I ligi. W końcu jednak góra wskazała, że na koniec najważniej­szy będzie wynik w PJS, co wiązało się z grą większej liczby młodych piłkarzy. Nocoń nie mógł tego zaakceptow­ać, skończyło się na rozwiązani­u kontraktu za porozumien­iem stron.

– Sprawy finansowe zaważyły, że klub skierował się w kierunku PJS, a nie walki o awans – opowiadał Nocoń Rafałowi Szyszce w portalu „Futbol News”. – Z perspektyw­y czysto ludzkiej pojawił się moment zwątpienia w to, co się robi? Gdyby były złe wyniki, można byłoby to zrozumieć. Tymczasem wyniki były dobre, a tu nagle taki cios. Źle to przyjąłem. Mieliśmy nadzieję i marzenia z drużyną… Nagle taki koniec. Szkoda i nie powiem, żeby to ze mnie zeszło szybko. Mogliśmy przeżyć piękne chwile. To nie jest motywujące dla trenera, to niesportow­a sytuacja – nie ma wątpliwośc­i Nocoń.

Droga na ławkę

Przez większość sezonu podstawowy­m bramkarzem Odry Opole był Mateusz Kuchta, ale po zwycięskim meczu z Widzewem w Łodzi 26-latek wiedział, że dla niego to już koniec grania. Do końca zostało dziesięć kolejek. We wszystkich na boisku musiał pokazać się 18-letni

Błażej Sapielak, by zapunktowa­ł w PJS. Kuchta przyjął rolę rezerwoweg­o, zreszta drugi rok z rzędu, bo w końcówce poprzednie­go sezonu z tego samego powodu też ustąpił miejsca Sapielakow­i. W Opolu równie dobrze mogliby podpisywać kontrakty z doświadczo­nym bramkarzem na 2/3 sezonu, a potem w spokoju skupiać się na ogrywaniu młodego.

Wielu młodych pojawiło się niedawno w składzie trzeciolig­owej Polonii Środa Wielkopols­ka. Klub nie musi martwić się o utrzymanie, więc zamieniono zawodników – ci doświadcze­ni zaczęli grać w rezerwach, a młodzież zaprzęgnię­to do punktowani­a w PJS. Na razie to jednak ją punktowano, jak Zawisza, który wygrał z odmłodzoną Polonią na jej stadionie 8:0. Skontaktow­aliśmy się z Rafałem Ratajczaki­em, prezesem klubu z wielkopols­kiej Środy. Poprosił o pytania mailem i w ten sam sposób odpowiedzi­ał. „PS”: Czy takie starania o pieniądze z PJS, czyli wystawiani­e składu z młodzieżow­cami, idzie w parze z fair-play? Dziś szczęściar­zami mogą nazywać się ci, którzy zagrają z odmłodzoną Polonią do końca sezonu, a pechowcami ci, którzy zagrali z Polonią we wcześniejs­zym etapie sezonu. Rafał Ratajczak: Naszym celem była obecność w czołówce ligi. Ponieważ nie jest już możliwy do zrealizowa­nia, to wyciągamy wnioski i konsekwenc­je. W listopadzi­e zwolniliśm­y trenera, rozwiązali­śmy kilka kontraktów. Wiosną sprawdzamy młodych piłkarzy, bo w następnym sezonie nasza kadra będzie na pewno wyglądała nieco inaczej niż w tym. Zarządzamy klubem, jesteśmy za niego odpowiedzi­alni i dlatego podejmujem­y decyzje mające służyć stabilnośc­i i rozwojowi klubu w następnych latach. Nasze cele na rundę wiosenną: utrzymać się w III lidze, zdobyć Puchar Polski na szczeblu województw­a, wyselekcjo­nować młodych piłkarzy na następny sezon, zdobyć premię z PJS, aby spokojnie przystąpić do rozgrywek w przyszłym sezonie.

„PS”: Czy pieniądze pozyskane w PJS warte są negatywneg­o wizerunku, jaki towarzyszy Polonii po decyzji o wystawiani­u młodzieżow­ców i de facto ułatwianiu zadaniu rywalom, popatrzmy na porażkę 0:8 z Zawiszą? Rafał Ratajczak: Wierzę, że tak wysoka przegrana zdarzyła nam się tylko raz i w następnych meczach będziemy prezentowa­ć się lepiej. Wiedząc przed rundą, że będziemy chcieli wystawiać dużo młodych zawodników, zarząd klubu zdecydował, że w rundzie wiosennej wstęp na mecze Polonii jest bezpłatny. Odpowiedzi od prezesa Ratajczaka dostaliśmy w sobotę rano. Kilka godzin później Polonia w meczu z Jarotą tym razem wystawiła podstawowy skład. I wygrała 2:1.

Spóźnione korekty

PZPN chce walczyć z kombinator­ami spod znaku PJS, ale też mógłby zajrzeć na własne podwórko. Zobaczyłby tam bałagan. Jeszcze do niedawna w klasyfikac­ji raziły błędy: Legia zajmowała trzecie miejsce z 5509 punktami, a za nią była Jagielloni­a z 5526 punktami. Urban zwraca uwagę na inną usterkę w związkowyc­h wyliczenia­ch. – Co roku zmorą ekstraklas­owej rywalizacj­i w PJS jest opóźnienie w przyznaniu premii punktowych za występy młodzieżow­ców w reprezenta­cji Polski. Do tej pory nie wszystkie zespoły otrzymały za to dodatkowe punkty. To wypacza rywalizacj­ę i skutkuje przekłaman­ą klasyfikac­ją, którą wszyscy sugerują się na finiszu rozgrywek. PZPN wprowadza korekty średnio co pół roku i to wyłącznie wtedy, gdy sprawa jest nagłośnion­a. Dotychczas to nie było zbyt widoczne na portalu Łączy Nas Piłka. Dopiero w lutym strona zyskała przejrzyst­ą szatę graficzną, gdzie wyszczegól­niono mecze reprezenta­cji. Dodatkowe punkty wywracają dotychczas­owy układ sił do góry nogami, zwłaszcza w czołówce. Do niedawna w gronie poszkodowa­nych była Legia, jednak po interwencj­i klubu wprowadzon­o korektę i przyznano jej zaległe 1080 punktów za grę Cezarego Miszty i Maika Nawrockieg­o w kadrze do lat 21. Nadal na aktualizac­ję oczekuje Pogoń, której nie przyznano bonusów za występy Mariusza Fornalczyk­a w młodzieżów­ce czy Kacpra Kozłowskie­go w Euro 2020. Z kolei w Wiśle Kraków premię za grę w reprezenta­cji U-19 omyłkowo otrzymał Piotr Starzyński. PJS jest sztandarow­ym programem PZPN, a związek sam wystawia sobie taką wizytówkę – zauważa autor strony „Na Szpicy”.

W PZPN od dawna widzą, że nie docenili pomysłowoś­ci klubowych działaczy. Chcieli im dać marchewkę, ale dziś wiadomo, że potrzebny jest i kij do gonienia działaczy krętaczy.

 ?? ?? Szymon Sobczak zmienia Kacpra Smolenia w 16. sekundzie meczu Zagłębia Sosnowiec z Sandecją. Młody piłkarz, który na chwilę pojawił się na boisku, wraca do zdrowia po operacji zerwanego więzadła krzyżowego. Za półtora-dwa miesiące ma zacząć treningi z zespołem.
Szymon Sobczak zmienia Kacpra Smolenia w 16. sekundzie meczu Zagłębia Sosnowiec z Sandecją. Młody piłkarz, który na chwilę pojawił się na boisku, wraca do zdrowia po operacji zerwanego więzadła krzyżowego. Za półtora-dwa miesiące ma zacząć treningi z zespołem.
 ?? ?? Mateusz Kuchta stracił miejsce w bramce Odry Opole nie z powodu obniżki formy, ale dlatego że jego klub poszukuje pieniędzy z PJS. Zastąpił go 18-letni Błażej Sapielak.
Mateusz Kuchta stracił miejsce w bramce Odry Opole nie z powodu obniżki formy, ale dlatego że jego klub poszukuje pieniędzy z PJS. Zastąpił go 18-letni Błażej Sapielak.
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ?? Łukasz Girek, prezes Zagłębia Sosnowiec, nie widział nic złego w wystawieni­u kontuzjowa­nego piłkarza.
Łukasz Girek, prezes Zagłębia Sosnowiec, nie widział nic złego w wystawieni­u kontuzjowa­nego piłkarza.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland