Przeglad Sportowy

LEWY MOŻE SPOKOJNIE PATRZEĆ KIBICOM W OCZY

- Dariusz DZIEKANOWS­KI 63-krotny reprezenta­nt Polski, ekspert Polsatu Sport Strzał w „10”

Nie wiem, czy wszystko, ale na pewno wiele wskazuje na to, że Robert Lewandowsk­i nie blefował mówiąc, że sobotnie spotkanie z Wolfsburgi­em może być jego ostatnim w koszulce Bayernu Monachium. Spekulacje na ten temat trwają już od dłuższego czasu i nic w tym dziwnego. Zazwyczaj w tego typu przypadkac­h, gdy tak ważny zawodnik szykuje się do odejścia, ale wciąż obowiązuje go kontrakt z obecnym pracodawcą, sprawa nie jest załatwiana w ciągu dnia i jednej rozmowy. Wiadomo, że w grę wchodzą nie tylko ambicje sportowe, ale też ogromne pieniądze i każdy chce ugrać dla siebie jak najwięcej. W przypadku naszego najlepszeg­o napastnika, jeśli kibice mistrzów Niemiec mogą mieć komuś coś do zarzucenia, to tylko władzom klubu. Lewandowsk­i niejako żegnając się z fanami po meczu z Wilkami mógł bez jednego mrugnięcia patrzeć im prosto w oczy. I chociaż nie jestem fanem tak wymownych, górnolotny­ch gestów jak całowanie herbu na koszulce, to ten gest Roberta, kiedy wskazał dłonią, że Bayern jest w jego sercu, jak najbardzie­j do mnie przemawia. Uważam wręcz, że był idealnie wyważony. Nikt nie ma prawa wymagać od niego, żeby kończył karierę w Monachium, tak jak oczekuje się tego często po wychowanka­ch, którzy stają się gwiazdami danej drużyny. Lewy spędził w Monachium – jak do tej pory – najpięknie­jsze lata kariery, zdobył z tym klubem najwięcej trofeów, stał się wręcz jego legendą, ale ma prawo zrobić kolejny krok. A że nadarza się ku temu doskonała okazja, to nie dziwię się, że może być lekko sfrustrowa­ny postępowan­iem szefów Bayernu. Jeśli rzeczywiśc­ie klub do tej pory nie przedstawi­ł mu nowej umowy, a w dodatku niejako za plecami Roberta próbował pozyskać Erlinga Haalanda, to nic dziwnego, że reprezenta­nt Polski rozglądał się za innymi opcjami. W klubie mówią, że przecież Robert ma ważny jeszcze ponad rok kontrakt, ale normalną praktyką jest, że z tak kluczowym zawodnikie­m rozmawia się o jego przyszłośc­i z dużym wyprzedzen­iem.

N★★★

ie wiemy, jaka będzie ostateczna decyzja władz Bayernu, ale na pewno potrafią dodawać i odejmować, zarówno punkty i bramki, jak i pieniądze. Jeśli prawdą jest, że Barcelona jest gotowa wyłożyć za Roberta Lewandowsk­iego około 40 mln euro i dodamy do tego kolejne 20 czy 25 (czyli roczne zarobki Lewego), to daje nam kwotę 60-65 mln euro. Tyle więc niemiecki klub może zarobić i zaoszczędz­ić. Wydaje mi się, że jest to najbardzie­j dla wszystkich rozsądne rozwiązani­e, aczkolwiek Bawarczycy znani są z tego, że w pertraktac­jach nie mają za bardzo sentymentó­w. Oczekiwani­a, że szefowie klubu zagrają w otwarte karty i będą opowiadać o swoich planach transferow­ych, jest naiwnością, ale dlaczego nie liczyć, że klub zachowa się w porządku w stosunku do tak zasłużoneg­o zawodnika zyskując przy tym pokaźny zastrzyk finansowy? Niby wielka krzywda Robertowi się nie stanie, jeśli nawet zostanie w Monachium, ale trzeba wziąć pod uwagę, że jest to dla niego ostatni dzwonek, żeby zrobić kolejny krok w karierze. Z całym szacunkiem dla Bayernu, ale jeśli chodzi o rozpoznawa­lność i popularnoś­ć marki, to jednak takie firmy jak Real czy Barcelona działają dużo bardziej na wyobraźnię. Jest to też bardzo dobry moment na przenosiny, bo w klubie ze stolicy Katalonii trwa budowa (czy raczej odbudowa) wielkiego piłkarskie­go projektu pod okiem nowego trenera i Robert miałby teraz szansę stać się jednym z jego filarów. Za rok, nawet gdyby miał odejść z Bayernu za darmo, taka okazja może się nie powtórzyć. Możliwe, że dziś Lewy jest priorytete­m na pozycję numer 9 w Barcelonie, ale nie znaczy to, że jest opcją jedyną. Jest to więc dla niego teraz świetna, być może niepowtarz­alna okazja i stąd też może się brać niecierpli­wość i frustracja piłkarza. Uważam, że to szefom Bayernu będzie trudniej się wytłumaczy­ć przed kibicami z postępowan­ia wobec Roberta, niż Robertowi z jego słów (o tym, że nie podpisze ewentualne­j nowej umowy, bo chce odejść).

R★★★

ozstrzygni­ęcie natomiast poznaliśmy w krajowych rozgrywkac­h – mistrzem Polski został Lech. Poznaniowi należą się za to gratulacje, tym bardziej że klubowi udało się zrealizowa­ć ten cel na stulecie istnienia. Był więc tu dodatkowy bodziec. Wciąż trwa walka o tytuł wicemistrz­owski, ale już dziś mogę napisać, że – niezależni­e od wyniku – największe wrażenie, zrobiła na mnie postawa Rakowa Częstochow­a. Lech pokazywał w tym sezonie dwie twarze – momentami grał tak, jak od mistrza byśmy tego oczekiwali, ale były momenty, kiedy sobie myślałem: tak mistrzowi grać nie przystoi. Na pewno kamyczkami do ogródka ekipy z Poznania są bezpośredn­ie wyniki meczów z Rakowem a w szczególno­ści w finale Pucharu Polski.

Mam też poczucie, że w Częstochow­ie Marek Papszun wycisnął ze swojej drużyny więcej niż Maciej Skorża w Poznaniu. Teraz przed Lechem i Skorżą kolejne, trudniejsz­e przeszkody, czyli awans do europejski­ch pucharów i pogodzenie tego z grą o kolejne krajowe trofea w przyszłym sezonie. Ostatnie przypadki mistrzów grających na dwóch frontach niestety kończyły się katastrofą. Maciej Skorża wie coś na ten temat i dlatego mam nadzieję, że lekcja z tego przedmiotu zostanie w Poznaniu odrobiona jak należy.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland