ZAKOCHANA W R
Iga Świątek obroniła tytuł na Foro Italico i wygrała już piąty turniej z rzędu. Zwyciężyła w ostatnich 28 spotkaniach! A za chwilę French Open...
Gdyby Woody Allen niespodziewanie zdecydował się nakręcić drugą część komedii romantycznej „Zakochani w Rzymie”, to chyba obok największych gwiazd światowego kina powinien w niej obsadzić także naszą tenisistkę. Obecnie nie ma drugiej osoby, która tworzyłaby z włoską stolicą tak dobraną parę. Polka właśnie zapracowała w Wiecznym Mieście na wieczną chwałę. To pierwsze miejsce, w którym dwukrotnie triumfowała w cyklu WTA. W sobotnim półfinale rozbiła Arynę Sabalenkę 6:2, 6:1, a w niedzielnym finale tylko przez moment miała kłopoty z Ons Jabeur (6:2, 6:2). Tunezyjka niedawno zwyciężyła w Madrycie, a w Rzymie zaimponowała w ćwierćfinale z Marią Sakkari, gdy odwróciła losy spotkania, choć przegrywała już 1:6, 2:5. Wydawało się, że sprytna i preferująca techniczny styl rywalka może Idze zawiesić poprzeczkę trochę wyżej niż wcześniejsze przeciwniczki. I rzeczywiście tak się stało, ale wszystkie atuty były po stronie Świątek. Zwłaszcza dynamika i precyzja.
Spontaniczna i naturalna
Zawodniczka z Raszyna klasę pokazała zwłaszcza w drugim secie. Prowadziła w nim już 4:0 i wtedy Jabeur nagle się odrodziła. Wygrała dwa gemy, a później mogła złapać kontakt, bo przy serwisie Igi miała trzy szanse na przełamanie. I wtedy zobaczyliśmy kilka spektakularnych akcji, które śmiało mogą kandydować do miana najpiękniejszych w tym roku. Większość z nich na swoją korzyść rozstrzygnęła liderka rankingu i po chwili z radości skryła twarz w dłoniach. Rozpłakała się. Widać było, że zeszło z niej ogromne ciśnienie. Ten turniej, jak każdy zresztą, kosztował ją mnóstwo nerwów, ale tradycyjnie potrafiła utrzymać je na wodzy i znów opuści Rzym z bagażem pełnym wspomnień. Nie tylko z powodu sukcesu sportowego, lecz także m.in. niespodziewanej przejażdżki hulajnogą, na którą musiała zdecydować się po jednym z meczów. Tak pokonała drogę z Foro Italico do hotelu, ponieważ chwilowo na tej trasie nie kursował turniejowy transport. W jej głowie z pewnością wciąż pobrzmiewają też słowa Rafaela Nadala, który kilka dni temu komplementował 20-latkę podczas jednej z konferencji prasowych. – Iga osiąga teraz wspaniałe rezultaty. Wygrała kilka turniejów z rzędu. Zwłaszcza zwycięstwa w Indian Wells i Miami w jednym roku to rzecz trudna do osiągnięcia, a ona tego dokonała. Cieszę się z jej wyników. To bardzo spontaniczna i naturalna dziewczyna. Dobrze,
że jest w tourze i ma takie sukcesy – stwierdził Hiszpan, który jest wielkim idolem naszej reprezentantki, utrudniającej ostatnio pracę wszystkim dziennikarzom i komentatorom. Ci kombinują na wszelkie sposoby, jak się nie powtarzać, lecz o to coraz trudniej. Przecież ile razy można pisać, że „Iga jest giga”, że jest cudowna, jedyna i niepowtarzalna. Robi się cukierkowo, ale czy może być inaczej? Warto cieszyć się tą trwającą od lutego „chwilą” i celebrować kolejne zwycięstwa zawodniczki współpracującej z trenerem Tomaszem Wiktorowskim, bo nigdy nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek coś takiego się wydarzy i jakaś Polka lub Polak tak zdominuje rywalizację w jednej z najpopularniejszych dyscyplin na świecie.
W Paryżu będzie faworytką
Już w najbliższy weekend rozpocznie się wielkoszlemowy French Open. W 2020 roku Iga w Paryżu nie miała sobie równych. Dwanaście miesięcy temu w stolicy Francji również spisywała się kapitalnie, zanim w ćwierćfinale zatrzymała ją Sakkari. Teraz przyjedzie tam jako murowana kandydatka do zwycięstwa. Presja będzie ogromna, ale rola faworytki już od dawna nie wpływa na Świątek negatywnie. Droga na szczyt prawdopodobnie w którymś momencie stanie się dla niej wyboista. Jeśli się potknie, chyba nikt nie będzie miał pretensji. A jeżeli zostanie triumfatorką, znajdziemy się w siódmym niebie, choć dla niej będzie to „dopiero”... szósty wygrany turniej z rzędu.