Ciągle zaklęta stolica
Australijczyk Max Fricke wygrał GP Polski w Warszawie. Na PGE Narodowym Polacy nie awansowali nawet do finału.
a turniej Grand Prix w stolicy polscy kibice czekali aż 1092 dni. W dwóch ostatnich sezonach zawody były odwoływane z powodu pandemii. W sobotę około 53 tysiące kibiców zasiadło na trybunach PGE Narodowego w nadziei, że będą świadkami pierwszego w historii triumfu polskiego żużlowca w GP w Warszawie. Tak się nie stało, chociaż długo zawody przebiegały wedle oczekiwanego scenariusza.
Szkolny błąd zabrał finał
W fazie zasadniczej, podobnie jak dwa tygodnie temu w Chorwacji, najlepsi okazali się Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski, na których starty polscy kibice liczyli najbardziej. Wrocławianin udział w półfinałach zapewnił sobie dopiero w piątym występie. Po bardzo ciekawej walce na dystansie ograł rywali, wywalczył awans i wprawił trybuny w euforię. W pierwszym półfinale Zmarzlik spotkał się z Frickiem, Fredrikiem Lindgrenem i Pawłem Przedpełskim. Dwukrotny mistrz świata dobrze wyjechał spod taśmy, ale na przeciwległej prostej wyprzedził go Fricke. Na kolejnych okrążeniach to Zmarzlik był jednak szybszy. Jechał tuż za plecami Australijczyka i pewnie zmierzał do finału. W pewnym momencie za bardzo zbliżył się jednak do rywala. Na wejściu w drugi łuk trzeciego okrążenia pociągnęło jego motocykl i musiał ratować się przed uderzeniem w tylne koło motocykla Fricke’a. Ten błąd bardzo drogo Polaka kosztował. Spadł za plecy Lindgrena i ponownie w Warszawie nie awansował do najważniejszej gonitwy wieczoru. – Naprawdę wszystko było dzisiaj dobrze, wszystko sprzyjało. Popełniłem jednak ewidentny, szkolny błąd na trzecim okrążeniu. Źle ustawiłem motocykl, źle wjechałem, pociągnęło mnie i skończył się półfinał – tłumaczył później Zmarzlik przed kamerami TTV.
To nie był polski wieczór
Całe polskie nadzieje skupiły się wówczas na Janowskim. Ten stoczył pasjonującą batalię o drugie miejsce w półfinale z Leonem Madsenem i Taiem Woffindenem. Ostatecznie wrocławianin dojechał do mety trzeci i trybuny PGE Narodowego posmutniały. Stało się jasne, że żaden z Polaków nie tylko nie wygra w stolicy, ale nawet nie stanie na podium. W finale na torze starli się Duńczycy. Mikkel Michelsen upadł po walce z Madsenem na wejściu w drugi łuk. Arbiter wykluczył z wyścigu tego pierwszego. W powtórce Fricke nie dał szans rywalom i wygrał drugie GP w karierze. Patryk Dudek i Maksym Drabik zakończyli udział w zawodach na fazie zasadniczej. Następny turniej za dwa tygodnie w Pradze.