Główne grzechy Wisły
W kolejnym sezonie Biała Gwiazda zagra w I lidze. Przyczyn spadku zasłużonego klubu jest co najmniej kilka.
Spadek Wisły Kraków z ekstraklasy jest bez wątpienia jednym z największych wydarzeń w naszej lidze w XXI wieku. Klub, który jeszcze kilkanaście lat temu był hegemonem na krajowym podwórku, żegna się z elitą po 26 latach. Oto główne przyczyny spadku Białej Gwiazdy.
LICZBA NIEPOPARTA JAKOŚCIĄ
W obecnym sezonie do drużyny ze stadionu przy Reymonta trafiło aż dwudziestu piłkarzy. Ostatnim, którego zakontraktowano, był Gieorgij Citaiszwili. O ile do postawy Gruzina nie można mieć zastrzeżeń, to pozostali budzą duże wątpliwości. Władze Wisły potrzebowały bramkostrzelnego napastnika, ale zamiast poszukać go w Polsce, sprowadzały posiłki z zagranicy. Pod Wawel trafili Jan Kliment, Zdenek Ondrašek i Luis Fernandez. Żaden z nich nie strzelał regularnie, a ich wspólny dorobek wynosi zaledwie siedem goli. Dla porównania tylko dwa trafienia mniej ma Yaw Yeboah, który odszedł z Wisły po rundzie jesiennej. Na jego transferze Biała Gwiazda zarobiła kilka milionów euro, jednak dziś widać, że strata tego gracza była brzemienna w skutkach. Podobnie jak Aschrafa El-mahdouiego, który dobrze regulował tempo gry w środku pola. Zawodnicy tacy jak Momo Cisse, Enis Fazlagić, Elvis Manu, Sebastian Ring czy Marek Hanousek nie dali drużynie odpowiedniej jakości, tak potrzebnej w walce o utrzymanie.
ŹLE DOBRANI TRENERZY
Przez większą część sezonu Wisłą z ławki kierował Adrian Gula. Nie trafił do Krakowa przypadkowo, bo w przeszłości osiągał duże sukcesy z MŠK Žilina, prowadził też Viktorię Pilzno. W Krakowie Słowak sobie nie poradził. Drużyna pod jego wodzą zdobywała średnio tylko 1,25 punktu na mecz i po dwóch kolejkach rundy wiosennej mu podziękowano. Jego następcą został Jerzy Brzęczek i m a ł o kto spodziewał się, że Wisła będzie grała jeszcze gorzej.
Z 13 meczów pod jego wodzą Biała
Gwiazda wygrała zaledwie jeden, do tego w kompromitującym stylu przegrała w Pucharze Polski z Iii-ligową Olimpią Grudziądz. Były selekcjoner powtarzał, że jest optymistą i wierzy w utrzymanie Wisły w ekstraklasie. Sam optymizm nie wystarczył, bo nie przyszły za nim wyniki sportowe.
REGULARNY BRAK KONCENTRACJI
By myśleć o grze w ekstraklasie w przyszłym sezonie, Wisła musiała wygrać niedzielny mecz z Radomiakiem. Ten scenariusz był realny, co pokazała pierwsza połowa. W 48. minucie Biała Gwiazda prowadziła 2:0, ale finalnie przegrała aż 2:4, tracąc aż trzy bramki w 18 minut. Nieco ponad kwadrans braku koncentracji kosztował Wisłę spadek. Co ciekawe, nie był to pierwszy raz w szkoleniowiec karierze Jerzego Brzęczka, gdy jego zespół przegrał arcyważny mecz, w którym prowadził 2:0. W sezonie 2016/17 trenowany przez niego GKS Katowice wygrywał po 18 minutach z pewnym spadku z I ligi MKS Kluczbork. Gieksie zwycięstwo potrzebne było do awansu do ekstraklasy. W dalszej części tamtego spotkania piłkarze MKS strzelili trzy gole i wygrali. Kibice w Katowicach do dziś nie wiedzą, jak do tego doszło. Mecz w Radomiu to niejedyny przypadek braku koncentracji u wiślaków. W 3. kolejce prowadzili 1:0 z Rakowem, ale przegrali 1:2, mimo że rywale od 51. minuty grali w osłabieniu. W 23. kolejce remisowali 1:1 z Legią i dali sobie strzelić gola w czwartej minucie doliczonego czasu gry. Podobnie było w 30. kolejce. Wówczas Wisła remisowała 3:3 z imienniczką z Płocka, ale w końcówce Elvis Manu zupełnie niepotrzebnie dotknął piłkę ręką i spowodował rzut karny, który wykorzystał Mateusz Szwoch. Gdyby zsumować punkty, które Biała Gwiazda straciła z powodu braku koncentracji dziś zespół nie martwiłby się spadkiem.
Z RODZINĄ NAJLEPIEJ NA ZDJĘCIU
Stare polskie powiedzenie idealnie pasuje do sytuacji w Wiśle Kraków. Jednym ze współwłaścicieli klubu jest Jakub Błaszczykowski, prezes to jego brat Dawid, a trenerem ich wujek Jerzy Brzęczek. Jeśli w firmie wszystko działa jak należy, to taki układ nie jest niczym złym. Gorzej, gdy któraś z osób zawodzi w swoich działaniach. Wtedy interweniować musi krewny, który jest zarazem przełożonym. Dla takich sytuacji nie ma dobrych rozwiązań. Zbytnie pobłażanie może skutkować dalszym pogłębieniem kryzysu, a zbyt stanowcza reakcja zepsuciem stosunków rodzinnych. Trudno więc wyobrazić sobie sytuację, by współwłaściciel Błaszczykowski stosował ultimatum w kierunku swojego brata, a on robił podobnie w kierunku swojego wuja.
BRAK DŁUGOFALOWEJ WIZJI KLUBU
Gdy na początku 2019 roku Wisła stanęła przed widmem upadku, w jej ratowanie zaangażowało się wielu ludzi. Dzięki ich wysiłkom udało się utrzymać klub na powierzchni. Jednym z tych, którzy pomagali rozwiązać sprawy pod względem prawnym był dawny właściciel Legii Bogusław Leśnodorski. W lipcu tamtego roku prezesem Wisły został związany z nim Piotr Obidziński. W kwietniu 2020 roku na stanowisku zastąpił go Dawid Błaszczykowski, który nie miał większego doświadczenia w zarządzaniu klubem sportowym. Cierpliwości zabrakło także do Tomasza Pasiecznego. Były skaut Arsenalu został zatrudniony jako dyrektor sportowy Białej Gwiazdy, ale wytrwał na tym stanowisku zaledwie kilka miesięcy. Po nich zarząd Wisły doszedł do wniosku, że taka funkcja w klubie nie jest potrzebna. – Wiadomo, kto w Wiśle podejmuje realne decyzje transferowe. Żal mi Tomka, bardzo go szanuję, ale tak to musiało się skończyć. Choć dawałem mu pół roku więcej – tak o zwolnieniu Pasiecznego w rozmowie z „PS” mówił Obidziński.