WRÓCIĆ BĘDZIE TRUDNIEJ NIŻ SIĘ UTRZYMAĆ
Spadek Wisły do pierwszej ligi boli mnie jako byłego zawodnika i kibica tego klubu. Oswajałem się jednak z tym od pewnego czasu i po ostatnich wynikach był on nieuchronny. W przedostatniej kolejce można było liczyć na cud, bo tylko on mógł uratować Wisłę przed degradacją. Jedno zwycięstwo w tym roku to zdecydowanie za mało, by zostać w Ekstraklasie. To wynik zawstydzający i wiślacy punktując w ten sposób po prostu nie mogli się utrzymać. Biała Gwiazda remisowała mecze, które powinna wygrać, a przegrywała te, które powinna przynajmniej zremisować. Bolą szczególnie dwa spotkania – z Wisłą Płock i Radomiakiem. W pierwszym z nich Wisła strzeliła trzy gole na swoim stadionie i przegrała. W drugim prowadziła 2:0, ale w 18 minut straciła trzy bramki i też nie zdobyła punktów. Wisła mocno na ten spadek zapracowała.
Wniedzielę najwierniejszym kibicom Wisły świat się zawalił. Ale już w poniedziałek wzeszło słońce i trzeba zacząć myśleć nad tym, co dalej. W polskiej i światowej piłce nie takie firmy żegnały się z najwyższą ligą. Czasem taka degradacja oznaczała upadek klubu i jego mozolną odbudowę, co widzieliśmy chociażby w przypadku Widzewa Łódź, Pogoni Szczecin, czy ostatnio Ruchu Chorzów. Władze Wisły były świadome zagrożenia spadkiem i powinny mieć już przygotowany plan B. Na jego wdrożenie jest niewiele czasu, bo za dwa miesiące startują rozgrywki I ligi. Powrót do Ekstraklasy może być znacznie trudniejszy niż utrzymanie się w niej. Dobrym przykładem jest tu Widzew. W Łodzi przerabiali wiele pomysłów od zatrudniania znanych polskich zawodników na wysokich kontraktach, po ściąganie piłkarzy z zagranicy. Nie można na razie napisać, że ten ostatni pomysł wypalił, bo RTS wciąż nie jest pewny powrotu do elity. Zarząd Wisły musi się zastanowić, co zrobić z trenerem Jerzym Brzęczkiem i piłkarzami. Już wcześniej pisałem, że szkoleniowca zmieniono za późno. Koncepcja z Adrianem Gulą nie wypaliła i dziś mamy tego efekt. Brzęczek miał niezły początek, drużyna była dużo lepiej zorganizowana niż za jego poprzednika, ale jedna wygrana w trzynastu meczach, do tego kompromitacja w Pucharze Polski i finalnie spadek, to nie jest najlepsze świadectwo pracy byłego selekcjonera. Co do jego pozostania w klubie mam mieszane uczucia. Nie powiem, że jest złym trenerem, jak niektórzy sądzą, ale nie powiem też, że jestem najlepszym szkoleniowcem dla I-ligowej Wisły. Kolejna sprawa to piłkarze. W tym sezonie na Reymonta trafiło ich około dwudziestu – to porażająca liczba. Większość z nich nie dała Wiśle jakości, nie mówiąc już o identyfikacji z klubem. To akurat nic dziwnego. Piłkarz z obcego kraju przychodzi tu grać i zarabiać. Jeśli nie udało się utrzymać miejsca w elicie, to ich agenci poszukają im nowych klubów, a oni sami o wstydzie związanym ze spadkiem tak zasłużonego klubu szybko zapomną. Nie bez znaczenia są też kontrakty. W I lidze klub nie będzie już płacił tak dobrze, jak w Ekstraklasie i to może zaważyć o odejściu wielu zawodników. Chciałbym, by w Wiśle zostali młodzi Polacy, bo mieli swoje przebłyski. Patryk Plewka, Piotr Starzyński, Konrad Gruszkowski, Serafin Szota czy Dawid Szot – na nich można budować nowy zespół. Z obcokrajowców widziałbym jeszcze Enisa Fazlagicia. I liga jest bardziej fizyczna, tam w dużym stopniu liczą się cechy wolicjonalne, a on potrafi się zastawić, przepchnąć rywala i zrobić sobie miejsce. To, że ktoś nie poradził sobie w Ekstraklasie nie znaczy, że nie poradzi sobie na jej zapleczu. Jest jeszcze Gieorgij Citaiszwili i tu nie mam żadnych wątpliwości. To piłkarz nieprzeciętny w skali polskiej ligi i fajnie, gdyby został w Krakowie. Szanse na to są jednak bardzo, bardzo małe.
Wrócę jeszcze na chwilę do kierownictwa Wisły. Nie da się ukryć, że Jakub Błaszczykowski, Jarosław Królewski i Tomasz Jażdżyński wykonali świetną robotę od strony biznesowej. Redukcja długu była potrzebna i to się udało. Ale trzeba pamiętać, że gabinety to jedno, a boisko to drugie. Kibic nie przychodzi na stadion oglądać malejących długów. On chce dobrej gry, zwycięstw i trofeów, a tego wspomniana przeze mnie ekipa nie dała. Kilka lat temu Wisła była nad przepaścią i groziło jej bankructwo. W składzie byli jednak piłkarze, na których przychodziło się na stadion. Jesus Imaz czy Carlitos – to były gwiazdy ligi. Da się więc mimo biedy pozyskać wartościowych piłkarzy, którzy przyciągają kibiców. Teraz tego nie było. Wspominam też erę Bogusława Cupiała i naszła mnie taka refleksja. Za jego czasów w gabinetach panował bałagan, wszystko stało na głowie i sytuacja była daleka od idealnej. Było wiele niedomówień, nieporozumień i zaniedbań. Jednak na boisku wszystko grało. Potrafiliśmy pokonać na wyjeździe Schalke 4:1 i bić się o wejście do Ligi Mistrzów. Teraz ta sytuacja się odwróciła. W gabinetach posprzątano, długi zaczęły maleć, ale na boisku nic nie działa. Trzeba więc rozgonić złą energię, wziąć byka za rogi, zagrać jeden sezon w I lidze i wrócić do Ekstraklasy. Ale to jest scenariusz idealny, na wiślackie warunki chyba zbyt idealny.
N★★★
a koniec dwa słowa o nowych mistrzach Polski. Serdecznie gratuluję władzom, piłkarzom i kibicom Lecha zdobycia tytułu. Teraz przed Kolejorzem fajny czas. Mają wszystko, by zaistnieć w Europie. Jest dobry trener, piękny stadion, wartościowi piłkarze, są też pieniądze i perspektywa walki o grę w Lidze Mistrzów. Życzę Lechowi, by dobrze pokazał się w pucharach. Na tyle dobrze, by młodzi polscy piłkarze, jak np. Patryk Szysz woleli zostać w polskim klubie niż iść do Turcji. Gdy tacy gracze będą u nas zostawać i pokazywać się w rozgrywkach międzynarodowych, polskie kluby będą mogły ich sprzedawać nie za 10, ale za 20 milionów euro i nasza liga pójdzie do przodu.