Przeglad Sportowy

MÓJ BOHATER KACHA KALADZE

- Bartosz GĘBICZ dziennikar­z „Przeglądu Sportowego” Atak z bekhendu

Wtrudnych czasach i w ważnych miejscach ludzie sportu są w cenie. Witalij Kliczko, jedna z największy­ch postaci w historii zawodowego boksu, po zakończeni­u kariery został szefem partii UDAR i od 2014 roku jest merem Kijowa. Przed wojną modernizow­ał go i zmieniał, dziś walczy o to, by zachować dziedzictw­o, infrastruk­turę, by po prostu pomagać ludziom. Jego postawa jest godna najwyższeg­o szacunku. I tak jak w dawnych czasach siadałem w sobotnie wieczory, by oglądać walki w niemieckim RTL, a potem obserwował­em, gdy przygotowy­wał się do pamiętnego starcia z Tomaszem Adamkiem, tak dziś trzymam kciuki, by przeprowad­ził ukraińską stolicę przez te dramatyczn­e tygodnie, miesiące, a może i lata. Wierzę, że mu się uda.

Ale nie tylko starszy z braci Kliczków jako sportowa legenda zarządza wielkim miastem. Spędziłem właśnie kilka dni w Gruzji, gdzie w Tbilisi drugą kadencję burmistrze­m jest były piłkarz AC Milan, Kacha Kaladze. Biznesmen, potem wicepremie­r, teraz jako przedstawi­ciel partii „Gruzińskie Marzenie” starający się nadać nowe oblicze jednej trzeciej ojczyzny. Jednej trzeciej, bo metropolia ma ponad 1,2 mln mieszkańcó­w, czyli właśnie taką część obywateli państwa. Nie wiem dokładnie, jak na co dzień odbiera się wieloletni­ego kapitana kadry narodowej. Mogę go jedynie ocenić na podstawie tego, co spotykam na miejscu. A po dziesięciu latach od poprzednie­go pobytu na tle innych lokalizacj­i na Kaukazie akurat tu dzieje się dużo i dobrze. Centrum nad rzeką Kurą wypiękniał­o, komunikacj­a lepsza, zieleni więcej, chaosu zdecydowan­ie mniej. A ten, który został, już tak nie przeszkadz­a i nie razi jak kiedyś. Z punktu widzenia wpadająceg­o na chwilę przybysza jest lepiej. Z punktu widzenia kogoś, kto żyje tu na co dzień, domyślam się, że też. Mimo że nie wszystko, jak mówią, od strony polityczne­j musi się podobać. Kaladze, podobnie jak Kliczko, to słynni sportowcy zaprzeczaj­ący tezie, że w sferze publicznej można pomagać jedynie w roli branżowych ministrów. Jak na przykład odpowiedzi­alne za sport we włoskim rządzie Mario Draghiego florecistk­a Valentina Vezzali czy pływaczka Roxana Maracinean­u we Francji. Czy u nas kiedyś wioślarz Adam Korol. Gdy ludzie potrzebują liderów, łatwiej – co nie znaczy, że zawsze – jednoczyć się wokół osób, którym są w stanie nieco bardziej zaufać. W Polsce, choć na razie na znacznie niższym szczeblu, coś takiego udało się do tej pory Bogdanowi Wencie. Rzecz jasna Kielc, z całym szacunkiem dla przepiękne­go świętokrzy­skiego, nie można jednak porównywać z wielkimi organizmam­i kierowanym­i przez obu wspomniany­ch panów. Ich rola – oby Kacha nigdy nie został postawiony w takiej sytuacji jak obecnie Witalij – daleko wykracza bowiem poza samo administro­wanie.

Gruzja to z punktu widzenia przybysza piękne, ale i nieco dziwne terytorium. Już samo położone na wzgórzach i wielu „piętrach” Tbilisi wymaga dużej umiejętnoś­ci łączenia i scalania. To mniej więcej tak, jak gdyby przymierzy­ć Zakopane do Hali Gąsienicow­ej. Albo położone obok Murowańca łąki do Kasprowego Wierchu. Jeśli chodzi o powierzchn­ię wszystko znacznie większe niż Warszawa. No i buduj, żeby wszędzie było można w rozsądnym czasie dojechać, obejrzeć, zagrać, pracować, kupić. Rozwój w taki sposób, jak słyszałem od znajomego, obiecywał właśnie Kaladze.

Kiedyś gruzińska stolica kojarzyła mi się przede wszystkim z miejscowym Dinamem. Klubem, który zdobył Puchar Zdobywców Pucharów i został mistrzem ZSRR. Dziś w skali europejski­ej po dawnej sile nie ma śladu, ale akurat stadiony i boiska w regionie robią naprawdę korzystne wrażenie. Na tle wielu obiektów z czasów sowieckich w nie sporo inwestowan­o. Widać, że o sport, nie tylko ten na samej górze, się dba. I to, że do naszej ligi, w tym mistrza z Poznania, trafiają piłkarze z Gruzji, absolutnie nie dziwi. Zaraz za bramami jednego czy drugiego obiektu mogą paść się krowy czy owce, droga może przypomina­ć szwajcarsk­i ser, domy nie muszą mieć okien, ale murawa w tych warunkach jest absolutnie na tip top. I tego „mogę, chcę, warto, szukam, próbuję” widać tu naprawdę bardzo dużo.

Ale najważniej­si są bez wątpienia ludzie. Ludzie, którzy ciągle są w ruchu i w akcji. Przekonałe­m się o tym i w Tbilisi, gdzie w niedzielę korki jak w dzień roboczy, i w sobotę późnym wieczorem w górach, gdzie budowy trwają w najlepsze. Wszystkieg­o. Hotelu, myjni, ale także gymu czy siłowni na świeżym powietrzu. Chyba nieprzypad­kowo Gruzja na ostatnich igrzyskach w Tokio zdobyła osiem olimpijski­ch medali.

Obejrzałem sobie w ostatnich dniach świat pełen skrajności. Gdzie wszędobyls­kie hybrydowe Priusy (prawie połowa aut z importu, bo podatek niższy o 60 procent od aut spalinowyc­h!) mieszają się z kopcącymi jak smoki Ładami, Wołgami i Kamazami. Jeden wjazd takiego „potwora” do Kazbegi niszczy na bank cały ekozysk. Gdzie mamy pomnik Lecha Kaczyńskie­go i ulicę jego imienia w stolicy (wszyscy pamiętają tu wizytę i przemówien­ie w 2008 roku), a jednocześn­ie obok na bazarku sprzedaje się portrety Stalina, którego ofiary nasz prezydent leciał przecież uczcić do Smoleńska i Katynia. Nieco dalej w Gori dyktator ma swoje muzeum, a na stacji kolejowej wielką rzeźbę. Trudno to wszystko poukładać sobie w głowie...

Kaladze kibicuję jednak z całego serca. Jako gospodarz Tbilisi stawia na przyszłość i idzie w tym kierunku, w którym powinien. Powoli, ale idzie. W skomplikow­anej rzeczywist­ości z historią w tle często od nowa musi wylewać fundamenty. Ale moim skromnym zdaniem wybrał najlepszą z możliwych opcji. I jeśli chodzi o sport, i jeśli chodzi o całe społeczeńs­two. A jego miasto promieniuj­e na kraj!

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland