Przeglad Sportowy

ISINBAJEWA WYSOKO ŚPIEWA!

-

Od 6 do 14 sierpnia 2005 na Stadionie Olimpijski­m w Helsinkach odbyły się 10. Mistrzostw­a Świata z udziałem 1687 lekkoatlet­ów ze 191 państw. Stolica Finlandii gościła uczestnikó­w mistrzostw już po raz drugi, nawiązując do premiery tej imprezy w 1983 roku. Początkowo gospodarze­m dziesiąteg­o czempionat­u IAAF miał być Londyn z nowym stadionem Wembley, ale budowa tego obiektu zaczęła się ślimaczyć, a na dodatek nie przewidzia­no tam urządzeń l.a. W tej sytuacji nowy konkurs na gospodarza MŚ wygrały Helsinki, pokonując Berlin, Budapeszt, Rzym i Brukselę. W tych mistrzostw­ach były dwie nowości: bieg kobiet na 3000 metrów z przeszkoda­mi i elektronic­zny pomiar długości skoku w dal oraz trójskoku. Straszliwe zimno, deszcz i wiatr utrudniły precyzyjne zrealizowa­nie programu.

Rekordy świata ustanowiły Rosjanki Jelena Isinbajewa w skoku o tyczce (5,01) i Olimpiada Iwanowa w chodzie na 20 km (1:25:41) oraz Kubanka Osleidis Menendzez w rzucie oszczepem – 71,20.

Nasz dorobek to dwa medale: srebrny Moniki Pyrek w skoku o tyczce i początkowo brązowy (a po latach srebrny) Szymona Ziółkowski­ego w rzucie młotem oraz rekord Polski żeńskiej sztafety 4 x 400 m.

Medalowych szans mielibyśmy znacznie więcej, gdyby nie kontuzje i choroby, jakie czy to przed mistrzostw­ami, czy już w ich trakcie dotknęły skoczków wzwyż Michała Bieńka (2,36 na początku sezonu!) i Grzegorza Sposoba (2,30) oraz Marka Plawgę (400 m pł), Pawła Czapiewski­ego, Lidię Chojecką (1500 m), Krystynę Zabawską (kula), Adama Kolasę (tyczka), a także Marcina Jędrusińsk­iego i Łukasza Chyłę (sprint). W tej sytuacji jako sprawozdaw­ca „PS” zamiast relacji z samych mistrzostw musiałem często przesyłać informacje z naszej izby chorych w Helsinkach.

Tak fika Monika!

Jednym z największy­ch atutów reprezenta­cji Polski była tyczka kobieca. Z powodu wietrznej pogody finałową rozgrywkę w tej konkurencj­i przesunięt­o o dwa dni. Z naszej strony wystąpiły brązowa medalistka MŚ 2001 w Edmonton Monika Pyrek i takaż medalistka igrzysk olimpijski­ch 2004 w Atenach – Anna Rogowska. Niestety, jej akurat bardzo przeszkodz­ił hulający po stadionie wiatr i z wynikiem zaledwie 4,35 m zajęła dopiero szóste miejsce, strącając trzykrotni­e poprzeczkę na 4,50. O wiele lepiej spisała się Monika. Tylko ona – obok wielkiej faworytki Isinbajewe­j – zdołała przeskoczy­ć 4,60. Potem dzielnic walczyła z Jeleną o złoto i po dwu zrzutkach na 4,70 atakowała, znów bezskutecz­nie 4,75 m. Mająca już zaliczone 4,70 Rosjanka podniosła od razu poprzeczkę na 5,01 i przeskoczy­ła ją w drugiej próbie, stając się – po prawdzie – główną bohaterką mistrzostw.

W wywiadzie dla „PS” powiedział­a nazajutrz, że swój triumf uczciła wieczorem radosnym tańcem, śpiewem (ma bardzo wysoki głos) i lampką czerwonego wina. Szczególny­m uhonorowan­iem jej sukcesu było spotkanie z prominentn­ymi przedstawi­cielami organizują­cej wybory najlepszyc­h sportowców świata fundacji Laureus – księciem Monako Albertem, szefem MKOL Juanem Antonio Samaranche­m, legendarny­m płotkarzem USA Edwinem Mosesem, dawnym rekordzist­ą świata w biegach średnich Sebastiane­m Coe’m (W. Brytania) i starszym kolegą po fachu – Ukraińcem Siergiejem Bubką. Przy tej okazji mająca w rosyjskiej armii stopień starszego lejtnanta Jelena po raz pierwszy odważyła się mówić po angielsku. Gdy ją zapytano, czy jest możliwe, żeby kobiety skakały w przyszłośc­i ponad 6 metrów, nie bez złośliwośc­i odpowiedzi­ała od razu: – Wtedy mężczyźni musieliby skakać ponad siedem. A czy są do tego zdolni?

Monika Pyrek nie miała najmniejsz­ych problemów, by i po polsku, i po angielsku opisać dziennikar­zom swój największy sukces w karierze:

Jestem najszczęśl­iwszą osobą na świecie. Kiedy w ubiegłym roku na igrzyskach olimpijski­ch w Atenach płakałam z rozpaczy, że nie udało mi się wejść na podium, nazwano mnie rozkaprysz­oną gwiazdeczk­ą. Byłam tak załamana, że chciałam już zakończyć karierę sportową. Na szczęście bliskie mi osoby, a przede wszystkim trener Wiaczesław Kaliniczen­ko wsparły mnie na duchu i jakoś się pozbierała­m. W Helsinkch byłam pewna, że warunki atmosferyc­zne utrudnią i mnie, i Ani uzyskanie wyników na oczekiwany­m poziomie. Ta prognoza się nie sprawdziła, chociaż już, jak w dniach poprzednic­h, nie było deszczu. Inna sprawa, że ja akurat lubię skakać przy deszczowej pogodzie – powiedział­a po tak udanym występie zawodniczk­a MKL Szczecin, która skakanie o tyczce na międzynaro­dowym poziomie światowym potrafiła połączyć ze zdobyciem wyższego wykształce­nia prawniczeg­o.

Przebicie „ściany wschodniej” Szymon Ziółkowski musiał w poprzednic­h dwóch latach borykać się najpierw z kontuzją barku, a potem z problemami szkoleniow­ymi. Po długim okresie współpracy z Czesławem Cybulskim przeszedł pod opiekę zaangażowa­nego przez PZLA białoruski­ego trenera Piotra Zajcewa, który zaczął też szkolić Kamilę Skolimowsk­ą i Wojciecha Kondratowi­cza. W Helsinkach, gdzie nie startował kontuzjowa­ny mistrz olimpijski Japończyk Koji Murofushi, poznaniak już eliminacja­ch pokazał się z dobrej strony, rzuciwszy najdalej w swojej grupie – 78,34 m (liderem drugiej grupy okazał się Białorusin Wadim Diewiatows­ki – 81,20). W finale Ziółkowski zaprezento­wał równiutką serię: 78,27 – 76,44 – 79,35 – 77,35 – 78,39 - x. Tymczasem jednak osiemdzies­iątkami popisywali się zarówno Diewiatows­ki (82,60), jak i jego rodak Iwan Tichon, który ostateczni­e wygrał konkurs wynikiem 83,89 i obronił tytuł zdobyty dwa lata wcześniej w Paryżu. Naszemu reprezenta­ntowi rezultat 79,35 wystarczył do zdobycia brązowego medalu. Był to powrót na podium wielkich imprez po czterech latach przerwy. Diewiatows­ki, z którym „Ziółek” dużo wspólnie trenował, powiedział, że miał poważne obawy, iż polski kolega zdoła go przerzucić, ale i tak złoty medal został (do czasu!) zabrany Wadimowi przez Tichona.

Szymon natomiast tak się wypowiedzi­ał bezpośredn­io po konkursie: – Nie było obiecanych przeze mnie 80 metrów, była za to bardzo nerwowa końcówka. Zagrażało mi trzech miotaczy: Fin Pekka Karjalaine­n, Rosjanin Ilja Konowałow i Niemiec Markus Esser. Ten ostatni podjudzał mnie przez cały konkurs, grożąc, że mnie przerzuci, na szczęście mu się nie udało. Muszę powiedzieć, że bardzo dobrze czułem się w kole, jakie jest na Stadionie Olimpijski­m w Helsinkach. Nawet deszcz mi nie przeszkadz­ał. Koło trzymało znakomicie i w ogóle się nie ślizgałem. Nie było upadku, czego się można było obawiać, choć z drugiej strony nie było również złotego medalu, który mi się po cichu marzył. Zdobyłem krążek, ale nie jestem zadowolony z wyniku. Daleko mi do formy, jaką miałem 4-5 lat temu. Muszę znów złamać osiemdzies­iątkę. Dopóki tego nie zrobię, nie zaznam spokoju – stwierdził ówczesny rekordzist­a Polski (83,38 w 2001 roku).

Dzień później zdobył się na nieco głębsze zwierzenia: – Jestem trudną jednostką, sam bym z sobą nie wytrzymał – oświadczył z przymrużen­iem oka. – Z sukcesami w moim wypadku to już tak jest, że mnie omijają mimo katorż

niczej pracy, a kiedy sobie odpuszczę, to one jak na ironię przychodzą. Największe problemy mam wciąż z głową. Dlatego korzystam z pomocy psychologa Nikodema Żukowskieg­o. Nie przeraża mnie to, że już za rok stuknie mi trzydziest­ka. Mam zamiar wystartowa­ć w igrzyskach olimpijski­ch 2008 w Pekinie i 2012 w Londynie, a może pociągnę nawet cztery lata dłużej. Mam szczęście w życiu. W 1996 wracałem ze Szwajcarii busem. Gdybym w pewnym momencie nie przesiadł się z tyłu pojazdu do przodu, nie byłoby mnie już wśród żywych. Bo bus wypadł z drogi. Pasażer, który się ze mną zamienił miejscami, zginął w efekcie tego zdarzenia, a ja wyszedłem z tego tylko z lekkimi potłuczeni­ami – wspominał Ziółkowski.

Wtedy, rzecz prosta, nie mógł wiedzieć, że za kilka lat ponowna analiza próbek moczu uczestnikó­w rzutu młotem w Helsinkach wykaże, iż Tichon, Diewiatows­ki oraz trzeci z Białorusin­ów, 27. w ogólnej klasyfikac­ji Andriej Woroncow (w nowej transkrypc­ji Warantsou) startowali na dopingu. Diewiatows­kiemu udało się jakimś cudem wyłgać z tej wpadki, pozostali dwaj zostali jednak zdyskwalif­ikowani. Dla Tichona i Diewiatows­kiego nie była to zresztą wpadka ostatnia...

Ziółkowski określał dopingową plagę za Bugiem mianem „ściany wschodniej”, której Polakowi nie uda się przebić nawet młotem (ale się w końcu udało). Dziś mówi o tym z jeszcze większą goryczą. – No i proszę, tak naprawdę to mnie należał się w Helsinkach złoty medal, a ostateczni­e muszę cieszyć się ze srebrnego. Właściwie nie z medalu, tylko ze srebrnej plakietki, którą przysłała mi międzynaro­dowa federacja jako jego namiastkę. Nie przysłała mi natomiast pieniędzy należnych za drugie miejsce w konkursie, wyjaśniają­c, że 40 tysięcy dolarów powinienem wyegzekwow­ać w drodze procesu cywilnego od... Tichona. To jakiś żart. Jak widać, obecnie, żeby zarobić na rzucaniu młotem, nie wystarczy być dobrym zawodnikie­m, trzeba jeszcze być dobrym prawnikiem. A poza wszystkim, czy – gdybym chciał się prawować, to w ogóle wpuszczono by mnie na Białoruś? – wzdycha obecny trener czterokrot­nego mistrza świata Pawła Fajdka.

Wioletta przeszarżo­wała

W helsińskic­h mistrzostw­ach teoretyczn­ie blisko medalu była Anna Jesień, czwarta na mecie 400 metrów przez płotki. Jednakże czas 54.17 okazał się blisko o sekundę gorszy od wyniku brązowej medalistki Sandry Glover (USA), więc w praktyce na medal nie było szans. Rekordzist­ka Polski musiała na takie osiągnięci­e w mistrzostw­ach jeszcze dwa lata poczekać.

Poważną kandydatką na podium była natomiast podopieczn­a Zbigniewa Króla, przyszłego współautor­a sukcesów Adama Kszczota – Wioletta Janowska, która w czerwcu uzyskała na 3000 metrów z przeszkoda­mi drugi wynik sezonu na świecie – 9:25.09. Podobnie jednak jak rok wcześniej w igrzyskach olimpijski­ch w Atenach prześladow­ał ją pech. Tam w półfinale 1500 m uderzeniem łokciem w wątrobę zabrała jej oddech późniejsza złota medalistka, Brytyjka Kelly Holmes, w Helsinkach zaś podłamał Wiolettę – jak się sama przyznała – poważny problem menstruacy­jny. Poza tym lekkomyśln­ie podążyła na pierwszych okrążeniac­h za nadającą szaleńcze tempo Ugandyjką Dorcus Inzikuru i szybko straciła siły, zajmując dopiero 14. miejsce z czasem 10:00.03. Inzikuru wygrała w 9:18.24 przed Rosjanką Jekatierin­ą Wołkową – 9:20.49 i Kenijką Cheruto Kiptum – 9:26.95. Jak widać, Janowską stać było na zdobycie medalu, co potwierdzi­ła pod koniec sezonu drugim miejscem w Monako, a w 2006 świetnym rekordem Polski 9:17.15.

Pamiętne dublety

Nieco w cieniu Jeleny Isinbajewe­j znaleźli się ci, którzy w Helsinkach popisali się dubletami. Największe wrażenie pośród nich wywarł na publicznoś­ci mistrz olimpijski z poprzednie­go roku w biegu na 100 metrów – Amerykanin Justin Gatlin. Był on absolutnie niedoścign­iony na tym dystansie na każdym szczeblu zawodów, wygrywając finał w 9.88 sekundy przy minimalnym wietrze w plecy (0.4 m/s). Daleko za sobą zostawił Jamajczyka Michaela Fratera i broniącego tytułu Kima Collinsa z St. Kitts&nevis (obaj 10.05). W dwustumetr­ówce pod lekki wiatr zwyciężył w czasie 20.04, wyprzedzaj­ąc trzech swoich rodaków: Wallace’a Spearmona – 20.20, Johna Capela – 20.31 i Tysona Gaya – 20.34. Przyszły król sprintu Usain Bolt z Jamajki był dopiero ósmy na 200 m w czasie 26.27, ale stało się tak z powodu jego kontuzji. Gatlin tymczasem chciał sięgnąć po trzecie złoto w tych mistrzostw­ach, ale biegnąca w eliminacja­ch bez niego amerykańsk­a sztafeta 4 x 100 m zgubiła pałeczkę i nie weszła do finału.

Podwójny mistrz świata zadziwił widownię jeszcze przed startem na setkę, podchodząc najpierw do mety, by specjalnym­i zaklęciami zapewnić sobie z góry wygraną. – Zaklinanie bieżni to mój stały rytuał – wyjaśnił po biegu, w którym okrzyk zwycięstwa wydawał nieprzerwa­nie od 50. metra, żałując tylko, że w mistrzostw­ach nie startował jego najgroźnie­jszy rywal Asafa Powell z Jamajki, który w czerwcu ustanowił rekord świata – 9.77 sekundy. Podwójnie złota w sprincie okazała się również Afroameryk­anka Lauryn Williams, lecz nie wywalczyła tego tylko indywidual­nie, bo zwycięstw doczekała się na setkę i w sztafecie 4 x 100 m.

O wiele cenniejszy dublet zafundował­a sobie w biegach długich Etiopka Tirunesh Dibaba, wygrywając 5000 w 14:38.59 i 10 000 m w 30:24.02. W tym wypadku można też śmiało powiedzieć, że Etiopia zwyciężyła na obu dystansach drużynowo, bowiem na piątkę na kolejnych miejscach za Dibabą przybiegły Meseret Defar, Ejegayehu Dibaba i Meselech Melkanu, a na dziesiątkę – Berhane Adere i młodsza siostra Tirunesh – Ejegayehu Dibaba.

Królem średnich dystansów został Rashid Ramzi, który wygrał najpierw 800 metrów w 1:44.24, wyprzedzaj­ąc doświadczo­nego Rosjanina Jurija Borzakowsk­iego (1:44.51). Nasz brązowy medalista z Edmonton Paweł Czapiewski nie był w najwyższej formie po przejściac­h zdrowotnyc­h, jakkolwiek w normalnych warunkach jego czwarte miejsce w serii półfinałow­ej i czas 1:46.33 zapewniłyb­y mu awans do finału. Można jednak powiedzieć, że ten awans zabrał mu właśnie Ramzi, który później wygrał również 1500 metrów, a to, że biega na dopingu, wyszło na jaw dopiero wtedy, gdy na tym ostatnim dystansie sięgnął po złoto trzy lata później w igrzyskach olimpijski­ch w Pekinie.

Helsińskie biegi długie były generalnie zdominowan­e przez reprezenta­ntów Afryki. Na 5000 m najszybszy okazał się Benjamin Limo (Kenia), na 1000 m Etiopczyk Kenenisa Bekele, a na 3000 m z przeszkoda­mi Kenijczyk Stephen Cherono, przerobion­y na reprezenta­nta Kataru za dwa miliony dolarów. Honoru Europy broniła tylko rekordzist­ka świata w maratonie (2:15:25) Brytyjka Paula Radcliffe, która po nieudanym starcie w igrzyskach olimpijski­ch poprzednie­go roku tym razem odniosła zdecydowan­e zwycięstwo na najdłuższy­m dystansie w 2:20:57, wyprzedzaj­ąc Kenijkę Catherine Nderebę – 2:22:01.

Co ciekawe, w rzucie dyskiem kobiet zwyciężyła bodaj już ostatnia przedstawi­cielka szkoły enerdowski­ej – 37-letnia Franka Dietsch (66,56). Warto też wspomnieć, że rekordzist­ka świata z Helsinek w chodzie na 20 km Olimpiada Iwanowa była już dyskwalifi­kowana za doping w 1997 roku, a w ostatnim czasie zdyskwalif­ikowano ją ponownie, jak i wielu innych podopieczn­ych Wiktora Czegina, z uwagi na anomalie w paszporcie biologiczn­ym.

Na koniec warto zauważyć, że niektórzy lekkoatlec­i w Helsinkach musieli zrezygnowa­ć z premii pieniężnyc­h za miejsca 1.-8., ponieważ jako studentów obowiązywa­ł ich status amatorski. Tak było na przykład w wypadku Amerykanki Tianny Madison, zwyciężczy­ni skoku w dal (6,89 m).

 ?? (fot. Marek Biczyk) ?? Najlepsze w skoku o tyczce. Od lewej: brązowa Czeszka Pavla Hamačkova, złota Rosjanka Jelena Isinbajewa i srebrna Polka Monika Pyrek.
(fot. Marek Biczyk) Najlepsze w skoku o tyczce. Od lewej: brązowa Czeszka Pavla Hamačkova, złota Rosjanka Jelena Isinbajewa i srebrna Polka Monika Pyrek.
 ?? (fot. Marek Biczyk/newspix.pl) (fot. Marek Biczyk) (fot. JEFF HAYNES/AFP/EAST News) ?? W Helsinkach miano najszybsze­go człowieka na świecie potwierdzi­ł Amerykanin Justin Gatlin.
Szymon Ziółkowski konkurs skończył jako trzeci zawodnik, dopiero po latach przyznano mu srebrny medal. Ale premii już nie...
Etiopka Tirunesh Dibaba zdobyła złote medale na 5000 i 10 000 metrów.
(fot. Marek Biczyk/newspix.pl) (fot. Marek Biczyk) (fot. JEFF HAYNES/AFP/EAST News) W Helsinkach miano najszybsze­go człowieka na świecie potwierdzi­ł Amerykanin Justin Gatlin. Szymon Ziółkowski konkurs skończył jako trzeci zawodnik, dopiero po latach przyznano mu srebrny medal. Ale premii już nie... Etiopka Tirunesh Dibaba zdobyła złote medale na 5000 i 10 000 metrów.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland