Polacy to naród rakietowy
JAKUB WOJCZYŃSKI (DZIENNIKARZ „PRZEGLĄDU SPORTOWEGO” ONETU): Interesuje pana jeszcze kolarstwo? Jeździ pan na rowerze? THOR HUSHOVD (MISTRZ ŚWIATA Z 2010 ROKU, W 2014 ZAKOŃCZYŁ KARIERĘ): Ten sport oczywiście śledzę jako kibic. Jeżdżę od czasu do czasu. Bardziej wolę teraz padel i bieganie, ale na rowerze czuję się dobrze. Wtedy odcinam się od wszystkiego. Bezpośrednio po zakończeniu kariery przez jakieś trzy czy cztery miesiące w ogóle nie dotykałem roweru. Gdy jesteś sportowcem, to codziennie jesteś zmuszony coś robić, nawet jeśli nie masz ochoty. Dla mnie to była duża ulga, że mogłem pewnego dnia w końcu się wyłączyć i robić to, co chcę. Teraz nie jeżdżę już po pięć, sześć godzin, ale po trzy. Czasem jadę z obecnymi profesjonalistami, jak np. Philippe Gilbert i wydaje mi się, że jestem w stanie jechać w ich tempie, ale nie. Zdarza mi się też jeździć z kierowcami Formuły 1.
W ostatnich latach coraz częściej sprinterskie finisze wygrywają kolarze wszechstronni, jak ostatni zwycięzca klasyfikacji punktowej Tour de France Wout Van Aert. Panu jako byłemu sprinterowi podoba się ta zmiana sytuacji?
Przede wszystkim w obecnym kolarstwie mamy grupę niesamowicie utalentowanych zawodników, jak van Aert, Mathieu van der Poel, Tadej Pogačar. Oni są w stanie wygrać niemal każdy wyścig. Ich talent jest ogromny. Van Aert może zrobić niemal wszystko, jest wyjątkowy. Ale nadal w peletonie są też typowi sprinterzy. Takim przykładem jest Mark Cavendish, który jest sprinterem na wysokim poziomie od około 15 lat. Nadal stać go na wygrywanie z najlepszymi. Wciąż więc są w peletonie klasyczni sprinterzy czy klasyczni górale, ale jednocześnie pojawili się młodzi, którzy jeżdżą na niesamowitym poziomie.
Kto był najlepszym sprinterem, z którym ścigał się pan np. podczas Tour de France?
Trudno nie wymienić Cavendisha, bo wygrywał tak wiele razy. Ścigałem się z Mario Cipollinim, Alessandro Petacchim, Erikiem Zabelem, Robbie Mcewenem, Tomem Boonenem. Cavendish walczył tylko na sprintach i był prawdopodobnie numerem jeden. Ma pan tęczową koszulkę mistrza świata, zieloną koszulkę zwycięzcy klasyfikacji sprinterskiej Tour de France i żółtą koszulkę lidera Tour de France. Gdyby pan mógł zatrzymać tylko jedną, to którą? Która jest najważniejsza? Bez wątpienia tęczowa. To symbol w tym sporcie. Powiedziałbym, że to być może nawet najważniejsza koszulka ze wszystkich, ewentualnie za żółtą za zwycięstwo w całym Tour de France. Tęczowa koszulka ma długą historię i możliwość noszenia jej przez cały sezon po zwycięstwie to wielka wartość dla kolarza. Dla mnie to było marzenie od początku kariery. Za każdym razem, gdy ją potem zakładałem, wydawało mi się to wręcz nierealne. Jakie ma pan kolarskie wspomnienia z Polski? Startował pan cztery razy w Tour de Pologne od 2001 do 2014 roku i wygrał dwa etapy w 2013 roku. Także nietypowo jak na pana, bo m.in. uznawany za górski etap w Zakopanem.
To były nawet moje ostatnie zwycięstwa w World Tourze. Etap w Zakopanem nie był aż tak bardzo trudny.
Ale to fajne zwycięstwo, pamiętam, że droga do mety faktycznie prowadziła lekko pod górę. Podczas mojego pierwszego startu drogi były w złym stanie, a niektóre etapy bardzo długie (rekord wtedy to 256 km – przyp. red.). Gdy potem po długiej przerwie wróciłem, okazało się, że to fajny wyścig. Dobra organizacja, zaplecze, hotele i kibice, którzy dopingują wszystkich. Atmosfera była świetna, a sam Tour de Pologne stał się dużo ważniejszym wyścigiem dla zawodników.
Jak były kolarski mistrz świata zainteresował się padlem i na dodatek zainwestował w Polsce? To nie są pokrewne dyscypliny sportu.
Po zakończeniu kariery kolarskiej szukałem nowego hobby.
Zacząłem grać w tenisa z Thomasem Johanssonem, to były zwycięzca Wimbledonu. Pewnego dnia poszliśmy na padla i od tego czasu ani razu nie grałem w tenisa. Mieszkam na południu Francji, zauważyłem, że korty są ciągle zarezerwowane. Poznałem Bjoerna Maaseide, byłego mistrza Europy w siatkówce plażowej, jest dobrym biznesmenem. Pierwszy nasz klub w Norwegii powstał dwa lata temu. Potem zgłosiła się do nas grupa osób, w tym Polak, który od 17 lat mieszka w Norwegii. Polacy to naród rakietowy, wiele osób gra w tenisa, badmintona czy squasha. Padel ma w Polsce większy potencjał niż w Norwegii. Otworzyliśmy klub w Warszawie, szykujemy się do kolejnego w Toruniu.
W obecnym kolarstwie mamy grupę niesamowicie utalentowanych zawodników jak Van Aert, Mathieu van der Poel, Tadej Pogacˇar. Oni są w stanie wygrać niemal każdy wyścig.