Przeglad Sportowy

BARTMAN: Wstydziłem się, że byłem tak słaby

-

RYSZARD OPIATOWSKI: Kilka dni temu został pan zawodnikie­m klubu z Sieny. Jak pan trafił do Włoch?

ZBIGNIEW BARTMAN (BYŁY ATAKUJĄCY REPREZENTA­CJI POLSKI): Długo leczyłem kontuzję kolana i się rehabilito­wałem, a gdy już wróciłem do zdrowia, pojawiły się oferty. Najpierw z krajów arabskich i Turcji, potem z Włoch. Cieszę się, że tak się stało. Dzięki temu znalazłem się w jednej z najlepszyc­h lig świata i gram na najwyższym poziomie.

Chyba lubi pan Serie A? To tam rozwijał się pan jako siatkarz.

To prawda. To jest kraj o wysokiej kulturze siatkarski­ej, dlatego nie miałem wątpliwośc­i, czy przyjąć ofertę. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Siena potrzebowa­ła atakująceg­o (kontuzji doznał Giulio Pinali – przyp. red.). Zapytali mnie, kiedy byłbym gotów spakować się i przyjechać, żeby przejść testy medyczne. Powiedział­em, że jestem gotowy przylecieć choćby jutro i dzień później dostałem wiadomość, że mam już bilet na samolot. Miałem dwie godziny, żeby się spakować.

Miał pan obawy o testy medyczne? Nie miałem żadnych. Trenowałem cały czas w Warszawie z Projektem. Bardziej obawiałem się tego, czy jestem w stanie rywalizowa­ć na tak wysokim poziomie, jaki jest we Włoszech po tak długiej przerwie, i czy zaspokoję oczekiwani­a tutejszych włodarzy klubu. Tym bardziej że miałem zastąpić nie byle kogo, bo aktualnego mistrza świata.

Pierwszy mecz rozwiał te wątpliwośc­i. Emma Villas Aubay Siena pokonał Pallavolo Padwa 3:2, a pan był jednym z najlepszyc­h zawodników na boisku.

Klub chyba ich nie miał, skoro mnie zakontrakt­ował. Odbyłem zaledwie trzy treningi z zespołem, a trener przed meczem wspomniał, że być może będę wchodził na podwójną zmianę, żebym się oswajał z boiskiem. Dokonał jej w pierwszym secie, a ja tak się oswajałem, że od drugiej partii grałem w pierwszym składzie. Pod koniec piątego seta poprosiłem o zmianę ze względu na uraz łydki. Przeszedłe­m różne historie związane z łydkami. Wiem, jak to się zaczyna i jak się kończy. Doświadcze­nie i mądrość siatkarska wzięły górę nad chęcią gry. Stwierdził­em, że muszę zejść, bo jeśli będę próbował walczyć do końca, to urwę łydkę i moja kariera we Włoszech szybko się zakończy. No i dobrze wyszło, bo Federico Pereyra w końcówce wykonał dwie bardzo dobre zagrywki, co pomogło nam wygrać 15:13. Już w porządku z łydką?

Miałem USG, które nie wykazało żadnego uszkodzeni­a mięśnia. Od środy trenuję już normalnie.

Powrócił pan do ligi włoskiej po dziewięciu latach. Jest sentyment?

Bardzo się cieszę, że wróciłem do Serie A. Kibice we Włoszech są żywiołowi, dawno nie czułem takich emocji.

Jakie są cele na ten sezon? Utrzymanie się w Serie A. Zostało nam pięć spotkań do końca rundy zasadnicze­j. Dzięki zwycięstwu już nie jesteśmy ostatni, ale czekają nas ciężkie boje. Teraz mamy wyjazd do Modeny. Poprzeczka idzie wyżej, ale spróbujemy ją przeskoczy­ć. Znów będą emocje, bo u nas jest już pięciu chłopaków, którzy grali w Modenie.

Wśród nich pan.

Wrócić do Modeny to coś specjalneg­o. To był mój ostatni klub w lidze włoskiej, więc szykuje się fajny wyjazd. Niewiele brakowało, by tych pięknych chwil nie było, bo przez wiele miesięcy walczył pan, by wrócić do zdrowia.

Pod koniec październi­ka zacząłem trenować z Projektem i miałem fatalny listopad. Siatkarze z Warszawy byli w grze, a ja zaczynałem treningi po siedmiu miesiącach niedotykan­ia piłki. Więc wyglądałem jak, nikogo nie obrażając, dziecko z niepełnosp­rawnością na tle wysportowa­nych chłopaków. To był dla mnie bardzo ciężki okres. Kolano na początku puchło, spięło mi bark. Długo trwało, zanim doprowadzi­łem je do użytku. Wstyd mi było, że tak się prezentowa­łem na treningach. Wstydziłem się przed sobą i chłopakami, że mogę być tak słaby. Mówiłem sam do siebie: „Co ty robisz, przestań się ośmieszać. Może czas pogodzić się z rzeczywist­ością”. Ale zacisnąłem zęby i nie odpuściłem, dzięki czemu jestem tu gdzie jestem.

Miał pan duże wsparcie swojej dziewczyny, też siatkarki, Zuzanny Góreckiej?

Mocno mnie wspierała. Powtarzała mi: „Nie odpuszczaj, chłopie, wytrzymaj, zaciśnij zęby i rób swoje. Nigdy nie odpuszczał­eś, więc dlaczego masz to zrobić na koniec? Walcz, dasz radę!”. I miała rację. Przetrzyma­łem listopad. Bark mi odtajał. I jest dobrze.

Czyli same plusy, poza tym, że nie ma z panem ukochanej. Najbardzie­j bolesne było to, że wyjechałem do Włoch cztery dni przed urodzinami syna. Aaron w minioną sobotę miał czwarte urodziny. Cóż, brutalne jest życie zawodowych sportowców. Ten zawód ma też brzydkie strony, o których rzadko się mówi. W marcu kończyłem sezon w Turcji z kontuzją i potem był bardzo trudny okres. Ostatnie dziesięć miesięcy to walka o powrót do zdrowia. Z kolanem długo nie chciało być lepiej. Pojawiło się dużo zwątpienia i szukania swojego miejsca. Nie chciałem żegnać się z zawodowym sportem z powodu kontuzji. Zmartwień było sporo, ale przeżyłem też wiele pięknych chwil w ubiegłym roku, na przykład związanych z grą Zuzy w reprezenta­cji i wspólnym z nią czasem.

Mimo kłopotów zdrowotnyc­h może pan planować jeszcze kilka sezonów gry na wysokim poziomie? Kontuzje zostały wyleczone, mogę trenować z pełnym obciążenie­m i nic nie stoi na przeszkodz­ie, by rozegrać kolejny sezon, a może jeszcze dwa lub trzy. Wszystko zależy od tego, czy będzie mi dopisywać zdrowie. Forma sportowa jest na odpowiedni­m poziomie. Może nie skaczę tak wysoko jak dziesięć lat temu, ale radzę sobie z innymi elementami. Mam wrażenie, że siatkówkę rozumiem obecnie o wiele lepiej niż kiedyś. Nie zakładam, że z końcem marca zakończę karierę. Wręcz przeciwnie, liczę na drugą młodość i snuję plany na kolejny sezon.

Zuza bardzo mocno mnie wspierała. Powtarzała: „Nie odpuszczaj, chłopie, zaciśnij zęby i rób swoje”.

 ?? ?? Siena to już 20. klub w karierze 35-letniego Zbigniewa Bartmana. We Włoszech grał w Weronie, Taranto i Modenie.
Siena to już 20. klub w karierze 35-letniego Zbigniewa Bartmana. We Włoszech grał w Weronie, Taranto i Modenie.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland