ŚLĄSK ZAGRA NA WYJEŹDZIE, MA
Dla Jacka Magiery Warszawa i Łazienkowska to drugi dom, a może nawet już pierwszy, wyprzedzający w hierarchii rodzinną Częstochowę. W sobotę z całego serca tej „swojej” Legii będzie życzył porażki.
Magiera potrzebuje wyjazdowych punktów dla Śląska i równie mocno dla siebie. Ma dobre notowania w trenerskim środowisku, ale gdy w marcu ubiegłego roku został odsunięty od prowadzenia zespołu, bo według działaczy WKS nie dawał gwarancji utrzymania, na jego nieskazitelnym wizerunku powstała rysa. Charakterystyczne, że gdy pojawił się temat znalezienia następcy selekcjonera Czesława Michniewicza, na giełdzie medialnych przymiarek w grupce polskich kandydatów nazwisko Magiery właściwie się nie pojawiało. Szkoleniowiec, chwalony wcześniej za pracę z Legią, z kadrą narodową U-20 i początkowo nawet za Śląsk, z którym zagrał w kwalifikacjach do Ligi Konferencji Europy, jakoś tak niepostrzeżenie stracił uwodzicielski urok. Był to efekt rozstania z Wrocławiem po serii nieudanych meczów. W kwietniu jednak wrócił, bo ci sami działacze po 13 miesiącach uznali, że w zaistniałych okolicznościach jest dla klubu ostatnią deską ratunku.
M★★★
agiera stwierdził, iż ta gra jest warta świeczki, że jako trener musi być też fighterem, który nie boi się ryzyka. Gdyby nie odmienił Śląska i zespół bez pozytywnej zmiany stoczył się do I ligi, wszyscy rozumieliby, że to nie jego wina, bo nie on nabałaganił, a jednak – bądźmy szczerzy – lekkie rozczarowanie w ocenie jego trenerskiej sprawczości czaiłoby się we wszystkich ocenach i podsumowaniach. Taki scenariusz malował się po dwóch porażkach z Górnikiem i Radomiakiem, lecz po remisie w Białymstoku (1:1) udało się systematyczny zjazd w otchłań strefy spadkowej zahamować i jednak odwrócić. Z kolei dwa domowe zwycięstwa nad Wisłą Płock (3:1) oraz Miedzią Legnica (4:2) ustawiły Śląsk i samego trenera w zupełnie innej sytuacji. Jeżeli nawet przegrałby na Łazienkowskiej z drużyną, która ze swojego stadionu uczyniła twierdzę, końcowe wrażenia będą inne – że Jacek Magiera podjął się wyzwania i bohatersko poległ, dlatego brawa za odwagę i pomysł. Jeżeli na koniec byłby jednak spadek, oznaczałoby to, że do naprawienia pozostało jednak zbyt wiele, zabrakło czasu, aby sobie z tym poradzić.
W tej chwili to tylko spekulacje, bo na stole leży wariant, który wciąż ma szansę na spełnienie. Jeżeli Śląsk w Warszawie wygra albo osiągnie inny wynik dający mu utrzymanie, Jacek Magiera będzie słusznie okrzyknięty bez mała cudotwórcą. Sam nie unika działającego na wyobraźnię porównania – jego zdaniem utrzymanie Śląska byłoby równie trudne pod względem skali wyzwania, jak zdoby