GIERA U SIEBIE
cie mistrzostwa Polski z Legią w 2017 roku. Wcale nie uważam, że to wypowiedź pod publiczkę. On naprawdę ma mocne argumenty, żeby tak sądzić.
L★★★
egia była mu bardzo dawno temu pisana, a jednak już dwa razy się na niej sparzył. W październiku 2014 roku był trenerem trzecioligowych rezerw, kiedy mógł się poczuć jak popychadło, w każdym razie ktoś zupełnie nieistotny. Legia II rozgrywała mecz z Lechią Tomaszów Mazowiecki, a jego drużynę bez żadnego pytania i konsultacji jednorazowo przejęli ludzie ze sztabu Henninga Berga. Wytypowali do gry dziesięciu zawodników z kadry pierwszego zespołu, trzech asystentów Norwega wpakowało się nawet na ławkę, a Magiera stał gdzieś z boku i przez cały mecz w oszołomieniu zastanawiał się, co on tu właściwie robi. Ludzie Berga przyszli, narobili bałaganu, zespół przegrał 0:3 i zostawili Magierze
ten bajzel. Porażka poszła na jego konto. Wtedy wziął to na klatę, lecz gdy nadarzyła się okazja, odszedł i został trenerem Zagłębia Sosnowiec.
Wiedział, że kiedyś wróci na Łazienkowską i stało się to dość szybko, gdy trzeba było ratować ligowy sezon po fatalnym początku w Ekstraklasie trenera Besnika Hasiego. Legia Magiery nieźle pokazała się w Europie, mimo rozstania z paroma gwiazdami zdobyła mistrzostwo Polski. Przy pierwszym większym kryzysie prezes Dariusz Mioduski postanowił go jednak zwolnić. Na kilometr pachniało to odcinaniem się od decyzji, które podejmowano jeszcze w starym układzie właścicielskim.
Od tamtego rozstania we wrześniu minie już sześć lat. Jacek Magiera poprzedniej wiosny pracę w Śląsku stracił po warszawskiej porażce z Legią, co musiało go boleć podwójnie. A w niedzielę jednym meczem może sobie zrekompensować te wszystkie gorzkie przeżycia. I znowu poczuć się jak mistrz Polski.