Pięć kroków do degradacji 1.
Po rundzie jesiennej, którą Wisła Płock skończyła na piątym miejscu, a w pewnym momencie była nawet liderem ligi, wydawałoby się to niemożliwe. Teraz taka sytuacja nie powinna nikogo dziwić.
ZA CELAMI NIE POSZŁY CZYNY
Wisła żegna się z Ekstraklasą po siedmiu sezonach. Były momenty, w których wiślacy do końca bili się o europejskie puchary jak w rozgrywkach 2017/18, a już rok później Nafciarze do ostatniej kolejki drżeli o utrzymanie. Jeżeli wyciągniemy średnią z lokat, które na koniec każdego sezonu zajmowała drużyna z Płocka, otrzymamy 11. miejsce. Dziś Wisła z pocałowaniem ręki wzięłaby pozycję Stali Mielec w tabeli, lecz przez cały sezon uważała, że należy jej się wyższa lokata. Myśl o historycznym sezonie w Ekstraklasie czy walce o europejskie puchary nie zadziałała motywująco, a wręcz przeciwnie. W Płocku chciano więcej niż „tylko” utrzymanie. Za tym muszą pójść czyny, a tych wiosną po prostu nie było. Dziś trudno sobie wyobrazić, że zespół, który z hukiem spada do I ligi, do ósmej kolejki był rewelacją, a zarazem liderem Ekstraklasy.
2. ZIMOWY SEN
Po rundzie jesiennej Wisła zajmowała świetne piąte miejsce i wydawało się, że jedyne, co grozi płocczanom, to zakończenie sezonu w pobliżu połowy stawki. Jednak Nafciarze na tyle zachłysnęli się dobrą formą na starcie rozgrywek, że zupełnie przespali zimowe okno transferowe. Jeszcze na początku sezonu z Płocka wyjechał utalentowany stoper Damian Michalski, który był pierwszoplanową postacią w zespole. Zimą w jego miejsce sprowadzony został Jakub Szymański. Jesienią młodzieżowy reprezentant Polski był zawodnikiem Górnika Zabrze, w którym rozegrał w Ekstraklasie niespełna 90 minut.
W miejsce najlepszego wtedy strzelca ligi, Davo, płocczanie nie sprowadzili nikogo, bo przecież wypożyczenia skonfliktowanego z Koroną Kielce Bartosza Śpiączki nie można nazwać wielkim wzmocnieniem. Barwy zmienili też: wieloletni pomocnik Damian Rasak, a także Anton Krywociuk, który nie występował regularnie w pierwszym składzie. Na wypożyczenie do ŁKS poszedł Michał Mokrzycki, który stał się gwiazdą przyszłego beniaminka Ekstraklasy. Wisła sprzedawała i pozbywała się swoich zawodników, nie biorąc nikogo wartościowego w zamian.
3.POGOŃ ZA MIERNYM PIENIĄDZEM
Nie od dziś wiadomo, że Wisła działa na zasadzie wypromować, a następnie sprzedać, co nieraz podkreślał prezes Tomasz Marzec. Również były prezes Nafciarzy Jacek Kruszewski w rozmowie z „PS” na początku lutego podkreślał, że Wisła co jakiś czas musi sprzedać zawodnika, aby wzmocnić budżet. Nikogo to nie dziwi, jednak ruchy transferowe wiślaków z perspektywy kibica wyglądały groteskowo. Michalski odszedł z Wisły za około pół miliona euro, tylko nieco większą kwotę Nafciarze otrzymali za Davo. Do klubowej kasy za Hiszpana wpłynęło około 600 tys. euro, czyli mniej niż za Arkadiusza Recę, Damiana Szymańskiego czy Ireneusza Jelenia. Za swoich zawodników Nafciarze nie otrzymywali ofert nie do odrzucenia, ale chętnie je akceptowali.
Te ruchy powodowały, że współpraca na linii trener Pavol Staňo – prezes Marzec – dyrektor sportowy Paweł Magdoń nie układała się dobrze. Słowacki szkoleniowiec osiągał najpierw doskonałe, później dobre wyniki. Aleja k klub z Płocka zaczął sprzedawać ważnych piłkarzy i sprowadzać przeciętnych zawodników, tonie powinno dziwić, że wyniki były coraz gorsze.
4. STRAŻAK NA JUŻ
Publiczne wyrażenie poparcia dla szkoleniowca przez prezesów często działa jak pocałunek śmierci. Nie inaczej było w przypadku Wisły. Kiedy wszystko zaczęło się sypać, prezes Marzec wciąż podkreślał, że trener Staňo o swoją pozycję obawiać się nie musi. Była to pewnego rodzaju zmiana, gdyż poprzednik Słowaka Maciej Bartoszek został zwolniony po trzech porażkach na początku rundy wiosennej. Kiedy wydawało się, że Staňo dotrwa do końca sezonu, władze Wisły pożegnały słowackiego szkoleniowca po porażce ze Śląskiem dwie kolejki przed końcem, mimo że drużyna wciąż była nad strefą spadkową. Zastąpił go niedoświadczony Marek Saganowski, dla którego to pierwsza praca w Ekstraklasie (przyszedł z Ii-ligowej Pogoni Siedlce). Z nowym trenerem drużyna nie zdobyła nawet punktu w dwóch meczach. Trudno znaleźć racjonalne wytłumaczenie zatrudnienia Saganowskiego.
5. OKRUTNE LICZBY
W całej rundzie wiosennej płocczanie zdobyli tyle samo punktów, co w pierwszych trzech kolejkach jesieni (dziewięć). Na wyjazdach wygrali tylko dwukrotnie, ale ostatni raz 31 lipca – w Poznaniu.
W roku 2023 byli najgorzej punktującym zespołem Ekstraklasy i powoli roztrwaniali zaliczkę, którą zapewnili sobie jesienią. To wszystko przemawia za tym, że Wisła zasłużyła na spadek, a pierwsze kolejki rozgrywek tylko zakłamały obraz całych rozgrywek. Wystarczy popatrzeć na tabelę ostatnich 25 kolejek – na przestrzeni blisko 75 proc. sezonu Nafciarze są drugą, po Miedzi, najgorszą drużyną.