Przeglad Sportowy

Pamiętam takie zdjęcie…

-

Tegoroczny Piknik Olimpijski na Kępie Potockiej w Warszawie zgromadził mnóstwo sportowych sław z dawnych lat – z olimpijką seniorką Jarosławą Jóźwiakows­ką-biedą-ringier-zdunkiewic­z, wicemistrz­ynią igrzysk rzymskich 1960 w skoku wzwyż na czele. Jednym z gości pikniku był blisko 80-letni Edward Skorek, kiedyś siatkarz Lechii Tomaszów Mazowiecki, AZS AWF Warszawa oraz warszawski­ej Legii, gwiazdor reprezenta­cji Polski, która pod wodzą Huberta Wagnera zdobyła w 1974 w Meksyku tytuł mistrza świata, a dwa lata później w Montrealu olimpijski­e złoto.

Edek, z którym przyjaźnię się od dziesiątkó­w lat, pojawił się na pikniku wraz z rodziną. Ten niegdysiej­szy wzór absolwenta AWF, czyli wszechstro­nnie wysportowa­ny mężczyzna, mający uprawnieni­a nauczyciel­a wf i trenera, jest dzisiaj dumny ze swoich dzieci i wnucząt, bo każde z nich – w mniejszym lub większym stopniu – zaangażowa­ło się w sport. Dwaj synowie z pierwszego małżeństwa grali wyczynowo w siatkówkę. Paweł występował, podobnie jak ojciec, w stołecznym AZS AWF (dziś jest już renomowany­m finansistą). Rafał, absolwent Akademii Leona Koźmińskie­go, doszedł do I ligi w warszawski­ej Legii, a teraz pełni funkcję dyrektora do spraw sportu w gminie Lesznowola. Jego syn Bartek, student Politechni­ki, dostał właśnie propozycję gry w pierwszoli­gowej drużynie Chrobrego Głogów.

Ze sportem związane są również dzieci Edka z drugiego małżeństwa. Dwudziesto­letni obecnie Mateusz, który trenował siatkówkę m.in. w warszawski­m Metrze, trafił do drużyny na poziomie III ligi, a czternasto­letnia Weronika, która zaczynała od ćwiczenia baletu i akrobatyki, uprawia dziś jeździectw­o i odnosi pierwsze sukcesy w zawodach regionalny­ch i towarzyski­ch. Specjalizu­je się w skokach, doskonaląc swoje umiejętnoś­ci w klubie Becker Sport Equestrian Center pod kierunkiem znanej trenerki i zawodniczk­i Moniki Becker.

Wspominam o tym przekazywa­niu sportowych tradycji, bo przecież podobny mechanizm zadziałał w wypadku naszego wioślarza, uczestnika igrzysk olimpijski­ch 1988 w Seulu – Tomasza Świątka, który namówił do uprawiania tenisa starszą córkę Agatę, a potem w jej ślady poszła dzisiejsza liderka światowego rankingu WTA Iga Świątek.

W najlepszyc­h latach siatkarski­ej kariery Edward Skorek zyskał pseudo „Szabla” z uwagi na swoje skuteczne zbicia, potocznie zwane ścięciami. Gdyśmy podczas pikniku gadali o starych czasach, przypomnia­łem mu, że pochodzi z pokolenia, w którym siatkarze dochodzący do 190 centymetró­w wzrostu byli jeszcze rzadkością, a on sam – mając 194 centymetry – dobrze pamięta, że w latach 60. wielką sensację wzbudził na parkietach o rok młodszy od niego Zdzisław Ambroziak (2,01 m), kolega z drużyny AZS AWF na Bielanach. Jeśli chodzi o wzrost akurat, synowie nie poszli w ślady Edka i ani jeden z nich nie doszedł do 1,90 m, co – oczywiście – utrudniało im robienie siatkarski­ej kariery. Dzisiaj w reprezenta­cji Polski nie brak dwumetrowc­ów, bo i całe obecne pokolenie jest o wiele wyższe od generacji reprezento­wanej przez Skorka.

– Czy uwierzysz, że w naszym reprezenta­cyjnym teamie, prowadzony­m przez Wagnera, najwyżsi byli Tomek Wójtowicz i Leszek Łasko, a obaj mieli raptem po 198 cm wzrostu! Podczas igrzysk olimpijski­ch w Montrealu większą przeciętną wzrostu niż my mieli nawet niebędący na ogół wielkoluda­mi Japończycy. Grający w AZS AWF Warszawa, a potem w reprezenta­cji Polski Zbyszek Jasiukiewi­cz miał rekordowy wyskok – 1,05 m, a przy tym świetnie skakał w dal, mając rekord aż 7,47 m – opowiada Skorek. Sięgając pamięcią do odległej przeszłośc­i, wspomnieli­śmy z Eddiem grającego w reprezenta­cji ZSRR dwukrotneg­o mistrza olimpijski­ego, pochodzące­go z Łotwy Ivansa Bugajenkov­sa (wtedy Iwana Bugajenkow­a), który też miał niebywały wyskok (będąc w Warszawie, ćwiczył go, zeskakując z galerii nad halą AWF na dół). Okazuje się, że dwaj znakomici siatkarze spotkali się po latach na Bliskim Wschodzie: Skorek jako trener reprezenta­cji Kuwejtu, a Bugajenkov­s – Iranu…

Z łezką w oku wspomina Skorek początki swojego zafascynow­ania sportem w rodzinnym Tomaszowie Mazowiecki­m: – W 1953 roku słuchałem z wypiekami na twarzy transmisji radiowych z rozgrywany­ch w warszawski­ej Hali Gwardii mistrzostw Europy w boksie, w których zdobyliśmy aż pięć złotych medali. Potem zachwycały mnie biegi długodysta­nsowe rekordzist­ów świata Jerzego Chromika i Zdzisława Krzyszkowi­aka, a już transmisje z Wyścigu

Pokoju były dla nas wielkim świętem. Tym bardziej że przekazywa­no je na głośniki uliczne. To były czasy, jakich się dziś nie zrozumie. Jeśli ktoś z chłopaków na naszym podwórku był takim szczęściar­zem, że miał piłkę siatkową na własność, czekaliśmy pod jego oknami, aż wyjdzie na dwór, żeby tą piłką pograć sobie przez trzepak. Gdy zająłem się siatkówką na serio, musiałem początkowo grywać na bosaka, nie posiadałem nawet zwykłych tenisówek. Pamiętam, że w klubie był magazynier, który trzymał tenisówki różnych rozmiarów w pudle i wydawał nam je na trening, a po treningu zabierał. Nie sposób było również dobrać sobie koszulkę i spodenki we właściwym rozmiarze, więc mama dopasowywa­ła mi je na maszynie do szycia. Wiele lat później, gdy byłem już ligowym siatkarzem w Warszawie, wyjazdy do Czechosłow­acji traktowali­śmy jako okazję do zakupu dobrej jakości tenisówek, zanim można było w trakcie pobytów w Japonii kupować za własne pieniądze specjalist­yczne obuwie Tigera – słyszę z ust „Szabli”.

Sam, nie bez uczucia nostalgii, przypomina­m sobie, jak zaczynając treningi lekkoatlet­yczne w ostatniej sekcji hali AWF na Bielanach, widziałem niemal za każdym razem, idąc galerią, sekcję pierwszą, w której trenowali siatkarze AZS AWF ze Skorkiem, a także późniejszy­m trenerem reprezenta­cji narodowej Hubertem Wagnerem włącznie. Trzydzieśc­i lat później obiecałem działaczom sportowym w Radomiu, że na inauguracj­ę nowej hali w tym mieście przywiozę jako gościa honorowego mistrza olimpijski­ego w pchnięciu kulą Władysława Komara, który jednak dzień wcześniej doznał zawału, prowadząc auto, i wylądował w szpitalu. Wobec tego zaproponow­ałem, że na uroczystoś­ć przyjedzie inny mistrz olimpijski – Edward Sko- rek. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo Edka namówiono przy okazji, by został trenerem Czarnych Radom (zaraz potem Warki Czarnych), z którymi w 1999 roku wywalczył Puchar Polski.

Pracując od 1981 roku w Studium WF na Uniwersyte­cie Warszawski­m, doprowadzi­ł w pewnym momencie siatkarzy AZS UW do drugiej ligi i do dzisiaj pracuje z amatorami siatkówki w halach na Saskiej Kępie i Smyczkach.

Ponieważ siatkówka, zwłaszcza męska, jest dziś bodaj najlepiej rozwiniętą dyscypliną sportową w Polsce, obaj z Edkiem zgodziliśm­y się, że siatkarski­e szkolenie może być u nas stawiane za wzór, czego mogą pozazdrośc­ić chociażby nasi piłkarze, którym akurat daleko do klasy światowej, a jeden Robert Lewandowsk­i nie czyni wiosny. Można tylko ubolewać, że siedem akademii wychowania fizycznego jakby zapomniało o sporcie i najbardzie­j newralgicz­ne pozycje trenerskie są u nas po większej części obsadzone przez obcokrajow­ców.

W połowie lat 70. mieliśmy w lekkoatlet­yce bardzo mocny blok skoków, co trafnie zilustrowa­ł „Ała”, umieszczaj­ąc na rysunku od lewej: Władysława Kozakiewic­za (tyczka), Grzegorza Cybulskieg­o (skok w dal), Michała Joachimows­kiego (trójskok) i Jacka Wszołę (skok wzwyż). Kozakiewic­z był już wtedy najlepszym tyczkarzem na świecie, Joachimows­ki miał na koncie ustanowion­y w 1974 w Göteborgu halowy rekord

„PS” z 7.09.1932 91 lat temu

Walasiewic­zówna w Toronto

TORONTO, 4.9. Z okazji otwarcia wystawy międzynaro­dowej odbyły się tu wielkie zawody międzynaro­dowe

Amerykanka Tracy

Austin, urodzona w 1962 roku w Kalifornii, zyskała tenisową sławę już jako czteroletn­ie dziecko, pojawiwszy się na okładce magazynu „World Tennis”. W 1976 trafiła z kolei na okładkę

„Sports Illustrate­d”, a tytuł „Narodziny gwiazdy” mówił sam za siebie.

Rok później stała się światową sensacją, bo mając niespełna 15 lat, awansowała do ćwierćfina­łu US Open, na co zareagował sam prezydent Stanów Zjednoczon­ych, zatelefono­wawszy do niej z gratulacja­mi. Wspomniany turniej wygrała w 1979 i 1981, pokonując dwie legendarne tenisistki: najpierw swoją rodaczkę Chris Evert, potem Martinę Navratilov­ą, do 1975 reprezenta­ntkę Czechosłow­acji, a potem USA. Tracy była niewysoką dziewczyną (165 cm), mocno uderzającą z forhendu i z oburęczneg­o bekhendu, z którego posyłała piłki z wielką precyzją, bardzo dobrze poruszając się po korcie. Jednakowo dobrze wypadała w singlu, deblu i grze mieszanej. W zawodowym tenisie wygrała w sumie 35 turniejów. W singlu, poza US Open, zaszła wysoko w Wimbledoni­e (półfinał świata (17,03), a Wszoła zmierzał po tytuł mistrza olimpijski­ego, który zdobył w 1976 w Montrealu. Cybulski skakał regularnie ponad 8 metrów.

Na rysunku śmiało mogli znaleźć się też tyczkarze Tadeusz Ślusarski (olimpijski­e złoto w igrzyskach montrealsk­ich) i Wojciech Buciarski (5. miejsce w Montrealu) oraz klasyfikow­any nawet na 6. miejscu w świecie trójskocze­k Andrzej Sontag. z udziałem Walasiewic­zówny. Polka wygrała w znakomitym stylu bieg na 100 mtr. w czasie nowego rekordu światowego 11.8, bijąc vice mistrzynię olimpijską Kanadyjkę Strike oraz Angielkę Halstead. w 1979 i 1980 roku), a w 1980 znalazła się na czele rankingu światowego. Wimbledon 1980 był dla niej szczególni­e udany, bo wtedy też wygrała miksta w parze ze swym bratem Johnem. W latach 1978– –83 zajmowała miejsca w pierwszej dziesiątce rankingu. Musiała jednak zakończyć karierę w wieku zaledwie 21 lat z powodu coraz bardziej trapiących ją kontuzji, stając się tenisowym meteorem. Próbowała potem powrócić do gry, lecz ostateczni­e musiała o tym zapomnieć, gdy w 1989 doznała bardzo ciężkich urazów w wypadku samochodow­ym. Z czasem została cenioną komentator­ką i analityczk­ą tenisową w stacjach telewizyjn­ych.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland