KRÓL, KING I MISTRZ
W sobotę zaczynają się mecze o mistrzostwo. Śląsk Wrocław jest obrońcą tytułu, a King Szczecin w serii o złoto debiutuje.
Ztymczasem tego zespołu żartowano, że zawodnicy mają tam za dobrze, więc jest skazany na przeciętność.
King Szczecin wreszcie przełamał niewidoczną barierę i zagra w finale. Choć były sezony, w których wydał dużo więcej. Za klubem stoi nietypowy sponsor i prezes Krzysztof Król, który nie chce rozgłosu, choć i tak go zyskał. Uczciwością.
Pieniądze z wyprzedzeniem
Król wchodzi do szatni i pyta zawodników, czy może im przesłać pensję miesiąc wcześniej. To nie przejęzyczenie. Nie później, ale wcześniej. Takie sytuacje zdarzały się w Szczecinie i w zasadzie nikogo od dawna nie szokowały. Do podejścia Króla wszyscy byli i są w środowisku przyzwyczajeni. Jeśli on da słowo, to na pewno go dotrzyma. A płaci z góry, bo wyznaje filozofię, że skoro pieniądze już są na klubowym koncie, to dlaczego ich nie przelać do zawodnika? Od debiutu w ekstraklasie dziewięć lat temu to prawdopodobnie jedyny klub, który wszystko przesłał w terminach wpisanych na umowach. Brzmi trochę absurdalnie, ale takie są ligowe realia. Król do ekstraklasy trafił w 2014 roku, gdy nie znał się za bardzo na koszykówce i jej realiach. Uczciwy, lojalny, ufny, prostolinijny (w dobrym tego słowa znaczeniu!), ale też trochę chyba naiwny – z tymi cechami kojarzył się w polskim baskecie. Uwidocznił to już jego pierwszy ekstraklasowy sezon. Wtedy przez połowę rozgrywek z zespołem pracował związany od dłuższego czasu z klubem doświadczony trener Krzysztof Koziorowicz. Mimo kiepskich wyników wymieniono go na jego własne życzenie na Mihailo Uvalina. Za kadencji Serba w rezultatach niewiele się poprawiło, ale przez zespół przewinęło się wielu koszykarzy. Potem na zaufanie i spokój mogli liczyć inni szkoleniowcy. Gdy Mindaugasa Budzinauskasa w 2018 roku dopadła choroba nowotworowa, to Król znacząco pomógł mu w leczeniu i wspierał na różne sposoby. Nie ściągnął na jego miejsce innego trenera, ale powierzył tymczasowo zespół asystentowi Łukaszowi Bieli i czekał, aż Litwin będzie gotowy do powrotu. Budzinauskas (zmarł półtora roku temu) po przerwie pracował jeszcze w klubie przez sezon, a potem oddał stery Bieli, który zdaniem prezesa zasłużył na szansę.
Klub istnieje od 2006 roku. wtedy pojawiła się nazwa Wilki Morskie nawiązująca do historycznego określenia koszykarzy Pogoni Szczecin. Do 2011 roku skupiały się na szkoleniu młodzieży, dopiero w sezonie 2011/12 zadebiutowały w II lidze. Będący właścicielem sieci hurtowni papierosów King Król koszykówką zainteresował się ze względu na córkę Agnieszkę, która była zawodniczką. Przez pewien czas prowadzono dwie sekcje: kobiecą i męską. Żeński zespół pierwszy dostał się do ekstraklasy, ale po jednym sezonie został wycofany. Nie miał wsparcia ze strony miasta, a Król nie chciał finansować go w 100 procentach. W przypadku męskiej drużyny Szczecin się zaangażował i do dzisiaj tworzy jeden z dwóch filarów budżetu klubu. Gdyby nie sponsorzy całej ligi, to parkiet Netto Areny byłby w zasadzie czysty, bo nawet King nie afiszuje się tam z reklamami.
Wywiad? Niechętnie
Inna sprawa, że większa liczba sponsorów chyba niekoniecznie odpowiadałaby Królowi. W Kingu może zarządzać w zasadzie sam. Żartowano, że osobiście wysyła przelewy, a w klubie poza nim, zawodnikami i sztabem nikt nie pracuje. To oczywiście przesada, ale faktem jest, że King raczej średnio dbał np. o marketing. Nic dziwnego, że na trybunach nie było tłumów. Król nie dbał też o swoją rozpoznwalność. Nie lubi być nazywany bogatym, nie pcha się do mediów i – w przeciwieństwie do innych – szefów klubowych do stanowisk w koszykarskich krajowych władzach. Bardzo rzadko udzielał wywiadów. W 2016 roku porozmawiał dłużej z portalem Polskikosz.pl. Rok później „Przeglądowi Sportowemu” tłumaczył szczegółowo, dlaczego zawiesił drużynę po porażce z Siarką Tarnobrzeg. – Ależ wszyscy mi to mówią! – stwierdził, gdy spytaliśmy, czy ma wrażenie, że na średnie wyniki wpływa to, że zawodnicy mają u niego aż za dobrze. Zawsze przedstawiano go jako prezesa, choć formalnie nim długo nie był. W początkach gry jego zespołu w elicie okazało się, że przepisy zabraniają prezesom siedzieć na ławce rezerwowych. A Król chciał być obok zawodników, więc ligę przechytrzył. Zrzekł się stanowiska i przez lata przyglądał się zespołowi z bliska. Zapewne nie na wszystkich zawodników i trenerów oddziaływało to dobrze, ale Król nie chciał bezpośrednio wpływać na grę zespołu. W przeciwieństwie do wielu prezesów (aktualnie znowu nim jest – według KRS od 12 kwietnia) nie szaleje w trakcie spotkań i nie reaguje ekspresyjnie. Zadowala się samą obecnością w środku drużyny. Wydawało się też, że zadowala się miejscem w środku tabeli. Można było odnieść wrażenie, że choć Król inwestuje, a klub momentami rozrzuca pieniądze, to prezes nie ma wielkiego parcia na wynik. Spadek nigdy drużynie nie groził, celem był awans do play-off, a w ćwierćfinale szczecinianie kilka razy gładko przegrywali. O europejskich pucharach we wspomnianym wywiadzie dla Polskikosz.pl powiedział, że to dodatkowe koszty i ktoś musiałby się dołożyć. Ale skoro Kinga nie było na podium to temat nigdy w zasadzie nie był na poważnie poruszany. Teraz powinien, otworem może stanąć Liga Mistrzów. Z Kinga słychać głosy, że do tego potrzebne będzie jednak większe wsparcie miasta.
W obecnym sezonie King zadebiutował w regionalnej lidze ENBL, co można było uznać za przełom. W ekstraklasie drużyna prowadzona przez idealnie chyba pasującego do Króla charakterem i podejściem do życia Arkadiusza Miłoszewskiego od początku była w czołówce. Do play-off przystąpiła z drugiego miejsca. A potem wyeliminowała może w tym roku nie silniejsze, ale mające większą renomę Anwil i Stal. I wcale nie potrzebowała do tego wielkich wydatków i wielkich nazwisk. Żaden gracz nie ma imponującego CV, nawet jak na warunki EBL. Wśród Polaków są byli kadrowicze, ale daleko im do Macieja Lampego, który właśnie w Kingu zagrał kilka lat temu pod koniec kariery. Chociaż był to kontrakt „promocyjny”, to i tak jak na polską ligę wysoki.
Dmuchanie na zimne
Teraz w środowisku można usłyszeć, że Król się zmienił i czasem przesadza w drugą stronę. Bo tak jak kiedyś w Kingu chętnie wydawali pieniądze, tak teraz prezes czasem jest oporny i trzeba być w negocjacjach bardzo cierpliwym. Król już dmucha na zimne i nie chce dać się oszukać. Wie dużo więcej o koszykarskim biznesie, choć jego systemu wartości to raczej nie zmieniło i nie poszedł w ślady wielu konkurentów. Przelewy nadal przychodzą na czas. A nawet wcześniej.