Kiedy się krzywić, a kiedy uśmiechnąć
Najpoważniejszych kandydatów było dwóch i łączyły ich inicjały, ale zwycięzca mógł być tylko jeden – prezes Cezary Kulesza zdecydował, że eliminacje EURO 2024 dokończy Michał Probierz, a nie Marek Papszun. Kto wie, czy dla trenera ciągle opromienionego niedawnymi sukcesami Rakowa, w tym mistrzostwem Polski, to nie był niepowtarzalny w karierze moment na to, by zostać selekcjonerem. Skądinąd wiadomo, że Papszun bardzo na to liczył, co jest oczywiście zrozumiałe – po pierwsze: który ambitny szkoleniowiec by tego nie chciał, a po drugie: pozostaje przecież chwilowo poza karuzelą, w roli telewizyjnego eksperta czy stadionowego bywalca. Były trener częstochowian oglądał z trybun PGE Narodowego spotkanie z Wyspami Owczymi. Siedziałem niedaleko i trudno było nie odnieść wrażenia, nawet nie będąc specjalistą od mowy ciała czy mimiki, że… jest o coś zły (abstrahując od poziomu widowiska), strach podchodzić, zniecierpliwiony żuje gumę ze skrzywioną miną. Z kolei kilka dni później, po klęsce z Albanią, która strąciła Fernando Santosa z posady, Papszun już zdecydowanie ze swadą i uśmiechem nie chciał odpowiadać w studiu TVP na pytania, czy odbierze telefon od prezesa PZPN. Zarzekał się, że go wyłączy, no ale bądźmy poważni – czekał nań. Tyle że ten najważniejszy telefon prezes wykonał jednak do innego pana MP, czego drugi MP nie przyjął zbyt dobrze. Panie trenerze, nie ma co się krzywić – krzesło selekcjonera reprezentacji Polski tak ostatnio parzy, że chociaż wszyscy (wszyscy?) pragniemy stabilizacji, to kolejna szansa, by na nim usiąść, może nadarzyć się lada moment.