A OSTATNIA
atakując z 64-procentową skutecznością. I to był jedyny jasny promyczek rozświetlający zamgloną od środy przyszłość reprezentacji Polski.
Za dużo tych szczytów?
Dobra dyspozycja Czyrniańskiej, która nie grała przecież z powodu urazu mięśni brzucha w Eurovolley, pokazuje dobitnie, że pozostałe zawodniczki są już zmęczone morderczym sezonem. I trudno im się dziwić, przecież grają w biało-czerwonych barwach na okrągło od 24 maja, gdy w Radomiu odbyły się mecze towarzyskie z Francją. Do tego dochodziły męczące podróże, zmiany stref czasowych, treningi. Lavarini chciał przygotować w tym sezonie aż trzy szczyty formy, ale czy to możliwe, gdy gra się właściwie cały czas tym samym składem? Jednak Włoch nie miał wyjścia. Musiał w każdym meczu wystawiać najlepsze zawodniczki, bo porażki oznaczają straty punktowe i spadek w rankingu FIVB. A przecież w przypadku niepowodzenia w Łodzi Polki będą ubiegały się o olimpijskie przepustki jako jedna z pięciu drużyn najwyżej sklasyfikowanych w światowym rankingu po przyszłorocznej Lidze Narodów. Problem w tym, że porażka z Tajlandią przyniosła naszej drużynie stratę blisko dziesięciu punktów (9,68). Biało-czerwone utrzymały wprawdzie dobrą siódmą pozycję, ale coraz bliżej za ich plecami są już Japonki (Polska 309,94 – Japonia 305,75).
Zanim jednak zaczniemy liczyć punkty rankingowe i zastanawiać się, które miejsce da Polkom awans do Paryża, miejmy nadzieję, że nasze panie potrafią się podnieść po wpadce z Tajlandią i wywalczą olimpijskie bilety w Łodzi. Trudy morderczego sezonu dają się we znaki także innym zespołom. Chinki przegrały u siebie z Kanadą, Niemki omal nie uległy słabiutkiej Słowenii, która w piątym secie prowadziła z zespołem Vitala Heynena 10:5. – W tych turniejach kwalifikacyjnych będą się jeszcze działy różne dziwne rzeczy. Nie przekreślajcie szans waszego zespołu – mówi były selekcjoner męskiej reprezentacji Polski. W końcu nadzieja umiera ostatnia.