Z Łukaszem Superpuchar będzie super!
JAKUB WOJCZYŃSKI (DZIENNIKARZ „PS” ONET): Kiedy pojawił się pomysł obsadzenia pana w roli prezesa ligi koszykarzy?
ŁUKASZ KOSZAREK (BYŁY REPREZENTANT POLSKI, PREZES POLSKIEJ LIGI KOSZYKÓWKI): Gdy poprzedni prezes Radosław Piesiewicz został szefem PKOL. zrezygnował z bycia prezesem PLK i zaczęliśmy rozmawiać, czy byłbym dobrym kandydatem. Wiem, że byli inni pretendenci.
Plotki na temat prezesa Koszarka w mediach pojawiały się już jednak wcześniej…
No tak, ale plotek komentować.
Czyli wcześniej ktoś mógł rzucić, że może będzie pan prezesem, ale na poważnie zaczęliście rozmawiać dopiero po wyborach w PKOL? Tak. Oczywiście, że między sobą rozmawialiśmy półżartem na różne tematy, ale kluczowa była jednak sytuacja po wyborach do PKOL. Gdyby ich wynik był inny, to przecież nie doszłoby do zmiany w PLK.
W środowisku panuje przekonanie, że jest pan człowiekiem Piesiewicza.
Mogę się tylko cieszyć z tego powodu, że mam częsty kontakt z prezesem PKOL. To dla prezesa PLK tylko i wyłącznie świetna sprawa. Zamierzam się od niego dużo nauczyć. Jesteście przeciwieństwami. Pan to były koszykarz, a prezes Piesiewicz miał wcześniej niewielkie związki z koszykówką. Czy należy spodziewać się zwrotu w działaniach ligi, czy raczej kontynuacji? Na pewno to będzie kontynuacja. Faktycznie, do ligi przyszedł człowiek trochę innego typu, ale jednak to moje doświadczenie z boiska nie ma decydującego znaczenia. W pracy prezesa sportu jest naprawdę mało. Wiele natomiast innych aspektów, których nie miałem okazji doświadczyć na boisku. Mam bardzo duże doświadczenie sportowe, ale jeśli chodzi o zarządzanie i funkcjonowanie, to muszę się jeszcze sporo nauczyć. Na pewno chcę wykorzystywać doświadczenie poprzedniego prezesa. Jak wygląda na co dzień praca prezesa Koszarka?
Kontroluję i nadzoruję wszystko to, o czym mówiłem, by uniknąć wpadek organizacyjnych. Mogę jednak powiedzieć, że w tym momencie jeszcze się wdrażam i uczę tego wszystkiego. Spotykam się z ludźmi ze środowiska. Część spotkań jest z mojej inicjatywy, ale dostaję też dużo więcej telefonów niż wcześniej. Dzwonią ludzie, którzy chcieliby porozmawiać na różne tematy.
Już się ktoś obraził, że ze względu na starą znajomość nie chciał pan pójść mu na rękę?
Nie, ale są takie z prośbami... nie będziemy rozmowy
„Daj licencję albo nie zapłacę”? Nie, takich nie. Ale mam dobre relacje z większością prezesów. Wielu znałem już wcześniej, a jeszcze muszę złapać lepszy kontakt z kilkoma klubami, bo nie było czasu, żeby się lepiej poznać. Nawiązywałem do Zastalu Zielona Góra, w którym grał pan przez wiele lat. Nie jest tajemnicą, że próbował pan odzyskać zaległe pieniądze i to się jeszcze nie udało. Teraz jako prezes ligi mógł pan mieć wpływ na decyzję o przyznaniu Zastalowi licencji. Czy to była trudna sytuacja do rozwiązania? Czy może odsunął się pan od podejmowania decyzji w sprawie Zastalu? Trochę tak było. Może nie odsunąłem się całkowicie od Zastalu, ale odsunąłem swoje sprawy i o tej sytuacji w ogóle w lidze nie rozmawiałem. Klub spełnił w zasadzie wszystkie wymogi regulaminowe i dlatego dostał licencję. Gdybym wykluczył ich z ligi, to byłaby najłatwiejsza decyzja i zebrałbym dużo poklasku. Ale nie o to mi chodzi, bo chcemy pomagać klubom.
I zawodnikom?
Również. Oczywiście sytuacja Zastalu jest trudna i cały czas ją monitorujemy, ale w mo
KING WCIĄŻ RZĄDZI
Mistrz Polski King Szczecin rozpoczął nowy sezon od zwycięstwa – w Sosnowcu pokonał w meczu o Superpuchar Trefla Sopot 92:90. Mecz stał na wysokim poziomie – a decydujące punkty dla szczecinian zdobył Avery Woodson sekundę przed ostatnią syreną. Z tym graczem wiązane są zresztą spore nadzieje. Ma prawie 30 lat i solidne doświadczenie w ligach europejskich. I trzeba przyznać, że solidnie wprowadził się do naszej ligi. W końcówce ważne role w ekipie Kinga odgrywali koszykarze, którzy grali tu w poprzednim sezonie – Andrzej Mazurczak i Kacper Borowski (ostatecznie wybrany MVP Superpucharu). Do wyrównania
mencie podjęcia decyzji licencyjnej spełnili wszystkie wymogi. Albo podpisali ugody, albo spłacili wszystkie zaległości. Trzeba pamiętać, że zgodnie z regulaminem obowiązują nas tylko i wyłącznie wyroki Sportowego Trybunału Arbitrażowego.
To prawda. Pana zdaniem należałoby ponownie do tej listy dopisać sąd międzynarodowy, czyli BAT? To jest ciekawe pytanie. Pamiętajmy, że BAT i tak ma swoją kontrolę nad klubem. Gdy wyroki nie są realizowane, to klub dostaje bana transferowego i ma problem ze zgłoszeniem zawodników do ligi. A jeśli nie zgłosi, to zapewne nie utrzyma się sportowo.
Jaki ma pan plan na polską ligę na najbliższe sezony?
Myślę, że liga powinna opierać się na czterech filarach. Pierwszy to Superpuchar Polski. Chciałbym go wzmocnić, by to było naprawdę pierwsze święto koszykówki w danym sezonie. Są różne pomysły, jak to zrobić, i być może zmiany zobaczymy już za rok. Drugi filar to ligowe szlagiery. Uważam, że nie należy patrzeć na średnią oglądalność ligi, bo w telewizji jest dużo sportu i decydują różne czynniki. Powinniśmy do promocji ligi wybierać potencjalnie najciekawsze mecze i grać w każde możliwe święto, gdy można zainteresować kibiców. To powinny być spotkania, które gwarantują wysoki poziom, atmosferę i emocje. Na przykład Śląsk Wrocław – Anwil Włocławek.
Czyli trochę tak jak w NBA, gdzie Lebron James czy Kobe Bryant właściwie nigdy nie mieli wolnego pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia.
Dokładnie. My jeszcze nie mamy kogoś takiego, ale pracujemy po stronie Trefla doprowadził Węgier Benedek Varadi, czyli gracz, co do którego zatrudnienia w Sopocie kibice mieli najwięcej wątpliwości. Tymczasem reprezentant swojego kraju był najlepszym strzelcem meczu. Największym minusem spotkania w Sosnowcu było... mikre, jak na rangę wydarzenia, zainteresowanie ze strony widzów. Być może Superpuchar na neutralnym gruncie po prostu się nie sprawdza. Należy wierzyć, że znacznie więcej kibiców będzie na meczach Orlen Basket Ligi, która rozpoczęła się wczoraj meczem Tauron GTK Gliwice z Suzuki Arką Gdynia. Pozostałe spotkania odędą się od piątku do niedzieli.
nad tym, by stworzyć go w Polsce. Natomiast tak poważnie to istotne są emocje, a wiemy np. że Anwil jest zespołem, który wzbudza gigantyczne.
Wróćmy do czterech filarów. Trzecim powinien być Puchar Polski, który już jest świetnie opakowany, ale chcemy przygotować kolejne atrakcje. Mamy umowę na trzy lata z Sosnowcem, więc możemy nad tym pracować. A czwarty filar to oczywiście faza play-off. Żaden sport drużynowy w Polsce nie ma tak fajnie rozbudowanych play-off jak my. Wiadomo, że siatkówka jest przed nami pod względem popularności, ale oni traktują play-off po macoszemu, a prawie pół roku zajmuje im kadra. W lidze piłki ręcznej play-off wracją. A w koszykówce jest to sześciotygodniowe święto, w trakcie którego rodzą się nowi bohaterowie, a legendy upadają...
Większość kadrowiczów występujących w turnieju preeliminacyjnym do igrzysk rozpocznie sezon w polskiej lidze. Jako prezes ligi powinien być pan zadowolony, ale jako dyrektor reprezentacji – którym wciąż pan jest – chyba niekoniecznie?
Bycie liderem w drużynie, która walczy o coś w niełatwej polskiej lidze, to też jest w jakimś sensie dobra sytuacja. Podam tu przykład Michała Michalaka, który w poprzednim sezonie w Turcji czasem grał, a czasem nie i gdy przyjechał na kadrę, to widać było brak rytmu meczowego. Wrócił do Polski, zagrał trzy miesiące w Ostrowie Wlkp. i na ostatnim zgrupowaniu prezentował się już dużo lepiej. Był tym Michałem, którego dobrze znamy, bo jest pewny siebie i podejmuje decyzje na boisku. Ja uważam, że granie jest najważniejsze. Jeśli ktoś ma dobry kontrakt za granicą, to tylko przyklasnąć. Ale jeśli ktoś gra po 13–15 minut, stoi w rogu i w najważniejszych momentach siedzi na ławce, to później trudno od niego oczekiwać poważnej roli w reprezentacji.
Co chciałby pan zmienić w polskiej lidze?
Wiem, że bardzo ważny jest internet i tam powinniśmy publikować jeszcze więcej treści, bo kibice oglądają nasze spotkania także w sieci. Planujemy zmianę szaty graficznej strony internetowej i stworzenie lepszej wersji mobilnej. Czy nie obawia się pan, że po październikowych wyborach parlamentarnych dobra finansowa sytuacja ligi może zacząć ulegać zmianie? Polska koszykówka jest wspierana przez wiele spółek skarbu państwa.
Myślę, że nie ma czego się bać. Mamy podpisane długoletnie umowy i teraz po prostu musimy ciężko pracować, żeby udowodnić, że w koszykówce wszystko idzie w dobrym kierunku. Nie powinniśmy wchodzić w sprawy polityczne.
Nie zapytałbym, gdyby koszykówka sama w to nie weszła. Poprzedni prezes Piesiewicz miał dobre kontakty z partią rządzącą i jest z nią przynajmniej kojarzony. Prezes Piesiewicz to już świetnie wyjaśniał w swoich wypowiedziach. Z tego, co widziałem, wynika, że ma kolegów zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie.
Czyli można powiedzieć, że w tym momencie koszykówka jest już uniezależniona od polityki? Nigdy nie wiadomo, jak to jest naprawdę. Nigdy nie wiadomo, co ludzie sobie myślą po jednej i drugiej stronie. Ale warto zwrócić uwagę na to, że ostatnio mecze kadry są organizowane w miastach, gdzie prezydenci nie wywodzą się z partii rządzącej. To oznacza, że Pzkosz i PLK potrafią rozmawiać z każdym.
Chcę wzmocnić Superpuchar, żeby to było naprawdę pierwsze święto koszykówki w danym sezonie. Są różne pomysły, jak to zrobić, i być może zmiany zobaczymy już za rok.