WSZYSCY GRALI DLA DRACHALA
Ledwie 18-letni Dawid Drachal w pierwszej połowie rozbił rozklekotaną defensywę Ruchu. Niebiescy podnieśli się po przerwie, ale w szalonym meczu z Rakowem nie zdołali uniknąć porażki.
Warto było latem zapłacić za młodzieżowca Miedzi Legnica 600 tys. euro. To jednak śmiesznie mała suma za piłkarza mogącego regularnie grać w lidze, strzelać gole i jeszcze pracować na ekstraklasowy limit młodzieżowców, którego niewypełnienie wiąże się z karą płaconą w milionach złotych. Aby Drachal w starciu z Ruchem już w pierwszej połowie popisał się hat trickiem, nie musiał błysnąć kosmiczną formą. Wystarczyła czujność, koncentracja i pojawienie się przy piłce tam, gdzie niesfornie zostawiali ją chorzowianie, ale – jeszcze raz to podkreślmy – tylko do przerwy. Drachal wtedy zachowywał się jak snajperski kiler, wyręczając w strzelaniu goli znacznie bardziej doświadczonych ofensywnych graczy Rakowa.
Połowa młodzieżowca
A wyjazdowy mecz z Ruchem dla Rakowa wcale nie musiał być łatwy i już po pierwszych minutach na taki się nie zapowiadał. Mistrz Polski na własnej skórze testuje wzmożoną intensywność meczów spowodowaną dodatkowymi zmaganiami w Europie. Mamy jeszcze wrzesień, a spotkanie w Gliwicach było już jego siedemnastym oficjalnym występem w sezonie, a to tyle, ile wynosi liczba meczów w pełnej ligowej rundzie. Takiego natężenia grania nie znali w Częstochowie w ponadstuletnich dziejach klubu. Czas jest wyjątkowy, ale też sukcesy drużyny Dawida Szwargi nie mają precedensu w historii częstochowskiego futbolu. Właściciel klubu Michał Świerczewski dobrze wiedział, co się święci, więc w oknie transferowym do kieszeni sięgnął również głęboko jak nigdy nie dotąd. Na nowych piłkarzy, bo przecież nie tylko na Drachala (pod uwagę bierzemy wyłącznie to, co należało zapłacić poprzednim pracodawcom, a więc nie uwzględniamy sporych kwot dla piłkarzy za podpisanie kontraktów) klub wydał łącznie 4,3 mln euro, a to znacznie więcej niż wynosi budżet Ruchu na cały sezon.
Debiut i gol Podstawskiego
I ten ostatni fakt w konfrontacji Ruchu z Rakowem na wyobraźnię działał najbardziej. W krajowej skali było to klasyczne zderzenie Dawida z Goliatem, lecz w przeciwieństwie do biblijnej opowieści tu cud się nie wydarzył, choć zapachniało nim w końcówce, gdy rzut karny (po brutalnym faulu Giannisa Papanikolaou) wykorzystał Daniel Szczepan i w tym zwariowanym meczu było już tylko 3:4!
Ruch z trudem wiąże koniec z końcem, też męczy się ze skutkami urazów i domowymi sposobami usiłuje przetrwać w ekstraklasowej rzeczywistości. Zbudował kadrę na bazie polskich piłkarzy nie dlatego, że zapisał się do konkursu „Teraz Polska”, ale z powodu bardzo skromnych możliwości finansowych. Szukał więc graczy w polskich realiach sprawdzonych, choćby w dosyć przeciętnej skali, byle tylko do minimum ograniczyć ry
zyko piłkarskiego niewypału. Cierpliwie czekał też na transferowe okazje i na koniec zatrudnił Tomasa Podstawskiego – Portugalczyka, ale z polskimi korzeniami, który kiedyś nieźle się przedstawił w barwach Pogoni Szczecin. Od razu pojawił się w wyjściowym składzie, choć musi mieć zaległości. Rzeczywistość w Ruchu jest jednak taka, że trener Jarosław Skrobacz rzuca w wir walki, kogo tylko się da. Z Podstawskim się nie pomylił, bo strzelił cudownego gola, przy stanie 1:4, co było bezcennym impulsem dla Ruchu.
Nie mogli narzekać
Tymczasem Raków w kontekście stawiania czoła firmom pokroju Atalanty Bergamo jak najbardziej ma prawo narzekać na kontuzje Zorana Arsenicia i Frana Tudora, lecz gdy przyjeżdża na mecz z Ruchem, absencja nawet tak ważnych zawodników nie mogła być żadną wymówką, a przez szacunek do okoliczności nawet nie warto o nich wspominać. Ma na tyle mocną pozycję w ligowej piłce i taką głębię składu, że mimo wszystkich obciążeń i problemów w takich starciach musiał wykazać swoją wyższość. Jeżeli
by tego nie zrobił, byłby to znak, że w tym starannie zaplanowanym projekcie, uwzględniającym różne nawet nietypowe zdarzenia, coś jednak szwankuje.
I tak należało już pomyśleć przy golu na 1:0 dla Ruchu, bo jak na dłoni było widać, że znana z solidności defensywa Rakowa jest rozregulowana. Ani grający z konieczności jako lewy środkowy obrońca Papanikolaou, ani wahadłowy Srdan Plavšić (który dużo dobrego robił w ofensywie) nie byli w stanie zatrzymać dogrania piłki przez Kacpra Michalskiego w pole karne, gdzie do Tomasza Wójtowicza nie zdążył doskoczyć Ben Lederman.
Potem jednak goście zdołali wrzucić wyższy bieg i odepchnąć chorzowian od swojego pola karnego. Przenieśli ciężar gry na połowę Ruchu, a wyrównujący gol pozwolił im złapać zgubiony rytm. Gdy gola strzelił Plavšić, zdawało się, że już jest po emocjach. A jednak Ruch pokazał charakter. Podniósł się, strzelił dwa gole i dopiero Władysław Koczerhin piękną akcją odarł beniaminka ze złudzeń. Osiem goli w meczu Rakowa!? Tego jeszcze nie grali ....