Cieszyć może tylko wynik
Lech Poznań wciąż gra poniżej oczekiwań, ale wygrywa, bo ma Filipa Marchwińskiego i Kristoffera Velde.
Gdyby ktoś w Poznaniu zapytał o definicję „niewygodnego rywala”, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że w odpowiedzi przedstawione zostałyby mu wizyty przy Bułgarskiej Stali Mielec. W 2021 roku klub z Podkarpacia zwyciężył 2:1 na stadionie Lecha po dwóch wyrzutach piłki z autu Petteriego Forsella. Przed rokiem triumfował 2:0, psując ligowy debiut w roli trenera Kolejorza Johna van den Broma. Tym razem FKS musiał uznać wyższość gospodarzy, ale w stolicy Wielkopolski mają się czym martwić.
Problem van den Broma
Zwycięstwo Lecha nad Stalą Mielec pozwoliło zbliżyć się poznaniakom do czołówki, ale to jedyny pozytyw. W sobotni wieczór Kolejorz miał olbrzymie problemy, aby znaleźć receptę na rywala, który podszedł do konfrontacji przy Bułgarskiej z dobrym pomysłem. – Zauważyliśmy, że Lech ma kłopoty z wysokim pressingiem i chcieliśmy używać go jak najczęściej. Fragmentami udawało nam się to bardzo dobrze – komentował Kamil Kiereś, szkoleniowiec gości. 49-latek może być zadowolony z postawy swojej drużyny, która w pierwszej połowie objęła prowadzenie po trzecim golu w sezonie Macieja Domańskiego.
Więcej powodów do zmartwień ma John van den Brom. Holenderski szkoleniowiec długo zapewniał, że jego zespół do optymalnej dyspozycji ma dojść meczami. Kolejorz zapłacił za to jednak odpadnięciem z eliminacji Ligi Konferencji, wobec czego pozostało mu walczyć na dwóch frontach: w PKO BP Ekstraklasie oraz Pucharze Polski. Zwycięstwo nad Stalą dla poznaniaków jest drugim z rzędu, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że zostało odniesione wyłącznie dzięki błyskom Filipa Marchwińskiego i Kristoffera Velde.
To właśnie ten duet zagwarantował brązowym medalistom ubiegłego sezonu oba gole. Dla Marchwińskiego to już czwarte trafienie w sezonie PKO BP Ekstraklasy, co oznacza, że znajduje się o krok od wyrównania swojego najlepszego wyniku z ubiegłych rozgrywek (pięć goli). Ma czego żałować Velde, który mógł mieć co najmniej hat tricka, gdyby miał nieco lepiej ustawiony celownik.
Poziom trudności rośnie
Trener Lecha może usprawiedliwiać się tym, że obecnie w jego zespole nie brakuje kontuzji.
W spotkaniu ze Stalą Mielec na ławce rezerwowych zasiadało tylko siedmiu piłkarzy. Do zdrowia wciąż nie doszedł Mikael Ishak, którego po przejściach związanych z boreliozą każda nawet najmniejsza infekcja kosztuje bardzo dużo. Z kadry w ostatniej chwili wypadł Antonio Milić, do dyspozycji szkoleniowca nadal nie są Barry Douglas, Nika Kwekweskiri i Ali Gholizadeh, a sobotnie starcie z urazem pachwiny zakończył Dino Hotić.
Na mecz przeciwko Stali van den Brom przyjął ten sam plan co podczas derbów z Wartą (2:0) – zdecydował się zagrać trójką środkowych obrońców. Widząc jednak, że gra jego zespołu nie układa się tak, jakby sobie tego życzył, bardzo szybko zmienił plany. Po pół godzinie gry boisko opuścił młodzieżowiec Michał Gurgul, a Kolejorz wrócił do standardowego ustawienia. Podobnie Lech powinien zagrać już w czwartek, kiedy na Bułgarską zawita Raków Częstochowa. Konfrontacja z mistrzem Polski powinna być weryfikacją dla drużyny van den Broma, która jeżeli zagra na podobnie przeciętnym poziomie jak ze Stalą, może mieć olbrzymie kłopoty. A to, że Raków dobrze czuje się w Poznaniu, pokazały ostatnie dwa sezony – ekipa spod Jasnej Góry wygrała dwa ostatnie ligowe starcia z Lechem (1:0, 2:1) na jego stadionie, a ponad rok temu wznosiła tam również Superpuchar Polski, ogrywając KKS 2:0.
Teraz Puchar Polski
Kiedy kilka tygodni temu Stal przegrała w Częstochowie z Rakowem (0:2), jej kibice zarzucali, że zagrała ze zbyt dużym respektem dla rywala. Tego samego nie można powiedzieć o występie w Poznaniu, jednak nie pozwoliło to przełamać złej passy meczów wyjazdowych. O ile FKS świetnie radzi sobie przy Solskiego (dziesięć zwycięstw z rzędu), tak na triumf poza domem czeka od kwietnia, notując siedem spotkań bez wygranej.
Teraz przed mielczanami kolejny mecz w roli przyjezdnych. Po wizycie w Poznaniu Stal nie wracała na Podkarpacie, tylko udała się bezpośrednio do Opola, gdzie we wtorek zmierzy się z liderem I ligi Odrą w ramach 1/32 finału Pucharu Polski.
– Zamierzamy potraktować te rozgrywki bardzo poważnie i będziemy chcieli w nich wygrywać – zapewnił Kiereś, który wspomnienia z krajowym pucharem ma bardzo dobre. Przed dwoma laty z Górnikiem Łęczna dotarł aż do ćwierćfinału, co wówczas było najlepszym wynikiem w historii tego klubu.
Stal, aby wyrównać największe osiągnięcie w Pucharze Polski, musiałaby awansować do wielkiego finału na Stadionie Narodowym.