Przeglad Sportowy

SŁODKI SMAK MALAGI

- ANTONI BUGAJSKI

Widzew Łódź niezmienni­e jest uzależnion­y od Bartłomiej­a Pawłowskie­go. Jeżeli on jest w formie, jego zespół potrafi przynajmni­ej przez jakiś czas porządnie nastraszyć każdego polskiego rywala. Ciekawe, czy taki status zaspokaja ambicje Pawłowskie­go, bo kiedyś mierzył znacznie wyżej, o czym przypomina okrągła rocznica wielce wymownego wydarzenia w jego życiu.

Real Valladolid prowadził u siebie z Malagą 2:1, była 76. minuta. Ze skrzydła zagrywał Ignacio Camacho. W tym samym czasie w pole karne wbiegał Bartłomiej Pawłowski, który na boisku pojawił się trzy minuty wcześniej. Przyjął piłkę prawą nogą, nie mając zamiaru przyduszać jej do ziemi – przeciwnie, podbił futbolówkę i odwracając się w kierunku bramki, z 14 metrów kropnął z lewej. Nie do obrony. 2:2. Wynik już się nie zmienił. W takich okolicznoś­ciach zdobył jedyną bramkę w Lalidze. 27 września mija dokładnie dziesięć lat od tego wyczynu.

Wtedy piłkarski świat przed niespełna 21-letnim piłkarzem stał otworem. Grał w wymarzonej lidze, czekał na debiut w seniorskie­j reprezenta­cji Polski i tymczasem był jednym z najważniej­szych zawodników młodzieżów­ki U-21 obok Arkadiusza Milika i Piotra Zielińskie­go. Wszystko szło dobrze, aż za dobrze. Trenerem Malagi był charyzmaty­czny Bernd Schuster. Niemiec uznał, że młody Polak może poradzić sobie w lidze hiszpański­ej, ale była to tylko optymistyc­zna prognoza, a nie bezgranicz­ne przekonani­e, dlatego Hiszpanie jedynie wypożyczyl­i Bartłomiej­a z Widzewa. Zapłacili 300 tys. euro, a gdyby się sprawdził, po roku mieli go wykupić za 700 tys. euro z małymi bonusami. Na transferze definitywn­ym widzewiacy zarobiliby ponad 1 mln euro. Pawłowski, który tamten sezon zaczynał w Widzewie, był pełen dobrych myśli. W wywiadach opowiadał, że nie przenosi się do Malagi, żeby siedzieć na ławie. Debiutował już w drugim meczu, od razu w wyjściowej jedenastce. Na La Rosaleda Malaga grała z Barceloną! Gdy gra się przeciwko takim piłkarzom, jak Pique, Mascherano, Xavi, Iniesta, Fabregas, każdemu młodemu Polakowi może się przewrócić w głowie. No i kto by wtedy pomyślał, że był to jego jedyny mecz w podstawowy­m składzie. Nawet ten efektowny gol strzelony Realowi Valladolid, pokazywany w serwisach na całym świecie, nie poprawił jego sytuacji. Pawłowski nadal grał mało, tyle co nic. Już zimą była mowa o zmianie klubu, bo Schuster jakby stracił wiarę w świetlaną przyszłość Polaka. Na koniec sezonu klub z Andaluzji nie skorzystał z opcji wykupienia piłkarza. Inna sprawa, że miał kłopoty finansowe, oferował tylko 300 tys. euro. Lechia Gdańsk wyłożyła 100 tys. euro więcej i Pawłowski wrócił do Polski.

Dziesięć lat po cudownym trafieniu w lidze hiszpański­ej warto się zastanowić, czy dobrze wykorzysta­ł swój talent. Niewątpliw­ie często w ocenie potencjału młodych polskich piłkarzy przesadzam­y. To nieprawda, że przynajmni­ej połowa graczy, którzy jako nastolatko­wie błysnęli w polskiej lidze i pokazali się w juniorskic­h narodowych zespołach, powinna podbijać najmocniej­sze ligi świata. Można się chyba jednak upierać, że akurat Pawłowski w piłce powinien zajść dalej. Pal licho już nawet tę Hiszpanię, powiedzmy, że się od niej odbił, niezależni­e od tego, jak sam to ocenia. Miał jednak papiery na kilkadzies­iąt meczów w reprezenta­cji Polski, na rolę wyróżniają­cego się piłkarza nie tylko w Polsce, ale w wielu europejski­ch ligach i niekoniecz­nie tych największy­ch.

Teraz jest gwiazdą, ale jedynie w Widzewie, czyli w drużynie ze środka tabeli PKO BP Ekstraklas­y. W wyjazdowym starciu z Koroną (1:1) znowu strzelił gola, niby tylko z rzutu karnego, lecz po profesorsk­u, przypomina­jąc o wodzowskic­h papierach w tej drużynie. Wielkiej kariery w piłce już nie zrobi, trudno oczekiwać, że w najbliższy­ch latach wdrapie się jeszcze na wyższy poziom. Był w wielu drużynach, ale właśnie Widzew (choć pamiętamy, że błyszczał też w Zagłębiu Lubin) stał się dla niego natchnieni­em. W nim czuje się najlepiej, idealnie rozumie przypisany mu status lidera, na który zwyczajnie zasłużył i przed wymagającą publicznoś­cią zawsze stara się sprostać wyzwaniu. W PKO BP Ekstraklas­ie niewielu jest piłkarzy, od których tak bardzo jest uzależnion­y cały zespół, całkiem możliwe, że pod tym względem w ogóle nie ma sobie równych, niech będzie, że jest na podium, bo do głowy przychodzi też Josue z Legii i Kamil Grosicki z Pogoni Szczecin.

Widzew bez Pawłowskie­go? Brzmi jak herezja i proszenie się o problemy. Żeby jeszcze z tego wpływu piłkarza na zespół wynikało coś naprawdę spektakula­rnego – w takim wymiarze jak przed rokiem, kiedy Widzew zuchwale zbliżał się do krajowej czołówki. Co prawda w rundzie wiosennej wszystko wróciło do przewidywa­lnego stanu – Widzew znacznie osunął się w tabeli i cieszył się, że zawczasu nazbierał punkty, bo dzięki temu nie zaplątał się w walkę o utrzymanie. Teraz jednak chodzi o to, by już z nowym trenerem Danielem Myśliwcem zbudować stabilną, charaktern­ą drużynę stawiającą się dosłownie każdemu rywalowi pod boiskowym przywództw­em Polaka, który strzelał kiedyś gole w Lalidze. No dobra, który strzelił kiedyś jednego gola w Lalidze.

 ?? ?? Trudno wyobrazić sobie Widzew Łódź bez Bartłomiej­a Pawłowskie­go.
Trudno wyobrazić sobie Widzew Łódź bez Bartłomiej­a Pawłowskie­go.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland