Przeglad Sportowy

ZAKOCHANY W JAJU

- Andrzej PERSON felietonis­ta „Przeglądu Sportowego”

Sport od dawna już żyje w kleszczach ekstremaln­ych ocen. Takie czasy, nie tylko na stadionach. Na festiwalu w Gdyni wygrywa film „Kos”. W internecie wybitny krytyk uważa, że film nie zasługuje na Złote Lwy. Prawo krytyka. W sporcie nie ma czasu na dłuższe, profesjona­lne recenzje. Komentator w 81. minucie meczu mówi, że to najgorszy mecz Roberta, w 85. minucie już pieje z zachwytu nad urodą goli Lewandowsk­iego. Taki zawód.

★★★

Wczasach pogardy sukcesu – zwłaszcza anonimoweg­o hejtu – dla wysiłku, który przecież nie zawsze przynosi sukces, natychmias­t po braku triumfu pojawia się zazdrość, zawiść i nienawiść. Potem wystarczy jeden mecz i „znawcy” chowają się w mysią dziurę, czekając na gorsze czasy… Z litości dla nazwisk i powagi gazety nie wymienię tych tzw. ekspertów futbolowyc­h, którzy podpowiada­li Michałowi Probierzow­i od pierwszej minuty po nominacji, aby Roberta Lewandowsk­iego wyrzucił na śmietnik historii, a co najmniej pozbawił opaski kapitana reprezenta­cji. Dlatego dzisiaj o zupełnie innym, radosnym spojrzeniu na sport. O sporcie na tak.

★★★

Dwunastego maja 1969 roku milicja przyszła do akademika. Wtedy nie było żartów. – O co chodzi? – obawę nadrabiałe­m groźną miną.

– Słuchajcie, Person, 14 maja musicie iść na wybory.

– Musicie?! A jak nie będę chciał?

– Jesteście najmłodszy­m wyborcą, dostanieci­e goździk, no to musicie iść…

Tego samego dnia, 12 maja 1969 roku, kończył się w Warszawie Wyścig Pokoju. Czym była ta impreza dla Polaków, wiedzą tylko 50-latkowie i starsi. Cały stadion, 100 tysięcy widzów, a na widowni w oczekiwani­u na kolarzy mecz… rugby Polska – Francja.

Goście tak naprawdę nie byli reprezenta­cją kraju, a raczej młodzieżow­cami. I tak przegraliś­my 0:67. Miałem przewagę nad większości­ą widzów na stadionie, bo rok wcześniej u wujka w Londynie oglądałem te dziwne brytyjskie sporty, w tym rugby. Więc jakąś tam wiedzę o grze z jajkiem miałem. W reprezenta­cji Polski wystąpił wówczas – w tym pamiętnym meczu z największą u nas widownią w historii rugby – Andrzej Kopyt.

★★★

Pięćdziesi­ąt pięć lat później siedzimy w sąsiednich kabinach komentator­skich. 80-letni Andrzej Kopyt w towarzystw­ie o połowę młodszego „Bidona” Roberta Małolepsze­go przekrzyku­ją się zafascynow­ani meczem. Trwa Puchar Świata, czyli mistrzostw­a globu. Tego globu, który w całości na południowe­j półkuli i w większości na północnej zakochany jest w jajowatej piłce. Nam ciągle trudno zrozumieć, że grą narodową w Australii, Nowej Zelandii, RPA, Irlandii, południowe­j Francji, Walii czy w dużej części Anglii jest rugby. Finał w Paryżu dopiero 28 październi­ka.

Andrzeja znam od zawsze, czyli od pamiętnego meczu w 1969 roku. I zawsze ze wspaniałym uśmiechem i radością w oczach opowiada o rugby. Kiedyś bokser, piłkarz ręczny i nożny, koszykarz, żeglarz, narciarz. Człowiek renesansu. Największy promotor radości sportu, jakiego znam. Teraz ma swoje dni. Puchar Świata – nie tylko dla niego impreza sportowa roku.

Właśnie ukazała się książka o Andrzeju i rugby zatytułowa­na „Siwy i nasze rugby” autorstwa Andrzeja Kopyta, Grzegorza Pazdyka i Roberta Małolepsze­go. Warto przeczytać, bo następny Puchar Świata dopiero za cztery lata.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland