Ponowny cyrk z arbitrami
W Łodzi w głównej roli wystąpił sędzia Daniel Stefański. Szczególnie wściekli byli na niego gospodarze.
Kibice Jagielloni Białystok mogą być zawiedzeni, że ich ulubieńcom nie udało się wygrać meczu, w którym mieli ogromną przewagę nie tylko na boisku po czerwonej kartce dla Engjëlla Hotiego, ale również poza nim, ponieważ ŁKS całą drugą połowę grał bez trenera na ławce. Kazimierz Moskal za protesty został wysłany na trybuny przez sędziego w doliczonym czasie pierwszej połowy spotkania, przez co stał się pierwszym ukaranym w ten sposób szkoleniowcem w tym sezonie. Sytuację ŁKS skomplikowała dodatkowo kontuzja Nacho Monsalve,
który po jednym ze starć upadł nieprzytomny na murawę i boisko opuszczał na noszach. To wszystko działo się w odstępie zaledwie kilku minut. – Komentując na gorąco, muszę powiedzieć, że czujemy rozczarowanie, straciliśmy dwa punkty. To był szalony mecz – mówił zasmucony po meczu trener Jagielloni Adrian Siemieniec. Jedyną dobrą wiadomością dla białostoczan jest dobra forma Afimico Pululu, który z ŁKS strzelił czwartą i piątą bramkę w tym sezonie. Wszystkie sportowe wydarzenia z piątkowego meczu przykrył jednak arbiter spotkania – Daniel Stefański. Po ostatniej kolejce PKO BP Ekstraklasy wszyscy kibice mieli dość dyskusji o sędziach, jednak nie da się jej uniknąć po tym, co działo się w drugim spotkaniu dziewiątej kolejki. Trzy rzuty karne (jeden anulowany przez VAR), siedem żółtych kartek, dwie czerwone (jedna dla trenera) i totalny chaos na boisku. To wszystko zmusiło prezesa łódzkiego klubu Tomasza Salskiego do napisania wymownego komentarza na temat meczu. „Stefański show” – tak skwitował to, co wydarzyło się piątkowego wieczoru w Łodzi. Stefański ma już na pieńku z kibicami kilku ekstraklasowych drużyn, po tym spotkaniu do tego grona dołączą również fani ŁKS i Jagiellonii.
Czy złość kibiców jest uzasadniona? Decyzje podejmowane przez sędziego były mocno dyskusyjne, jednak największym problemem dla arbitra było uspokojenie emocji, jakie panowały na boisku. Z tym kompletnie sobie nie poradził, o czym świadczą seryjnie rozdawane żółte kartki piłkarzom gospodarzy w pierwszej połowie. Najbardziej zaskakującą decyzją było pokazanie czerwonej kartki Kazimierzowi Moskalowi, który jest raczej spokojnym trenerem, a kartkę o tym kolorze jako szkoleniowiec zobaczył po raz pierwszy (wcześniej w trakcie kilkunastoletniej kariery piłkarskiej tylko dwa razy został wyrzucony z boiska). Czerwona kartka została pokazana szkoleniowcowi łodzian chwilę po tym, jak jeden z jego asystentów obejrzał żółtą. – Nikomu nie ubliżałem. Wybiegłem ze strefy, bo oczywiście kiedy chcesz się dowiedzieć czegokolwiek, oczekujesz uzasadnienia, to sędziowie nie chcą odpowiadać. Techniczny stał daleko, więc wybiegłem ze strefy, rozkładając ręce, zapytałem, czy to nie jest faul na kartkę, no i sam ją dostałem – tłumaczył Moskal. W efekcie tych wydarzeń oglądaliśmy najdłuższy mecz tego sezonu PKO BP Ekstraklasy, zamiast planowanych 90 minut było ich aż 118.