Japońska kolejka górska
Iga Świątek zaczęła debiut w turnieju WTA w Tokio od takich wzlotów i upadków, jakich nie miała już dawno. Czy dalej będzie lepiej?
Nie oszukujmy się – niewiele osób przypuszczało, że start raszynianki w Kraju Kwitnącej Wiśni może zacząć się w ten sposób. Po drugiej stronie siatki pojawiła się rywalka ze 148. miejsca światowego rankingu. I nawet biorąc pod uwagę, że Mai Hontama grała na własnych kortach i ma w sobie wyjątkowo waleczne serduszko, trudno było się spodziewać, że z jej parametrami (164 cm) i siłą gry (szybkość piłki znacznie niższa niż u większości zawodniczek z pierwszej setki) stawi naszej mistrzyni jakikolwiek opór. A przy wydatnej pomocy Igi – stawiła. W pierwszym secie Polka zaczęła mecz od dwóch przełamań na swą niekorzyść i wyniku 1:4. Wprawdzie potem zdobyła pięć gemów po kolei i wygrała tę partię, jednak absolutnie w niczym jej to nie uspokoiło. W drugiej prowadziła już 5:1, jednak przeciwniczka wyrównała i dopiero skuteczny finisz zapewnił Świątek sukces. Już dawno z tak nisko klasyfikowaną zawodniczką nie traciła seriami tylu gemów co teraz. Ważne, że w kluczowych akcjach potrafiła dominować, jednak liczba niewymuszonych błędów (w sumie zapisano ich aż 41!) generowała same problemy. Co druga rakieta świata musiała na koniec przyznać.
Zdołała się obudzić
– Warunki nie są tutaj łatwe, szczególnie ze względu na wilgotność – oceniła. – Cieszę się, że potrafiłam jednak poradzić sobie z tym wyzwaniem, bo na początku meczu czułam, że muszę się obudzić, by zacząć grać to, co zwykle – podsumowała pierwszy pojedynek w Tokio. W piątek rano czasu polskiego w ćwierćfinale zmierzyła się z rozstawioną z nr 8 Weroniką Kudiermietową i ten występ zapowiadał się już dla niej przyjemniejszy. Nawet jeśli nie będzie nagle w dużo wyższej dyspozycji, „wygodny”
styl jej przeciwniczki zrobi zapewne swoje. Rosjanka do tej pory urywała jej pojedyncze gemy. Niewiele wskazuje na to, by teraz było inaczej. Od losowania wiele się w turnieju zmieniło. Z połówki Igi zniknęła Jelena Rybakina, która po decyzjach WTA wycofała się z rywalizacji. Powód był ciekawy – tzw. performance bye, czyli wolny los za dobre wyniki przyznany dla Caroline Garcii. Francuzka leciała z Meksyku i w ostatniej chwili decyzją WTA otrzymała go kosztem grającej z trójką reprezentantki z Kazachstanu. Co oznaczało, że ta miałaby zaczynać start nie od drugiej, a od pierwszej rundy. Rybakinie wyraźnie się to nie spodobało, a we wpisie w mediach społecznościowych zamieściła emotikonki cyrku i clowna. Pod adresem pracodawcy. Po tym, co przeżyła w ostatnich miesiącach, wcale jej się nie dziwimy. Rok temu była w podobnej sytuacji co Garcia. Wtedy leciała z Portoroža, prosto z samolotu wychodziła na kort i o takich forach nie miała nawet co marzyć.
W Pekinie już z Sabalenką
Teraz razem ze swym chorwackim trenerem Stefano Vukovem – też ostro zaatakował federację – szykuje się już do startu w Pekinie, gdzie prosto z Tokio dotrze także Świątek. Jeśli awansuje do półfinału, będzie mogła liczyć na przywilej, który wzbudził ostatnio tyle kontrowersji. Impreza w Chinach zaczyna się w sobotę i ma pulę nagród 8,127 mln dolarów, czyli ponad dziesięć razy większą niż ta w Japonii. Zagrają tam już także nowa królowa kobiecego tenisa Białorusinka Aryna Sabalenka oraz mistrzyni US Open Amerykanka Coco Gauff.