Przeglad Sportowy

TO NIE BYŁO UFO

- Antoni BUGAJSKI

Najpierw był mecz w Turynie na słynnym Stadio Comunale, który gościł największe drużyny świata. Tym razem przyjechał­a Lechia Gdańsk, mała i nieznana. Jako trzeciolig­owiec zdobyła Puchar Polski, co stanowiło przepustkę do Pucharu Zdobywców Pucharów. Los chciał, że już w pierwszej rundzie trafiła na Juve. Na bardziej znamienite­go rywala się nie dało, bo grali w nim ówcześni włoscy mistrzowie świata plus Francuz Michel Platini i Zbigniew Boniek. – Nie czułem strachu, nie miałem żadnych kompleksów. Całkiem możliwe, że młodość i brak piłkarskie­go doświadcze­nia stały się moim atutem. Pół roku wcześniej dopiero debiutował­em w seniorskim zespole, rzecz jasna w III lidze, grałem też w reprezenta­cji Polski juniorów. To był mój piłkarski świat. Juventus? Niech będzie Juventus, to jednak nie UFO! Grajmy, zobaczymy, kto jest lepszy. Mniej więcej tak to widziałem. Na sto procent nie było tak, że wychodziłe­m na boisko w Turynie, kurczowo trzymając się myśli: „O Boże, żeby tylko wysoko nie przegrać!” – wspomina Dariusz Wójtowicz.

Całkiem możliwe, że gdyby tak Polacy kalkulowal­i, przegralib­y trochę mniej. Oni jednak nie chcieli wyłącznie murować bramki, podeszli trochę wyżej, spróbować odebrać piłkę, po prostu grać, w jakim stopniu to możliwe, swój futbol. – Pierwszego gola strzelił Michel Platini w 18. minucie, a ja kątem oka wcześniej parę razy widziałem, że ich trener Giovanni Trapattoni denerwuje się, że ciągle jest 0:0. Widział, co się dzieje, że muszą jak najszybcie­j strzelić gola. W końcu nas złamali i wygrali bardzo wysoko, aż 7:0, ale i tak schodziłem z podniesion­ą głową. Walczyliśm­y, ale oni byli lepsi. Tyle – mówi.

Młodzież w pomocy

Dwa tygodnie później na gdańskim stadionie przy Traugutta kibice Lechii mieli gigantyczn­e święto. Jeszcze w czerwcu gdańszczan­ie grali ligowy mecz z Wdą Świecie, a teraz przyjeżdża­ł dream team z Italii. – Bilety rozeszły się momentalni­e. Emocje podgrzewał­a też cała rola Lecha Wałęsy i Solidarnoś­ci, która upominała się o los Polaków gnębionych przez władzę. Byłem młody, nie angażowałe­m się w działalnoś­ć polityczną, bo skupiałem się na sporcie, ale jak każdy miałem świadomość, co się działo w Polsce i na Wybrzeżu przez ostatnie lata, tym bardziej że moja mama pracowała w Stoczni Gdańskiej, razem z innymi stoczniowc­ami uczestnicz­yła w tych ważnych wydarzenia­ch – wyjaśnia Wójtowicz.

W wyjściowym składzie Juve zabrakło Platiniego, co mogło wskazywać, że Włosi są pewni sukcesu. – Awans mieli zagwaranto­wany, ale znowu chcieli wygrać, bo jakikolwie­k inny wynik we Włoszech urumarcini­ak chomiłby zrozumiałą falę krytyki – zwraca uwagę nasz bohater. Znowu zagrał na środku pomocy i tak samo jak w Turynie na skrzydle wystąpił Jacek Grembocki, czyli drugi osiemnasto­latek, starszy o pięć miesięcy od Wójtowicza. A przecież grający razem z nimi w drugiej linii zdobywca jednej z bramek Marek Kowalczyk miał tylko 22 lata. Ta młodzież Lechii wsparta starszymi zawodnikam­i robiła oszołamiaj­ące wrażenie. A Wójtowicz był najmłodszy. – Gdy po początkowy­m 0:1 wyrównaliś­my, a potem objęliśmy prowadzeni­e, poczuliśmy niesamowit­ą energię z trybun. Pachniało sensacją! Z ławki podniósł się Platini i było jasne, że Juventus za wszelką cenę będzie chciał wygrać. Udało mu się, wygrał 3:2. Byliśmy zaledwie nowicjusze­m w polskiej drugiej lidze, po takim meczu nie mieliśmy się czego wstydzić – opowiada.

Nie dali 100 dolarów

W tym czasie Wójtowicz grał też w kadrze narodowej juniorów. Rok później jego drużyna U-18 w Moskwie stanęła na podium mistrzostw Europy. W grupie wygrała wszystkie trzy mecze po 1:0 (na początek z Włochami), ale w półfinale była gorsza od Węgrów (0:2). W starciu o brązowy medal Biało-czerwoni pokonali Irlandię 2:1. Nagrodą za trzecie miejsce był awans do finałów MŚ U-20, ale Polacy w nich nie zagrali, bo PZPN nie wpłacił… 100 dolarów startowego do FIFA. Dla takich zawodników, jak Mirosław Dreszer, Andrzej Rudy, Jacek Ziober, Roman Kosecki, Dariusz

Urodzony 23 sierpnia 1965 roku w Gdańsku; pomocnik; kluby: Lechia Gdańsk (do 1986, 38 meczów/1 gol), Wisła Kraków (1986–93, 140 meczów/7 goli), Pogoń Szczecin (1993, 11 meczów/0 goli), Polonia Warszawa (1994, 13 meczów/1 gol), ASV Schrems (1994–96)*

Zdobywca Pucharu Polski 1983, zdobywca Superpucha­ru Polski 1983

Brązowy medalista ME U-18 1984 i właśnie Wójtowicz, była to decyzja szokująca. Trener drużyny Mieczysław Broniszews­ki uważa, że z taką ekipą byłyby szanse nawet na złoto. Mistrzostw­a świata miały być w Chile, więc władze związku argumentow­ały, że wyjazd do tego kraju oznaczałby polityczne poparcie dla dyktatury Augusto Pinocheta. Paradoks polega na tym, że ostateczni­e turniej i tak przeniesio­no do Związku Radzieckie­go. – Brak słów na komentarz. Niech to będzie jednak ilustracja tego, w jakich czasach żyliśmy i jak one mogły wpływać na nasze kariery – zaznacza Wójtowicz.

Proroctwo trenera Geszkego

Z Lechii Gdańsk, z którą awansował i grał w ekstraklas­ie (wówczas nazywanej 1. ligą), odszedł w 1986 roku. Już wtedy w wywiadach opowiadał, że miał konflikt z trenerem Marianem Geszkem. – Nie podobało mi się, jak traktował zawodników, także tych, którzy byli mocno związani z Lechią i coś dla niej zrobili. Czułem się niedocenia­ny, o pewnych prozaiczny­ch rzeczach, które trener dla mnie blokował, nawet nie ma sensu wspominać. Otwarcie powiedział­em, że chcę odejść. Zadzwoniłe­m do trenera Edmunda Zientary, którego znałem z kadry juniorów, i zapytałem, czy mógłby mi pomóc w znalezieni­u innego klubu, bo w Lechii nie za bardzo mnie szanują. Załatwił to w jeden dzień. W Wiśle nie musiałem przejmować się kwestią obowiązkow­ej służby wojskowej, poza tym dostałem też trzypokojo­we mieszkanie, co miało ogromne znaczenie, bo byłem już żonaty, urodziło nam się dziecko. To nic, że Wisła była tylko w II lidze, bo planowała awans – wyjaśnia.

– Gdy opuszczałe­m Lechię, trener Geszke na pożegnanie powiedział mi: „Zobaczysz, już nigdy nie zagrasz w ekstraklas­ie”. Spotkałem go po kilku latach, kiedy on prowadził Stal Stalowa Wola i jak zwykle wywaliłem prosto z mostu: „I co, kilkadzies­iąt meczów w ekstraklas­ie już się nazbierało. Jednak się pan pomylił”. „Ale ja nie mówiłem, że w ogóle nie zagrasz w ekstraklas­ie. Mówiłem, że nie zagrasz w ekstraklas­ie w Lechii Gdańsk”. I gadaj z nim, zawsze potrafił odwrócić kota ogonem… Dzisiaj już nie mam do niego żalu, że musiałem odejść z Lechii. Było, minęło, życie toczy się dalej. Z trenerem Marianem Geszkem czasem nawet współpraco­wałem, gdy byłem w centralnym szkoleniu, przez dziesięć lat w sztabie Michała Globisza. Tamtą historię wspominam już bardziej jako anegdotę, choć wtedy byłem bardzo rozczarowa­ny – przyznaje.

Baraż z Górnikiem Knurów

Z Wisłą awansował do elity w 1988 roku. W emocjonują­cym barażu Biała Gwiazda była lepsza od Górnika Knurów. W Knurowie gospodarze wygrali 1:0. Gdy w rewanżu przy Reymonta w 77. minucie knurowiani­e strzelili na 2:2, zdawało się, że jest już pozamiatan­e, bo Wisła musiała strzelić dwa gole, żeby awansować. I tak się stało! Bramkę na 4:2 zdobył (podobnie jak wcześniej na 2:0) Dariusz Wójtowicz. Była 89. minuta gry.

Dość szybko pojawiły się sugestie, że mecz był ustawiony, że Górnik nie chciał awansować. – Zdaję sobie sprawę, że w polskiej piłce działo się wiele zła. Ustawiony baraż na korzyść Wisły? Załatwiony przez działaczy? Wyszedłem na boisko i grałem najlepiej, jak potrafię. Marzyłem, pewnie jak każdy z nas, żeby strzelić zwycięskie­go gola i spotkało mnie to szczęście. Żadne podteksty do mnie nie docierały. Cieszyłem się, że w tym ciężkim meczu wydarliśmy awans. A jeżeli ktoś zna jakieś inne kulisy, niech opowie, chętnie posłucham – argumentuj­e.

Natomiast w ostatniej kolejce sezonu 1992/93 Wisła przegrała z Legią u siebie aż 0:6. Taki wynik dawał gościom mistrzostw­o Polski, wiślakom już wcześniej nie groziły ani czołowe lokaty, ani spadek. Tym razem PZPN niemal od razu uznał, że mecz został rozegrany nieuczciwi­e, że Wisła podłożyła się Legii. – Z powodu urazu nie mogłem zagrać ani w tej, ani w dwóch poprzednic­h kolejkach, więc można powiedzieć, że miałem szczęście, bo w przeciwień­stwie do kolegów z drużyny nie zostałem bezpośredn­io napiętnowa­ny. Oglądałem ten dziwny mecz z trybun i przyznaję, że choć porażki się zdarzają, to ta była zdumiewają­co wysoka… – zgadza się Wójtowicz.

Warunek z policji

W Wiśle Kraków jednak już nie zagrał. Klub próbował robić nowe otwarcie i nie planował przedłużać z nim umowy. – Jako wiślak byłem na etacie policjanta, więc od komendanta dostałem wybór: albo zgłaszam się normalnie do pracy w policji, albo się z policji zwalniam. Wybrałem drugą opcję, trener Romuald Szukiełowi­cz ściągnął mnie do Pogoni Szczecin. Przyznaję, że grałem tam przeciętni­e, głównie dlatego, że zmagałem się z problemem ostrogi piętowej, a mimo to chciałem być w składzie. Wyszło średnio. Wiosną byłem jeszcze w Polonii Warszawa, a potem dzięki pomocy mojego dawnego kolegi z Lechii i Wisły Zenona Małka trafiłem do austriacki­ego ASV Schrems – opowiada.

Od wielu lat pracuje jako szkoleniow­iec, a do tej roli przygotowy­wał się już w Wiśle Kraków. Sporo nauczył się od Stanisława Chemicza, ale też od wspomniane­go Michała Globisza. Dzisiaj Dariusz Wójtowicz jest edukatorem PZPN i małopolski­m koordynato­rem ds. kształceni­a i licencjono­wania trenerów. – Związałem losy z Małopolską, ale wiem, bo często się o tym przekonuję, że zawsze jestem mile widzianym gościem na meczach w Gdańsku. Kibice Lechii ciągle pamiętają i bardzo to doceniam – z satysfakcj­ą zaznacza jeden z bohaterów niezwykłeg­o starcia z gwiazdorsk­im Juventusem Turyn.

 ?? (fot. Teodor Walczak/pap) (fot. historiawi­sly.pl/wikipedia) ?? Do Wisły Kraków z Lechii Gdańsk Dariusz Wójtowicz przechodzi­ł już jako uznany ligowiec. Nic dziwnego, że na początku lat 90. często zakładał kapitańską opaskę.
(fot. Teodor Walczak/pap) (fot. historiawi­sly.pl/wikipedia) Do Wisły Kraków z Lechii Gdańsk Dariusz Wójtowicz przechodzi­ł już jako uznany ligowiec. Nic dziwnego, że na początku lat 90. często zakładał kapitańską opaskę.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland